10.

927 38 89
                                    

Kiedy wstałam, czułam się już o niebo lepiej. Znalazłam telefon i totalnie się tego nie spodziewając okazało się, że spałam 5 godzin. To dużo jak na mnie, serio. A w dodatku w dzień. Nieplanowane drzemki trwają dłużej niż mój normalny sen. Warto zapamiętać.

Odpisałam Dinah, która wysłała mi chyba ze sto wiadomości, że opowie mi wszystko jak się spotkamy. Z uśmiechem na ustach czytałam o tym jak to ''ONA'' nie jest wspaniała.

Nie, nie wiem o kogo ani o co chodzi. Ale tak, boję się tego.

To Dinah Jane Hansen, muszę dodawać coś jeszcze?

Wstałam odrzucając telefon gdzieś na bok i zeszłam na dół totalnie zapominając o mojej matce i jej fagasie. Dopiero gdy zobaczyłam ich obmacujących się na blacie w kuchni, zdałam sobie z tego sprawę, co odwala moja matka.

-Będziecie się pieprzyć czy mogę zrobić sobie kawę?-spytałam nie kryjąc niechęci.

-Lauren? Um..tak, pewnie, rób-spojrzeli na mnie zmieszani i odsunęli się od siebie.

-Super-pokiwałam głową i wyjęłam moją ulubioną kawę waniliową.

-Mogłabyś być trochę milsza-odezwała się moja matka tak, żebym tylko ja ją słyszała.

-Ja?-prychnęłam-to nie ja wpierdalam się w nie swoje życie-rzuciłam tak, aby WiLlIaMeK również mnie usłyszał.

-Lauren...-usłyszałam ten ton głosu i już wiedziałam, że moja prawdziwa matka wróciła-dla twojej świadomości William będzie z nami mieszkał czy ci się to podoba czy nie i masz być dla niego miła. Dla niego i dla jego dzieci-oznajmiła podchodząc do mnie jeszcze bliżej.

Kurwa, jakie dzieci do cholery?

-Jeszcze jakieś bachory przygarnęłaś?-spytałam niedowierzając-jak ty z jednym masz problem.

-Bo to ono nim jest-stwierdziła, ale ja nadal twardo patrzyłam jej w oczy.

-Albo jego matka-odpowiedziałam i szybkim krokiem zapominając o kawie udałam się do swojego pokoju.

Była zdziwiona, widziałam to. Owszem czasem też jej dogadałam, czasem jej odpowiedziałam na jej zaczepki, czasem się jej postawiłam, ale nigdy jakoś bardzo. I nigdy tak pewnie.

Chwyciłam słuchawki i telefon. Chciałam wrzucić je do kieszeni, ale zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze nie mam kieszeni, bo nie mam na sobie spodni. Po drugie nadal noszę bluzę Pani idealnej. Wsunęłam szybko pierwsze lepsze dresowe spodnie i zabierając wspomniane wcześniej dwa przedmioty, wyszłam po cichu z pokoju.

Trochę przesadziłam. Zbyt bardzo się poczułam, a moja matka była zbyt ''normalna'' ostatnio. Zapomniałam co potrafiła powiedzieć czy zrobić.

-Spokojnie, jeszcze przyjdzie z podkulonym ogonem-stwierdził Stark-to dobrze, że nie dajesz jej sobie wejść na głowę.

-No jasne, że przyjdzie-prychnęła, kiedy ja schodziłam już po schodach.

Oj no nie byłabym tego taka pewna.

-Naprawdę nie wiem co ona sobie myśli-zaczęła kpiąco-Że niby co? Że jak ma 17 lat to pozjadała wszystkie rozumy? Że nagle wszystko jej wolno? Wielka pani się znalazła. Po kim to takie głupie, co?

Spokojnie Lauren...nie słuchaj tego. To nic nie znaczące bzdury, do których dawno się przyzwyczaiłaś.

Zakładałam już buty, próbując się nie przejmować moją rodzicielką, która co rusz wymyślała kolejne głupoty na mój temat. Przez tyle lat przyzwyczaiłam się, że jestem beznadziejną, głupią idiotką, która nic nie osiągnie. Zwykłym śmieciem, na którym można się wyżyć. Byłam w stanie po prostu tego słuchać, a nawet się z tym zgodzić. Ale tylko o sobie, bo kiedy usłyszałam jego imię coś we mnie pękło i zamiast wyjść z domu, podeszłam do niej wściekła.

Where are you? | CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz