Ociężale podniosłam się z łóżka próbując rozprostować swoje kości. Wszystko okropnie mnie bolało, ale mimo to postanowiłam uszykować się do szkoły, jakby wczorajszy wieczór i noc wcale nie dały mi popalić. Oparłam się o umywalkę spoglądając na siebie w lustrze. Pokręciłam głową i chlusnęłam sobie wodą w twarz, w nadziei, że jakkolwiek doprowadzi mnie to do życia. Wyglądałam jakby przeszło po mnie tornado, wszystko mnie bolało, prawie nic nie pamiętałam, a w dodatku czułam, że nadal byłam pod wpływem używek, po jakie sięgnęłam niespełna pare godzin temu. Przeczesałam ręką swoje włosy i siadając, zrezygnowana sięgnęłam po kosmetyczkę. Zaczęłam pomału ukrywać to w jakim stanie się znajdowałam. Wory po nieprzespanej nocy, opuchniętą twarz od płaczu, czerwone zmęczone i równie napuchnięte oczy. Przyjrzałam się im dokładniej i przeszukując pół domu, założyłam soczewki. Na siebie narzuciłam dresy, stawiając po prostu na wygodę. Zjadłam szybkie śniadanie, co nie było w moim stylu. Jeśli sama o tym decydowałam, zazwyczaj pomijałam ten posiłek, uznając go za zbędny.
Chwyciłam do rąk kawę i wyszłam na taras, chcąc zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Był kwietniowy poranek, więc pomimo wczesnej godziny, normalnym było widzieć tylu ludzi. Usiadłam na krześle zatrzymując wzrok na parze z dzieckiem. Słyszałam radosne krzyki małego, którego tata złapał i posadził sobie na barkach, zapewniając, że go trzyma, że jest z nim bezpieczny. Uśmiech mamy był widoczny z daleka, rozjaśniał całą ulicę. Wyglądała na cholernie szczęśliwą i dumną ze swojego życia. Jednym ruchem dopiłam swój napój i w oka mgnieniu znalazłam się w salonie zamykając okno. Zdecydowanie nie lubię tych pór roku, kiedy to wszystko wyłazi na dwór, a dzieci krzyczą pod oknami nie dając chwili spokoju.
Znalazłam się ponownie przed lustrem w łazience. Byłam już spóźniona, ale nie to było najważniejsze. Westchnęłam do swojego odbicia z pytaniami rodzącymi się w mojej głowie. Zastanawiałam się, co ze mną jest nie tak. Co było nie tak. Czy naprawdę rozjebałam wszystko co miałam w imię chwilowego szczęścia? Mogłam żyć jak ten dzieciak, ale wybrałam kogoś innego. To właśnie przez moją głupotę wszystko się spieprzyło. "Byłaś zbyt mała, żeby wiedzieć" zapewnia mnie, ale i tak wiem, że nigdy już nie będzie tak samo. Nie odzyskam swojego dawnego życia, choćbym stawała na głowie. Bo nic nie cofnie tego feralnego dnia i wypadku.
A teraz powielałam stare błędy. Wtedy byłam mała, ale teraz nie jestem. Nie powinnam tak tego wszystkiego rozegrać. Nie powinnam znowu jej wybierać. Doskonale wiedziałam z czym to się je, a mimo to zaczęłam brnąć w to po raz drugi. Musiałam to przerwać, zanim było za późno.
-Za twoją głupotę i życie jakie mogłaś mieć-obróciłam ostatni raz kolorową tabletkę w palcach i wzięłam ją do ust. Wczorajszy wieczór zaopatrzył mnie w nie, i choć dopiero co zeszło ze mnie działanie wziętej w nocy, znowu zapragnęłam się tak czuć. Tak szczęśliwie i swobodnie.
Do klasy weszłam chwilę po rozpoczęciu się trzeciej lekcji. Na kacu, z okropnym gastro i pod wpływem tabletki szczęścia. Zmierzyłam wzrokiem klasę i ściągając okulary przeciwsłoneczne, usiadłam obok Vives, koło której szczęśliwie dla mnie nikogo nie było. Czułam na sobie wzrok zarówno ciągle mającej do mnie żal Camili, jak i rozczarowanej Dinah. Miałam ich dość. Nie wiedziałam czy taki wpływ miała na mnie ta malutka, działająca cuda tabletka, czy naprawdę tak czułam, ale w tym momencie miałam ich cholernie dość. Ciągłe pretensje i żale, jakby one były chodzącymi ideałami. Camila już chyba dawno zapomniała co się przez nią stało, i że to ona przyczyniła się do zrujnowania mi życia, a Dinah coś odbijało. Dlaczego nie miałam prawa sama o sobie decydować? Gdzie i z kim chcę być? Co będzie dla mnie lepsze? Dziewczyna chyba bardziej czuła się za mnie odpowiedzialna niż ktokolwiek inny.
Unikałam je najlepiej jak umiałam. Spędzałam czas z Ally i Lucy, z których pierwsza próbowała wyciągnąć ze mnie o co pokłóciłam się z dziewczynami i namawiała do rozmowy, a druga wręcz przeciwnie, widząc je od razu mi o tym mówiła, abym mogła szybko się ulotnić. Miałam nadzieję, że jej pomoc nie miała drugiego dna, ale wiedziałam też, że głupia nie była. Ally po prostu cieszyła się z mojego niezwykle dobrego samopoczucia, a przez brunetkę czułam się bardziej pilnowana i obserwowana. Minęły trzy lekcje, po których spakowałam się najszybciej jak mogłam, by pierwszą dotrzeć do szatni. Przebrałam się jeszcze na przerwie i to w tej części, do której mało kto zaglądał. Moje domysły potwierdziła Lucy, która również tu przyszla i zamknęła za sobą drzwi sprawdzając czy na pewno jesteśmy same.