41.

649 40 40
                                    

Pov Lauren

Spędziłyśmy naprawdę miły wieczór w dwójkę. No prawie w dwójkę, bo czasem Luke zaglądał do nas z pytaniem, czy się z nim pobawimy.  Mimo wszystko nie narzekam. Przynajmniej było śmiesznie, kiedy grałyśmy w twistera, albo strzelałyśmy do siebie z zabawkowych pistoletów. Nawet kiedy chłopak poszedł już spać, dokończyłyśmy naszą bitwę, którą niestety przegrałam. Ale to tylko dlatego, że Camila oszukiwała.
Bo jak wytłumaczyć, że zniknęła mi połowa amunicji, podczas gdy jej prawie nigdy się nie kończyła?

Nie dość, że oszustka to jeszcze złodziejka.

Na samą noc także nie narzekam, bo było...dobra, zanim pomyślicie o niewiadomo czym, to zaznaczę, że chodzi o fakt, że dawno tak dobrze mi się nie spało. Czułam się bezpiecznie i zasnęłam bez większego problemu, a nawet się wyspałam.

Wstałam dość wcześnie z uwagi na plan jaki przygotowałam. Mimo to jednak się wyspałam. Usnęłam bez większego problemu, co było u mnie dość rzadkim zjawiskiem. I choć wewnętrzna siła ciągnęła mnie aby wrócić do łóżka i przytulić się do Camili, z bólem serca uszykowałam się, i odczytałam wiadomość, że już wszystko gotowe.

Musiałam bowiem z kimś coś wyjaśnić.

Popatrzyłam na śpiącą brunetkę, a na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech. Poprawiłam jej kołdrę i zostawiając kartkę, że musiałam coś załatwić i zaraz wrócę, wyszłam z pokoju, a później z domu. Wsiadłam do czarnego audi i witając się z kierowcą, pojechaliśmy w odpowiednie miejsce.

-Skąd wiecie, że będzie tędy przechodzić?-spytałam, zauważając Zayna i Liama stojących przy drzewie zaraz za ławką.

-Jakby ci to powiedzieć...-zaczął niepewnie Louis i podrapał się po karku.

-Siemka!-zawołały jednocześnie Dinah i Lucy do otwartego okna w moich drzwiach.

-Co one tu, kurwa, robią?-natychmiast odwróciłam się ponownie w stronę chłopaka.

-No właśnie to one nam powiedziały, gdzie będzie-mówił powoli w ogóle na mnie nie patrząc.

-Sami nie potrafiliście tego ustalić?-spytałam lekko sfrustrowana-Trzeba było powiedzieć, to bym wam pomogła, a nie tylko "damy radę".

-One nas szantażowały!-obruszył się brunet wskazując ręką na dwie dziewczyny rozbawione sytuacją.

-Coś czułam, że tak to się skończy-westchnęłam i oparłam głowę o zagłówek fotela.

-Nie marudź Lauser-Dinah zwróciła się do mnie-i oj tam zaraz szantaż...ładnie poprosiłam, żebyście mi powiedzieli co knujecie, bo inaczej powiem, że poprosiliście mnie o pomoc, więc nie wiem o czym mówisz-dodała i wzruszyła ramionami.

-Dobra starczy, nie mamy na to czasu-wcięłam się widząc, że Louis zamierza jej odpowiedzieć-Jesteście pewne, że ona tu będzie?

-Proszę cię, widzisz do kogo mówisz?-rzuciła Hansen, zakładając ręce na piersiach-Oczywiście, że jestem pewna. Lu?

-Za 48 sekund wyjdzie z tamtej klatki schodowej spod 20-odparła Vives, spoglądając na zegarek.

One tylko żartują? Przecież to niemożliwe, żeby wiedziały co do sekundy takie rzeczy. Prawda?

-Ale jak to mówią przezorny zawsze ubezpieczony, więc...-Hansen wyjęła telefon i pokazała mi obraz z kamery, na którym zauważyłam obiekt naszych zainteresowań.

-Macie podgląd do kamer?-spytałam trochę zdziwiona.

-Żeby tylko-Di zaczęła przeglądać nagrania-spod 15 wyszła Pani Johnson, to się wpisuje w jej grafik?

-Ta, w tym tygodniu przyjeżdża jej wnuk, więc idzie do warzywniaka dwie przecznice dalej-odpowiedziała Vives, a my z Louisem patrzyliśmy na nie jak na wariatki.

-No chyba nie powiecie mi, że tak o wszystkich tyle wiecie?-popatrzyłam na nie z niedowierzaniem-Nie powiecie, prawda?

-Kochana, a myślisz, że czemu dopiero teraz Loui się do ciebie odezwał, że wszystko gotowe?-spojrzała na mnie wymownie-Ile mamy czasu?

-Zaczęły rozmawiać-stwierdziła niższa i przejrzała kilka kartek w notesiku-Średnio zajmuje im to jakieś 15 sekund, a zakładając opóźnienie obrazu czy inny chuj, wychodzi na to, że mamy około 45 sekund.

"...czy inny chuj."

Wiarygodnie.

-Dobra, łącz z Harrym-powiedziała, a mnie jeszcze bardziej wbiło w fotel, kiedy to usłyszałam i zauważyłam, że mają słuchawki w uszach.

-Piękniś, jesteś?-spytała brunetka i pokiwała głową-Okej, kieruj się pod 15 i nawijaj jak sytuacja.

-Stylesa też w to wciągnęłyście?-spytałam, na co Dinah tylko lekko się zaśmiała.

-Jako plan c-dodała po chwili-Nadal żałujesz, że nam powiedzieli?

Oczywiście, że nie. Może i potraktowały to, jakbyśmy mieli co najmniej napaść na bank, ale przynajmniej wiem, że ich plan będzie niczym plan idealny.

Byleby wypalił.

-Nadal nie wiem co kombinujecie-odparłam-ani skąd wiedziałyście gdzie ona jest, przecież jesteśmy prawie w Boca Raton!

-Przyjeżdża tu tylko dwa razy w miesiącu na weekend do ojca-westchnęła blondynka-i spokojnie...tylko udoskonaliłyśmy wasz plan.

-Ale co to znaczy?-spytałam już trochę zdenerwowana.

-Csi!-uciszyła mnie gestem ręki-Co mówisz? Okej, idziemy. Lu, łącz z Barką.

-Co!? Ona też tu jest!?-prawie, że wykrzyknęłam-Dinah Jane Hansen, co ty, kurwa, wyrabiasz!?

-Sorry Lauser, ale musisz mi zaufać. Ich plan był do wyjebania, jedźcie za nami-oznajmiła i zakładając okulary oraz kaptur, zaczęła nawijać przez słuchawkę z, jak mniemam, Barką.

Zanim zdążyłam zareagować, Dinah zatrzasnęła mi przed nosem drzwi. Kiedy wyszłam dziewczyny były już zbyt daleko aby je zatrzymać. I tak spróbowałam, ale to wszystko stało się za szybko. Czarny mercedes zajechał drogę niskiej blondynce, która właśnie wyszła z klatki schodowej, a za nią Harry. Dinah otworzyła tylne drzwi i razem wepchnęli zdezorientowaną dziewczynę do środka. Dziewczyny wsiadły do tyłu, a Styles podbiegł na miejsce pasażera i spoglądając w naszą stronę kiwnął głową, abyśmy jechali za nimi.

No to jest jakiś żart.

-Louis, jedziemy-rzuciłam wsiadając do samochodu.

-Ale...-chciał zaprotestować i doskonale wiedziałam, że chodzi mu o chłopaków, których nie chciał tu zostawiać, ale no proszę was...

Właśnie przed chwilą, sprzed nosa, Dinah, Lucy i Harry z pomocą Barki, porwali dziewczynę, bo ubzdurali sobie, że są jakimiś jebanymi agentami, gangsterami czy chuj wie kim!

-Jedź kurwa!-zdenerowana podniosłam głos widząc, że czarny mercedes rusza z piskiem opon i wiedząc, że zaraz stracimy go z oczu.

No zabiję ich! Przysięgam, że coś im zrobię!

Louis westchnął, ale ruszył za nimi, a ja wyjęłam telefon i dzwoniłam do każdego z nich po kolei.

Niestety, bez skutku.

Chciałam tylko z nią porozmawiać, ewentualnie nastraszyć, ale nie kurwa porwać!

---------------------------------------------------------
JPsugary znowu za bardzo przekonująca😅

Where are you? | CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz