Pov Camila
Trochę się bałam tego, jak ten wieczór się zakończy. W ogóle nie spodziewałam się takiej propozycji ze strony mamy Lauren. Przecież ta kobieta mnie nie lubi. Wiem, że się stara dla czarnowłosej, ale żeby aż tak? Poza tym, zielonooka mi mówiła, że nie jest już tak dobrze. Jaki więc w tym sens?
Chwilę później znalazłyśmy się z Lauren w jej pokoju, gdzie od razu moją uwagę przykuły kwiaty w wazonie. Uśmiechnęłam się widząc, że po drugiej stronie pokoju stoją identyczne, ale ususzone. Stojąc na środku odniosłam wrażenie, jakbym stała na krawędzi. Krawędzi dwóch światów, gdzie jeden z nich to ten żywy i pełen kolorów, a drugi szary i smutny.
-To był pierwszy bukiet od ciebie-usłyszałam głos czarnowłosej za sobą-Musiałam go zostawić.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, gdy nagle coś mi się przypomniało.
-Nieprawda-rzuciłam zamyślona i okręciłam się do niej-Pierwszy dostałaś w przedszkolu.
Na twarzy czarnowłosej od razu zagościł uśmiech, gdy wróciła wspomnieniami do tamtej chwili. Zaśmiała się, w czym jej zawtórowałam.
-Ten z mleczy?-zmrużyła delikatnie oczy.
-Masz jakiś problem?-uniosłam brew nie mogąc powstrzymać kącików moich ust unoszących się w górę.
-Skądże-wzruszyła ramionami-Był równie piękny, bo szczery.
Fakt.
Nieważne jaki ani z czego, ważne skąd.
-Najszczerszy-przyznałam wpatrując się w jej tęczówki.
Bo prosto z serca-dodałam w myślach.
Przez kolejnych kilka sekund patrzyłyśmy sobie w oczy. Uśmiechnęłam się, co Lauren odwzajemniła. Wróciłam w myślach do starych czasów i ponownie doceniłam drugą szansę, którą dostałam. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że czarnowłosa ich nie daje, że to dla niej jak poddanie się i oddanie drugiej osobie broni. Naładowanej.
Dlatego nie mogłam tego spieprzyć.
Chciałam jej pokazać, że to wcale nie musi tak wyglądać. Że szansa nie musi być bronią. Że nie musi żyć w strachu, że ktoś jej użyje.
Usłyszałam pukanie, więc wróciłam na ziemię i okręciłam się w stronę drzwi, kiedy Lauren zawołała "proszę".
-Chodźcie na kolację-zaprosiła nas matka zielonookiej uśmiechając się życzliwie.
-Już idziemy-odparła dziewczyna i sekundę później ponownie zostałyśmy same w pokoju.
Tak więc znowu zatraciłam się w jej oczach. Gdy już miałam odlecieć myślami, dziewczyna minęła mnie i chwytając za rękę, pociągnęła w odpowiednią stronę.
Siadając przy stoliku obok Lauren, w jej domu, z jej matką i rozmawiając, poczułam się trochę jakbym cofnęła się w czasie. Jeszcze 10 lat temu to było normą. Prawie codziennie byłam tutaj albo Lauren była u mnie. Tylko, że teraz trochę się pozmieniało. Brakowało mi żartów, swobody i komfortu w rozmowie jaki zapewniał kiedyś ojciec zielonookiej.
Dlaczego więc tu jestem? Dlaczego pozwalano mi siedzieć na jego dawnym miejscu? Dlaczego, skoro, jak mówili, to była moja wina?
-Camila, co planujesz po skończeniu szkoły?-Clara zadała kolejne pytanie, a ja widząc już zdenerwowanie Lauren, posłałam jej uspokajające spojrzenie.
-Szczerze to jeszcze nie wiem...-odparłam lekko zamyślona-jak może Pani pamiętać zawsze z Lo chciałyśmy iść w muzykę, co u mnie się nie zmieniło. Myślę, że będę w to brnąć, ale to tak jak Pani mówi, po egzaminach.