Leżałam wtulona w piersi brunetki, która stale mnie obejmowała i zapewniała, że to nie ze mną jest problem, że jest przy mnie i zawsze będzie. Jednak nie wierzyłam już w żadne obietnice, nawet te wypowiadane przez nią. Chciałam w końcu mieć coś na stałe, nie bać się, że to stracę. Nie potrafiłam jednak myśleć, że w ogóle na to zasługuję. Czułam tę cholerną pustkę i nie miałam już siły nawet płakać. Przyjęłam to trochę tak, jakbym właśnie na nią zasługiwała. Jakby mi się to wszystko należało.
-Zrobię Ci może herbaty, co?-spytała, składając kolejnego całusa na mojej głowie. Zacisnęłam jednak ręce na jej koszulce w odpowiedzi, nie chcąc nic oprócz jej bliskości-Musisz coś pić, skarbie, bo mi się odwodniszł...
-Nieważne-powtarzałam jak mantrę na każde jej pytanie. Przytuliła mnie mocniej, wyraźnie zmartwiona moim stanem.
-Dla mnie to jest bardzo ważne-odparła, unosząc moją głowę tak, abym spojrzała jej w oczy-Ty jesteś dla mnie ważna-cmoknęła moje usta, a ja przesunęłam rękę na jej policzek, aby go czule pogładzić. Cholernie doceniałam, że ją mam jednocześnie cholernie na nią nie zasługując.
-Dziewczyny, przyniosłam wam coś na kolacje i po herbatce-do pokoju najpierw zapukała i weszła Sinu. Odłożyła kubki i cofnęła się po naleśniki, które zostawiła na szafce w korytarzu-Jak się czujesz?
-Chyba mogło być gorzej-uśmiechnęłam się słabo, sama w to nie wierząc. Sądziłam, że nie było już gorzej od tego, jak się czułam.
-Czyli źle. Rozumiem słońce, dlatego już nigdzie się nie wybierasz. Mówiłam Ci, że zawsze masz tutaj swoje miejsce, pamiętasz?-pokiwałam głową w odpowiedzi. To samo jeszcze przed momentem mówiła mi Camila. Chcieli żebym została z nimi, co doceniałam dwa razy bardziej przez fakt świadomości, że tutaj byłam bardziej niż bezpieczna. Nikt przecież nie śmiałby zakwestionować mojego pobytu u państwa Cabello-Kocham was wy dzieciaki moje-ucałowała nas obie w czoło i życzyła miłej nocy.
Następnego dnia jak gdyby nigdy nic, uszykowałam się, zrobiłam nam śniadanie do szkoły i obudziłam Camilę. Z początku twierdziła, że możemy zostać i jeszcze odpocząć jeśli bym chciała, ja jednak odparłam, żeby się pospieszyła, bo się spóźnimy. Westchnęła, ale na szczęście rozumiała moją chęć powrotu do normalnego życia, bardziej niż oczekiwałam.
Znowu więc siedziałyśmy w piątkę na przerwie, co dawało mi naprawdę dużo szczęścia. Pogodzone i roześmiane, spędzałyśmy ze sobą każdą minutę. Chwilę później zostałam sama z Ally i Camilą, z czego postanowiłam skorzystać i porozmawiać z tą starszą. Reszta już wiedziała, bo odbyłyśmy tę rozmowę rano i naprawdę nie miałam pojęcia co zrobić, aby Dinah nie spełniła swoich gróźb wobec Starka i mojej matki. Streściłam Ally po krótce, co się stało, ale ta niezbyt wyglądała na zaskoczoną tymi informacjami. Dopiero to, dało mi do myślenia. Cały czas przegapiałam wszystkie inne sygnały, ale to, że uciekła wzrokiem nie wiedząc co powiedzieć, zaczęło mi coś uświadamiać.-Ally lepiej jak powiesz sama o co chodzi, bo nie ręczę za siebie...-zaczęłam, na co zmieszała się jeszcze bardziej.
