48.

630 39 51
                                    

Zmrużyłam oczy, próbując przyzwyczaić się do światła. Przetarłam je kilka razy dłońmi i otworzyłam szerzej rozglądając się dookoła. Leżałyśmy w takiej samej pozycji, w jakiej usnęłam. Mi było wygodnie, ale czy Camili szczerze wątpię. Ciężko było rozstać się z tak wygodną poduszką, jednak po chwili podniosłam się i bardzo delikatnie ułożyłam ją w wygodniejszej pozycji. Nakryłam brunetkę kołdrą i nie mogąc się oprzeć zrobiłam jej zdjęcie. Poszłam chociaż względnie się ogarnąć i zeszłam na dół, znajdując karteczkę na blacie w kuchni od mamy dziewczyny, że musiała wyjść wcześniej do pracy. Wzięłam się za robienie śniadania i skromnie mówiąc, jak na moje umiejętności, wyszło zajebiście.

Dlatego też uśmiechnięta i dumna z siebie weszłam do jej pokoju. Odłożyłam śniadanie na szafce i przysiadłam na skraju łóżka, gdzie z bólem serca zaczęłam lekko ją wybudzać ze snu. Gdy tylko przyzwyczaiła się do światła, spojrzała na mnie swoimi czekoladkami, które uśmiechały się razem z ustami.

-Tak mogę się budzić codziennie-stwierdziła z jeszcze większym uśmiechem-Jak się spało?

-Chyba ja powinnam spytać o to twoje plecy-odparłam lekko się krzywiąc.

-Nie chciałam cię...-przerwała, wciągając gwałtowniej powietrze nosem-Czy ja czuję banany?

Zaśmiałam się i potwierdziłam jej przypuszczenia. Oczy miała dosłownie jak pięciozłotówki, gdy to usłyszała. Oczywiście nie obyło się bez stwierdzeń, że nie musiałam, że niepotrzebnie się fatygowałam i tych innych bzdur. Gdybym nie chciała, to bym tego nie zrobiła, tak?

I tak powtarzałam jej codziennie. Każdego ranka widząc to wymalowane na jej twarzy "naprawdę, znowu zaspałam?", tylko bardziej się motywowałam, by dnia następnego zrobić to samo.

Każda sielanka ma jednak swój koniec. Ten tydzień był wspaniały. Pomieszkując u Cabello mogłam poczuć się jak w domu. Nikt tu nikogo nie traktował gorzej. Prawie codziennie wieczorem spotykaliśmy się wszyscy i graliśmy w różne gry, oglądaliśmy film czy po prostu rozmawialiśmy. To naprawdę cudowne, że państwo Cabello pomimo pracy i pieniędzy jakie posiadają, znajdują czas oraz uważają, że relacje rodzinne buduje się na wsparciu i miłości, a nie na kupnie drogich ciuchów i samochodów, mówiąc, że przecież mają wszystko.
Ale to nie mój dom. Mogę czuć inaczej i mogę być traktowana tutaj lepiej, ale to nadal nie jest mój prawdziwy dom. Moja matka to cały czas moja matka. Jestem wdzięczna im za wszystko, ale kiedyś muszę wrócić. Do tej pory rzadko pojawiałam się u siebie i na krótko. Tylko po coś potrzebnego, przykładowo do szkoły i nigdy samemu.

Tego wieczoru Camila po długich namowach odwiozła mnie do domu. Bardzo nie chciała tego robić, ale w końcu przyznała mi rację. Jak ja bym nie wróciła, to w końcu oni by się o mnie upomnieli. To było jak błędne koło, nie mogłam nic zrobić.

Weszłam do środka, gotowa tak w zasadzie na wszystko. Pierwsze co obiło mi się o uszy to muzyka. Zdjęłam kurtkę i buty nabierając głęboko powietrza w płuca. Wypuściłam je z lekkim uśmiechem widząc wiadomość od brunetki.

[Camz 🙈💕]: Pamiętaj, że jestem i jakby co to pisz, przyjadę.

Zastanawiając się nad tym, czym sobie na nią zasłużyłam, zgasiłam ekran i wsunęłam telefon do kieszeni spodni. Przeszłam do salonu, gdzie od razu złapałam kontakt wzrokowy z Williamem. Luke tańczył i podśpiewywał, a moja matka? Śmiała się wesoło i jeszcze mu przyklaskiwała. Siedziała tyłem, więc mnie nie zauważyła. Ale ja patrzyłam. Patrzyłam i kolejny raz uświadomiłam sobie, jak bardzo zawiniłam, że na mnie nigdy nie potrafiła tak spojrzeć.

-Ładnie śpiewasz młody-rzuciłam do niego lekko się uśmiechając, zdradzając tym samym swoją obecność.

-Chcesz posłuchać?-spytał i podszedł do mnie żeby się przytulić-Mama kupiła mi zestaw karaoke.

Where are you? | CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz