To, że Camz codziennie rano po mnie przyjeżdżała stało się normą. To, że za każdym razem czekała na mnie ulicę od mojego domu z kwiatkiem w ręce było na porządku dziennym. To, że jechałyśmy później na kawę albo na śniadanie, również. To, że wchodziłyśmy do szkoły trzymając się za ręce i śmiejąc się do siebie jakbyśmy przyjaźniły się od dziecka to też można nazwać naszym nawykiem. To, że resztę przerwy także byłyśmy nierozłączne i słuchałyśmy o tym, jakie to Camren nie jest przesłodkie z ust naszych przyjaciółek to także było naszą codziennością. To, że siedząc razem w ławce, czasem nieświadomie dostawałyśmy seszyn profeszyn od naszej kwitnącej parki zakochańców, czyli Dinah i Mani, a później zdjęcia te oglądane były chyba z miliony razy to także było jak najbardziej normalne.
Wszystko to, było naszą codziennością. My nią byłyśmy. Stałyśmy się dla siebie rutyną. Rutyną, bez której nie wyobrażałam sobie dalszego życia.
Weszłam do domu, oczywiście odwieziona przez brunetkę, szeroko się uśmiechając. To takie piękne, jak jedna osoba może działać na twoje samopoczucie.
Ah, no i matmę poprawiłam.
-Znowu róża?-zagadnęła moja matka, z którą ostatnio dosyć dobrze się dogaduję.
-Tak wyszło-odparłam zarzucając plecak na jedno ramię po ściągnięciu kurtki.
-Dostajesz je już od dwóch miesięcy, może czas najwyższy żebyś go zaprosiła?-zaśmiała się lekko, na co trochę mój dobry humor jednak przygasł.
No tak, ona nawet nie wie, że rozmawiam z Camilą.
-To raczej niemożliwe-odparłam próbując wybrnąć z sytuacji.
-A to dlaczego?-spytała marszcząc brwi-Chyba mam prawo poznać chłopaka, przez którego moja córka chodzi z głową w chmurach i codziennie dostaje róże?
-Tyle, że nie ma żadnego chłopaka-oznajmiłam nagle nie do końca to przemyślając.
-No przecież sama sobie ich nie kupujesz, nie?-zaśmiała się-Nie mówię, że dziś czy jutro, ale przyprowadź go na obiad do przyszłej teściowej no.
Nie mam na to siły.
Uśmiechnęłam się tylko sztucznie i poszłam do siebie na górę. Odłożyłam plecak i dołożyłam różyczkę do wazonu z innymi. Ale "innymi" wcale nie oznacza "zwykłymi". Każda z nich jest bowiem zielona. Skąd ona bierze te nienaturalne barwy kwiatów nie mam pojęcia, ale są przepiękne. A dlaczego tak? Otóż Camila twierdzi, że te róże przez swój kolor są wyjątkowe. Że dzięki niemu nie są właśnie tymi "zwykłymi". Czyni je to jedynymi w swoim rodzaju. A dlaczego w ogóle je dostaję? A no dlatego, że brunetka ubzdurała sobie, że powinna mi dziękować za drugą szansę. No i tak gdy codziennie mi ją daje, za każdym razem dziękuje za to, że jej wybaczyłam.
W skrócie? Cabello twierdzi, że jestem wyjątkowa jak te zielone róże i to właśnie mnie wyróżnia, tak samo jak one wyróżniają się spośród tych zwykłych.
Bo to ja jestem tą jej zieloną różą.
Zatopiłam nos w bukiecie i uśmiechnęłam się sama do siebie. Odłożyłam je z powrotem na półkę i wyjęłam telefon z kieszeni. Weszłam na nasz chat grupowy, na którym toczyła się jakaś żywa dyskusja.
[LAMPA]: Moja matka chce poznać przyszłego zięcia, który daje mi kwiaty🙄🙃
[ProboszczAllysus]: Uhhh
[Lampa]: Chyba mogę wiedzieć, od którego chłopaka moja córka dostaje kwiaty 🙎♀️🔫 zabijcie mnie
[ManiBear]: ChŁoPaKa