-Mamo wychodzę!-zawołałam, zakładając buty i słysząc jej kroki, szybko zarzuciłam na siebie bluzę-Muszę się przejść.
-W porządku-oparła się o ścianę obok i przeskanowała mnie wzrokiem-Nie jest Ci potrzebna.
-Trochę mi zimno-odparłam i dokończyłam zawiązywanie sznurówek.
-Może coś cię bierze...jak się czujesz?-spytała przykładając mi rękę do czoła.
-Dobrze-powiedziałam od razu lekko się uśmiechając-Po drodze zajrzę do znajomej. Dam znać, kiedy wrócę, okej?-zmieniłam temat, a matka pokiwała głową.
-W porządku, leć-przytuliła mnie na pożegnanie, co ostatnio było normalne, ale nadal dziwnie się z tym czułam. Nie umiałam się do tego przyzwyczaić.
Wyszłam z domu już bez słowa, samej nie wiedząc dokąd zmierzam. Potrzebowałam wyjść, przewietrzyć się, pomyśleć. W głowie miałam zwykłą sieczkę, nad którą nie posiadałam żadnej kontroli. Każdy tylko chciał dobrze, to tej drugiej strony miałam się nie słuchać, bo mąci mi w głowie. Każdy wyrażał swoje zdanie, którego serdecznie miałam dosyć, bo wymagano ode mnie, abym wybrała stronę. Nie chciałam tego robić, nie potrafiłam, i to wszystko tylko bardziej mnie przytłaczało. Najchętniej zapomniałabym o wszystkim i właśnie dlatego wiedziałam, że nie mogę zostać sama.
-Przyznam, że twoje wiadomości trochę mnie zmartwiły-takimi słowami przywitała mnie Lucy, kiedy dołączyła do mnie wdrapując się na dach pobliskiego bloku.
-Ciebie też miło widzieć-uśmiechnęłam się lekko-Przepraszam, nie miały tak brzmieć. Po prostu nie chcę być sama...chyba nie potrafię się już kontrolować-drugą część zdania powiedziałam znacznie ciszej i przymknęłam oczy, biorąc głęboki wdech.
-W jakim sensie?-spytała utwierdzając mnie w przekonaniu, że doskonale słyszała, co mówiłam.
-W każdym-odparłam, ściągając bluzę. Zdecydowanie było na nią za ciepło, a przy brunetce czułam się naprawdę swobodnie. Na tyle, że odsłonięcie blizn nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Sama miała ich sporo na swoim ciele i odkąd pamiętam nigdy się ich nie wstydziła i nie zakrywała-Ale nie chcę o tym rozmawiać. Mam już dość. Chcę tylko z kimś posiedzieć, żeby ktoś po prostu tu był. Nie chcę być sama, ale już po kokardkę mam tego gadania, co powinnam, oczekiwań wobec mnie czy żali, że jestem po złej stronie. Pogubiłam się i sama nie wiem co robić ani myśleć, a od tego wszystkiego mam wodę zamiast mózgu.
-Więc po prostu tu będę-zapewniła, uśmiechając się lekko. Oparłam swoją głowę na ramieniu dziewczyny, po prostu ciesząc się, że przyszła. Zawsze była, gdy tego potrzebowałam, choć czasami odnosiłam wrażenie, że nigdy nie doceniałam tego tak, jak na to zasługiwała.
Nasz spokój zakłóciła jakaś osoba, która, tak jak my, stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie spędzenie czasu na tym dachu. Siedziałyśmy tutaj w totalnej ciszy przez prawie cały zachód słońca, co naprawdę sprawiało, że poczułam się o wiele lepiej. Mój komfort został zmącony, a wzrokiem od razu odnalazłam swoją bluzę, którą Lu podniosła i narzuciła na moje ramiona. U mnie był już to odruch, nienawidziłam tych spojrzeń pełnych żalu i współczucia czy odrzucenia i niechęci.
-Lauren, możemy porozmawiać?-usłyszałam za sobą, na co zmarszczyłam brwi, gdy tylko zobaczyłam kogo tu przywiało.
-Śledzisz mnie czy co?-rzuciłam do dziewczyny, która tylko uśmiechnęła się nerwowo na widocznie niewygodne pytanie.
-Ja tylko widziałam, że tu wchodziłaś, a chciałam pogadać i no...-zaczęła się tłumaczyć, spoglądając na moją towarzyszkę-Mogłybyśmy? Same?