-Okej, w porządku, ale mnie wysłuchaj, proszę-powiedziała unikając mojego spojrzenia, co wcale nie działało tak, jakby chciała.
-Nie wkurwiaj mnie nawet-rzuciłam, czując jak Camila mocniej mnie do siebie przytuliła, jednak nie uspokajało mnie to tak, jakbym się spodziewała.
-Wiedziałam o wszystkim...-wyszeptała ledwo słyszalnie, a we mnie się coś zagotowało.
-Powtórz, bo się chyba przesłyszałam-powiedziałam o dziwo bardzo spokojnie jak na to, co działo się w środku mnie.
-O wszystkim wiedziałam. O całej tej propozycji, o podłożu jakie przygotowywał i kto jakie role w tym wszystkim odgrywał-wyrzuciła z siebie i spojrzała w moje oczy ze strachem, a ja po prostu zaniemówiłam. Nie wiedziałam na kogo patrzę w tym momencie. Ally? Ta sama Ally, która zawsze mi pomagała i stała za mną w każdej sytuacji, wieloletnia przyjaciółka, czy zwykła fałszywa i perfidnie zakłamana osoba, której tak naprawdę nigdy nie znałam-Tak, to dlatego powiedziałam, żebyś nikomu nie ufała, kiedy wracałaś do domu. Dlatego cię przepraszałam na turnieju, bo wiedziałam, że twoja matka nie przyjdzie, ale nic z tym nie zrobiłam.
To dlatego wszystko bolało mnie dwa razy bardziej, bo nic nie mogłam na to poradzić. Wiedziałam, że Melanie była jaka była, tylko dlatego bo Stark ją zmusił. Stąd wiedziałam, że trafiłaś do szpitala, bo od razu do mnie zadzwoniła. Od niej wiedziałam, co tak naprawdę wtedy się stało i to było jednym z powodów, dla których wzięłam cię do siebie. Ale Lauren, kurwa, uwierz mi, że nie brałam w tym udziału, że próbowałam to zatrzymać...-Pomagałaś mi z wyrzutów sumienia?-brzmiało to jak pytanie, ale bolało bardziej, bo nim nie było. Taka była prawda-Nie Ally, nie wypieraj się, że nie mogłaś nic zrobić. Wystarczyło mi, kurwa, powiedzieć!-wstałam, chcąc być jak najdalej od niej. Tak długo milczała, pozwalając na to wszystko-W szpitalu...to ty mi to wstrzyknęłaś?
-Nie, Lauren przysięgam, że to nie byłam ja...-podeszła do mnie, próbując chwycić za rękę. Pokręciłam głową nie dowierzając w to wszystko, co właśnie usłyszałam i cofnęłam się o parę kroków.
-To skąd o tym wiesz?-rzuciłam i nie czekając na nic więcej, udałam się w stronę wyjścia.
-To nie byłam ja!-krzyknęła za mną, zwracając na nas uwagę większej ilości osób znajdujących się na korytarzu. Odwróciłam się jeszcze na chwilę, patrząc jak po jej policzkach spływają łzy. Nie umiałam jednak spojrzeć na nią ze współczuciem. Jedyne co czułam to ogromny, przeszywający mnie ból i żal.
-Nie uwierzę już w nic, w żadne twoje słowo, a te swoje bajeczki, że jesteśmy rodziną wmawiaj komuś innemu. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego Ally-powiedziałam, powstrzymując się od płaczu. Wyszłam, nie zwracając na nic uwagi.
Ostatnie dni zamieniły się w koszmar. Sięgając po jedno, traciłam drugie. Tak bardzo miałam tego wszystkiego dość. Ból jaki czułam w tym momencie był już nie do opisania. Jedyne czego chciałam to się go pozbyć. Było to prawie niemożliwe, więc poszłam go chociaż zagłuszyć.