62.

522 31 28
                                    

-Zanim cokolwiek powiesz-zaczęła Dinah, gdy stanęłyśmy przed Ally jak na skazaniu. Rano, na kacu i z brakiem sił-Nie mam zamiaru przepraszać, że poszłam się najebać, że wagarowałam i że wyczułaś fajki. Nie będę zasłaniać się Lauren, że niby tego potrzebowała, że była w kiepskim stanie, że chciałam spędzić z nią czas, choć tak było. Możesz mnie ochrzanić, możesz bardziej pilnować, możesz nie pozwolić mi tu zostać. Nie dbam o to. Wszystko mi, kurwa, jedno.

-Miałam nic nie mówić tak szczerze-westchnęła i wstała z miejsca-Dinah, oczywiście, że możesz tu zostać. Obiecałam wam, że zawsze jeśli dam radę, to wam pomogę. Nic się przecież nie zmieniło. Bardzo was kocham i zawsze możecie na mnie liczyć. Zawsze, głupki. I nie musicie mnie przepraszać. Nie chcę wzbudzać w was poczucia winy, bo nie jest po waszej stronie. Jest mi cholernie przykro, że nie jest u was teraz tak, jakbyście chciały. Naprawdę chciałabym zabrać z was cały ciężar, jaki nosicie. Nie chcę za niego przeprosin, nie prosiłyście i przede wszystkim nie zasłużyłyście na niego-odepchnęła się od stolika i mocno nas do siebie przytuliła. Zanim zdążyłybyśmy w ogóle pomyśleć o odpowiedzi, dodała-Ubierać buty, kurtki i jedziemy.

Ally wyszła nie zwracając uwagi na nasze pytania. Spojrzałyśmy po sobie zdziwione, ale poszłyśmy za blondynką. Zgodnie z prośbą, a raczej poleceniem, na które nie chciała słyszeć odmowy, ubrałyśmy się i poszłyśmy grzecznie do auta.

No i jak miałabym uwierzyć, że to Ally podała mi nieodpowiedni lek w szpitalu? Śmiech na sali. Niestety, kontaktowałam się z Viktorem i nadal nic nie wie. Monitoring magicznie niczego nie zarejestrował, świadków również brak, a on sam rozmawiał tego dnia tylko właśnie z Ally. Nie wiadomo kto wchodził i wychodził. Podsumowując, nie mamy dosłownie nic.

Blondynka zatrzymała auto oznajmiając, że jesteśmy na miejscu. Całą drogę każda z nas była myślami gdzieś indziej przez co w pojeździe panowała cisza. Mnie zastanawiała jednak tylko jedna rzecz, o którą chciałam spytać Dinah. Podeszłam do niej od razu, jak wyszłyśmy z auta.

-Di, bo mówiłaś, że od dwóch tygodni nie mieszkasz z rodzicami-zaczęłam idąc z nią ramię w ramię za Ally.

-Mhm-pokiwała głową na potwierdzenie moich słów-I teraz będę z wami.

-To gdzie ty byłaś przez te dwa tygodnie? U Mani?-spytałam, bo tylko to przychodziło mi do głowy.

-Tak-potwierdziła i nagle się zatrzymała. Kiwnęła głową przed siebie, więc również tam spojrzałam. Widząc auto Camili, zaczęłam się coraz bardziej zastanawiać, na jaki pomysł wpadła nasza przyjaciółka.

-To co się zmieniło?-spytałam, przechodząc do sedna.

-Rozstałyśmy się-powiedziała i teraz to ja nagle się zatrzymałam. W ciężkim szoku patrzyłam na Dinah, próbując zrozumieć co właśnie usłyszałam.

Naprawdę dawno nie rozmawiałyśmy.

-No chodźcie-zawołała Ally, a Dinah zaśmiała się bez krzty humoru. Przeniosłam wzrok na blondynkę zauważając, że z na przeciwka w naszą stronę szły Normani i Camila.

-Jaja sobie robisz?-odrzuciła Di do najniższej.

-Chodź tu i mnie nie wkurwiaj-warknęła, na co dziewczyna obok mnie przewróciła oczami.

-Ally, tylko po to kazałaś mi przejechać pół miasta? Nie mogłyśmy się spotkać, nie wiem, u ciebie?-pytała Camila, kiedy podeszłyśmy do tamtej trójki.

-Zamknąć się i słuchać-rzuciła zdenerwowana i wzięła dwa głębokie wdechy-Po pierwsze. Camila, tylko? Myślałam, że trochę więcej znaczą dla ciebie te relacje. Po drugie, nie, nie mogłyśmy, bo byście nie przyjechały. Ani wy do nich, ani one do was.

Where are you? | CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz