18.

687 34 27
                                    

Środa.

Zawsze środy są chujowe. Niby zaraz weekend, ale z drugiej strony tydzień się dopiero zaczął. Jesteś po środku niczego tak naprawdę. W poniedziałek wiesz, że rozpoczyna się klęska żywiołowa. We wtorek czujesz ulgę, że poniedziałek się skończył. W środę natomiast zdajesz sobie sprawę, że to dopiero połowa.

Ale nie tym razem. Wczorajsza środa była serio całkiem niezła. Wstałam nie wiedzieć czemu w wyśmienitym humorze. Do szkoły odjebałam się jak szczur na otwarcie kanału. Tak, że aż Dinah odebrało mowę. A to już coś znaczy. Potem szczęście dopisało mi stokrotnie, ponieważ baba z majcy nie przyłapała mnie na ściąganiu. Bo powiedzmy sobie szczerze, nie zdałabym bez tego. Co jeszcze dziwniejsze, gdy po szkole pojechałam do Barki, zadzwoniła moja matka i poprosiła mnie bym wróciła do domu. Tak, ona umie poprosić. Sama się zdziwiłam. Ale kiedy już wróciłam, bo logiczne, że nie zrobiłam tego od razu, tak jakby się pogodziłyśmy. Ulżyło mi trochę, kiedy usłyszałam, że pewnie nie chciałam i wybacza mi wszystkie wybryki. Kij z tym, że wcale niczego nie żałuję, i że wcale jej nie przeprosiłam. Ważne, że teraz mi odpuści. Później nawet zgodziła się i mogłam pójść do dziewczyn, gdzie świetnie się bawiłam. Di w kuchni to jest jakiś żart. A Ally, która z przerażeniem się żegna to hit. Tylko Biblii jej tam brakowało. Tak więc wszystko wracało do normy...no prawie. Nie ukrywam, że w normie brakuje pewnej osoby, w której temacie nie było nadal żadnych postępów.

Do dzisiaj.

Dzisiaj, gdy weszłam do szkoły, szczerze się zdziwiłam. Nie mogłam pokazać szczęścia, ale Dinah wcale się nie krępowała. I nie, niestety nie była to Camila. Ale za to jej przyjaciółka.

Moi drodzy, Normani Kordei Hamilton zjawiła się w szkole.

No i tak siedząc sobie w czwórkę, to znaczy ja, Ally, Dinah i Mani, zastanawiałam się jak mam zapytać ją o Camilę. Ona musi coś wiedzieć. Nie wierzę, że jej zniknięcie na jakiś czas to przypadek, i że ona również nie ma z brunetką kontaktu.

Tak szczerze, kiedy przestałam patrzeć na nią przez pryzmat przyjaźni z Camilą, zmieniłam o niej zdanie. Bardzo miła dziewczyna. Żałuję, że wcześniej nie chciałam jej poznać. No i teraz jestem bardziej przekonana do związku jej i Dinah. W ogóle będę musiała o to wypytać Jane. Spotykały się przecież i to nie raz, a Hansen sama mi mówiła, że to jest to.

A dobra, co mi tam. Najwyżej wyjdę na głupka.

-A powiedzcie mi-odezwałam się patrząc na dziewczyny przede mną-jesteście już razem?

Ally kopnęła mnie pod stolikiem patrząc na mnie z politowaniem, Mani prawie zachłysnęła się wodą, którą piła, a Di się zaczerwieniła.

-Jeju spokojnie, nie wszystkie na raz-zaśmiałam się-tylko spytałam, zawsze mogę zostać bez odpowiedzi-powiedziałam unosząc ręce w geście obronnym.

Popatrzyłam na Dinah, która wyglądała jakby nad czymś uporczywie myślała. Od kiedy ona nie wie, co powiedzieć?

-Nie, nie jesteśmy-odparła czarnoskóra po chwili, spuszczając wzrok w dół.

Napotkałam karcące spojrzenie najstarszej, która ewidentnie zastanawiała się co powiedzieć, aby rozluźnić atmosferę.

No, ale one serio wyglądają jak para. I obie przecież doskonale wiedzą, że to tylko kwestia czasu. Kuźwa, każdy to wie.

-No to może...-zaczęła Ally, ale Dinah jej przerwała.

-A um...chciałabyś to zmienić?-spytała niepewnie i odwracając głowę w stronę brunetki, utkwiła wzrok w jej spojrzeniu. Zagryzła wargę i rozbieganym wzrokiem wyczekiwała odpowiedzi.

Where are you? | CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz