56.

528 45 14
                                    

Z Ally mieszka się zajebiście dobrze, jeśli mam być szczera. Czasem może i jest zbyt nadopiekuńcza, ale właściwie bardzo polubiłam to bycie w centrum uwagi. Blondynka naprawdę starała się jak mogła, abym czuła się dobrze.

Nie mam powodów by jej nie ufać i wcale nie chodzi o sam fakt tego, jak w ostatnim czasie bardzo mi pomogła. Znam ją w zasadzie od dzieciaka, wiedziałam, że to niemożliwe, aby wbiła mi nóż w plecy. Byłam dla niej jak młodsza siostra. Zawsze opiekowała się mną i DJ najlepiej jak umiała. Nie pozwoliłaby nas skrzywdzić, a co dopiero samemu to zrobić.

-Jak z tobą i Camilą?-spytała nagle, kiedy rozwieszałyśmy balony i serpentyny po całym domu.

-Co masz na myśli?-spytałam spoglądając na nią kątem oka. Ally nigdy przesadnie, a przynajmniej nie tak bardzo jak DJ, nie wariowała na punkcie Camren. Z Di można było oszaleć, a ona przynajmniej wiedziała gdzie jest granica. Na tyle, że Camila mogła mnie gdzieś zabrać i później wcale nie musiałam spowiadać się z przebiegu "randki". Dlatego zdziwiło mnie to pytanie.

-Przecież wiesz-rzuciła lekko, a ja się zaśmiałam i pokręciłam głową.

-Ally, ty też?-powiesiłam ostatniego balona i zabrałam się za wielki napis z życzeniami na Nowy Rok-Ile ja wam mogę powtarzać, że między nami nic nie ma?-westchnęłam widząc spojrzenie blondynki-Nie jesteśmy razem...

-Może warto to zmienić?-rzuciła, przez co o mało nie spadłam z krzesła. Spojrzałam na nią nie wierząc własnym uszom-Lauren, wy już zachowujecie się jak para. Obie tego pragniecie, co cholernie widać. Tylko żadna z was nie chce tego sformalizować. Przejrzyj na oczy, może dziś jest ten dzień. Nie musisz wiecznie się bać, tym bardziej teraz. Posłuchaj serca, chociaż raz, proszę.

-Nie Ally-odezwałam się po dłuższej chwili kręcąc głową-Doskonale wiesz jak to się kończy. Nie powinnam się go słuchać. Tym bardziej, że ono samo nie wie czego chce. Boi się tak samo jak ja. Konsekwencji. Rozumiesz? Sama mi o nich mówiłaś, więc nie mów mi teraz...

-Serce ci się boi?-zaśmiała się lekko-Kochanie, mówiłam też, że strach jest mniejszy, gdy wiesz czego się boisz. Ty opierasz się jedynie na swoich domysłach, doświadczeniach i lękach. Skąd możesz wiedzieć czy w ogóle jest czego tak naprawdę się bać?

-Naprawdę jestem pod wrażeniem, jak bardzo zmieniłaś swoje podejście-oznajmiłam odczuwając to coraz bardziej. Już kolejny raz mi tak powtarzała, a jeszcze niedawno twierdziła tak samo jak ja. Przecież to ona wpoiła mi, że ludzie tak naprawdę boją się tylko konsekwencji-Wychodzę, wrócę wieczorem na samą imprezę-poinformowałam ją widząc, że skończyłyśmy już przygotowania.

-W porządku, ale przemyśl to sobie!-zawołała za mną, na co tylko przewróciłam oczami.

Po godzinnym i samotnym błąkaniu się po mieście, moje nogi wyznaczyły cel podróży. Nie planowałam tego. Chciałam się tylko przejść i odetchnąć, a jakimś cudem podświadomie zaprowadziłam samą siebie pod dom Camili. Jednak nie tego było mi trzeba. Nie umiałam rozmawiać o uczuciach, a tym bardziej względem niej. A ja już na pewno nie o uczuciach do niej, rozmawiając z nią. Jedyne co potrafiłam jej kiedykolwiek oznajmić to to, jak bardzo jej nienawidzę. I z perspektywy czasu, to nadal wydaje się łatwiejsze niż zrozumienie prawdy. Ale jednak zagłębiłyśmy się w nią, nie chcąc już więcej cofać się w czasie. Wiem już, że tak nie jest, że nienawiść to błędne określenie i naprawdę cieszę się z takiego obrotu spraw. Problem polegał na tym, że ta relacja nie chciała zatrzymać się na tym etapie i cały czas pięła się coraz wyżej.

Ku mojemu zdziwieniu, zaprowadziłam samą siebie przed doskonale znaną mi willę. Moja podświadomość czasem aż tak głupia nie była. Pomijając poprzednie miejsce, w które mnie popchnęła, to wydawało się idealne. Znalazłam gospodarza, którego cudem byłoby zobaczenie w pełni trzeźwego. Dlatego wcale nie zdziwiły mnie maksymalnie rozszerzone źrenice, jedna ręka zajęta przez najpewniej cholernie mocnego drinka, a druga dzierżąca między palcami blanta.

-Co cię do mnie sprowadza drogie dziecie?-spytał i od razu wyciągnął w moją stronę papierosa, którego przyjęłam chętniej, niż byłabym w stanie przyznać. Doskonale wiedział, że już go nie odzyska, gdy rozsiadłam się wygodnie w fotelu na przeciwko niego, więc nawet nie próbując, odpalił sobie kolejnego. Biorąc bucha od razu czułam, że to nie to, co myślałam. Ale nie obchodziło mnie to. Może powinno, bo narkotyki to nie moja bajka, ale w tamtej chwili chciałam po prostu przestać myśleć.

-Życie-odparłam krótko wzruszając ramionami-Tylko tutaj tak właściwie mogę odpocząć. Uciec od tego wszystkiego. Nie myśleć choć przez chwilę czy przez daną decyzję nie rozpierdolę sobie znowu życia. Albo kto jest dla mnie ważniejszy, kogo mam posłuchać i pod kogo układać swoje życie. Mogę tu z tobą posiedzieć i po prostu niczym się, kurwa, nie martwić-dodałam głośno wzdychając.

Od zawsze była to zwykła ucieczka od rzeczywistości. To miejsce było chwilą wytchnienia. Nie musiałam niczego mu tłumaczyć. Jako jedyny nie zadawał miliona pytań, po prostu rozumiał, że to przytłaczające. Choć czasem uważnie słuchał, jeśli jednak potrzebowałam się wygadać. Każdy bowiem miał inną wizję na temat mojego życia, które niekoniecznie chciały ze sobą współgrać. Oczekiwał ode mnie czegoś innego, czego nie byłam w stanie zapewnić. Czasem zwyczajnie miałam dość słuchania tego wszystkiego. Po prostu bywałam tym zmęczona i lądowałam tutaj. W jedynym miejscu, gdzie niczego ode mnie nie wymagano.

Jednak z każdym kolejnym mocniejszym zamroczeniem umysłu, zamiast być coraz dalej tego wszystkiego, byłam coraz bliżej. Przyjrzałam się fajce niewiadomego pochodzenia w mojej dłoni zastanawiając się dlaczego mi to robi. Miał pomóc. Miałam nie myśleć, miałam choć na chwilę zapomnieć, a wbrew temu przypominałam sobie coraz więcej. W pewnym momencie miałam wrażenie, że cofnęłam się w czasie do dnia, w którym wszystko się spierdoliło. Czułam ból i strach tamtych dni, miesięcy i okropnie długich lat. Rozpacz, odrzucenie, stratę, samotność, złość, nicość... to wszytko uderzyło we mnie dwa razy mocniej. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Zamknęłam je widząc wybrane wspomnienia i przeżywając je na nowo. I w końcu zobaczyłam ją. Uśmiechnęła się, układając dłonie na moich policzkach. Starła moje łzy, a pocałunkiem uświadomiła, że była najlepszym co mnie w życiu spotkało. Kiedy rozpłynęła się pod wpływem mojego dotyku, poczułam ogromną pustkę. Otworzyłam oczy, ale nikogo przede mną nie było. Może i zwariowałam, ale w tamtym momencie uświadomiłam sobie jak bardzo zdążyłam za nimi zatęsknić i jak bardzo chciałam je ponownie poczuć na swoich.

Where are you? | CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz