37.

612 38 22
                                    

<ten rozdział jest tym samym dniem, co poprzedni, ale z perspektywy Camili. Miłego:*>

Wstałam w naprawdę dobrym humorze. Już z rana wymieniłam kilka wiadomości z zielonooką pięknością, co tylko bardziej mnie uszczęśliwiło. Wstać i zobaczyć na ekranie "Miłego dnia<3" wysłane od niej, to naprawdę najlepsze uczucie na świecie. Postanowiłam też jakoś miło rozpocząć jej dzień i wysłałam jej kwiaty. Zeszłam na dół witając się z gosposią, z którą chwilę spierałam się, że sama mogę przecież zrobić śniadanie.

-I proszę, nic mi się nie stało-zaśmiałam się wskazując na mnie i podając również jej talerz z tostami-Smacznego.

-Nie powinnam-zaczęła kobieta, na co zmarszczyłam brwi i ugryzłam kawałek tosta.

-Jeść? Owszem, powinna Pani-odparłam, kiedy już przełknęłam kęs-bo się obrażę, pani Bello proszę, starałam się-zrobiłam minę zbitego pieska, po chwili ciesząc się, że kobieta zaczęła jeść.

Za każdym razem to samo. Tyle lat tu jest, a jeszcze się nie przyzwyczaiła. Okej, może i jest gosposią, może i tylko tutaj pracuje, ale nic się nie stanie, jeśli normalnie zje ze mną posiłek, który w dodatku sama zrobiłam. Wiem, że może i nie za to płacą jej moi rodzice, ale chwila przerwy jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

-Wypoczęła Panienka?-spytała zaczynając rozmowę.

Panienka. Ugh. Dlaczego ludzie mi to robią? Przecież nikomu nic nie zrobię, jak użyje mojego imienia. Nie mogę być po prostu Camilą?

-Pani Bello, dobrze Pani wie, że nie musi Pani tak do mnie mówić-przypomniałam, lekko się krzywiąc.

-Ale panienki rodzice...

-Są tu gdzieś?-teatralnie rozejrzałam się po pomieszczeniu-Wrócą dziś w ogóle?

-Najwcześniej będzie panienki mama w piątek wieczorem-odpowiedziała.

Biznesmeni..

-Widzi Pani?-wzruszyłam lekko ramionami-Mogłaby Pani nawet iść do domu i wrócić dopiero w piątek.

-I tak nie miałabym co robić-oznajmiła-a tak to wiem, że nie siedzicie same z Sofii, że nic wam nie jest..

-Rozumiem-pokiwałam głową-co nie zmienia faktu, że nie lubię, kiedy mówi Pani "panienko". Jestem Camila, a przecież zna mnie Pani nie od dziś. Nie powie mi Pani chyba, że mnie nie wychowała. Pani jest bardziej jak rodzina niż rodzina-przyznałam szczerze, a w odpowiedzi widząc, jak kobieta uśmiecha się nieśmiało.

-Niezmiernie mi miło, że panienka...że tak myślisz-poprawiła się widząc mój wzrok-Nie będę ukrywać, że ja też się do ciebie przyzwyczaiłam i...proszę mi też nie mówić na "Pani". Jestem Bella, a przecież nie znasz mnie od dziś-powtórzyła moje słowa, na co się uśmiechnęłam.

-Dobrze, myślę, że możemy się tak umówić Bello-odpowiedziałam akcentując jej imię.

Bella to osoba bliższa mi bardziej jak ktokolwiek inny. Kiedy moi rodzice byli zajęci karierą zawodową, ona mnie karmiła, przewijała, uczyła chodzić czy mówić. Była ze mną od małego i szczerze jestem zdziwiona, że utrzymałyśmy relację na "Pani", a nie było problemu, że zaczęłabym mówić "mamo". Z rodzicami nie mam złego kontaktu, jakby się mogło wydawać. Często ich nie ma, ale kiedy już są i akurat nie zajęci pracą, naprawdę poświęcają nam swoją uwagę.

Wybłagałam Belle o kluczyki do mojego auta i przytulając ją, podziękowałam oraz pożegnałam się. Ponownie uśmiechnęłam się, widząc wiadomość od Lauren. Szybko wystukałam odpowiedź, a chwilę później dostałam zdjęcie dziewczyny z kwiatkiem i podziękowaniem. Ponownie jej odpisałam i zatrzymując się po drodze na kawie, pojechałam do szkoły. Wzięłam jedną na wynos dla czarnowłosej, która pisała mi, że matka ją dziś podwiezie, a jedną popijałam po drodze.

Where are you? | CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz