Stresowałam się. W cholerę się stresowałam. Niby nie obchodzi mnie opinia publiczna, ale jednak. Mam tam wejść. Z nią. I to nie tak jak zawsze, czyli skłócone, obrażone, przedrzeźniające się czy próbujące sobie przywalić, gdy nasze przyjaciółki trzymają nas od siebie w bezpiecznej odległości. Nie. Miałyśmy tam wejść normalnie, jak jakieś najlepsze psiapsiółki, ramię w ramię, śmiejąc się i rozmawiając. Tak, jakby nigdy nic się nie stało.
A przecież się stało. Ale czy nie starczy już wypominania tego sobie? Czy nie warto w końcu ruszyć dalej?
Mam nadzieję, że tak, bo inaczej to całe wybaczanie jest bez sensu.
Tylko czy ja jej wybaczyłam? Czy nie czuję już żalu o to wszystko? Nie jestem już zła za zniszczenie mi życia?
Dobre pytania na kolejne długie, nieprzespane noce.
Teraz jednak poczułam jej rękę na swojej. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się, co odwzajemniła.
-Będzie dobrze-oznajmiła-chodź.
Wyszłyśmy z jej auta, czym już zwróciłyśmy uwagę kilku uczniów znajdujących się przed szkołą. Poczekałam na brunetkę, która obeszła samochód i stanęła obok mnie.
-Denerwuję się-przyznałam patrząc na swoje buty.
-Widzę-zaśmiała się-ja też, ale hej-szturchnęła mnie, abym na nią spojrzała-jebać ich, ważne, że my jesteśmy szczęśliwe. Idziemy?-spytała wyciągając do mnie rękę.
-Idziemy-złapałam za jej dłoń splatając razem nasze palce.
Już wchodząc do szkoły czułam na sobie wzrok wszystkich znajdujących się tam uczniów czy nawet nauczycieli. No ale czy ktoś im się będzie dziwić? Jest to bardziej jak niecodzienne. Pewnie myślą, że to sen albo, że robimy sobie jaja. Ale nie. To jest po prostu cud.
-Ale im szczęki opadły-skomentowała dziewczyna śmiejąc się.
-Szczęka to dopiero opadnie Pani Richardson-również się zaśmiałam, a ona przyznała mi rację.
-Albo padnie na zawał-zasugerowała również możliwą opcję.
-Coś myślę, że to by było wszystkim na rękę-stwierdziłam, na co ponownie mogłam usłyszeć jej śmiech.
-Oj to na pewno, ale jak masz problemy z matmy to wiesz, mogę pomóc-oznajmiła uśmiechając się.
Korepetycje z panią idealną...brzmi kusząco.
-Dzięki-to jedyne, co jednak odpowiedziałam.
Podeszłyśmy do szafek, gdzie niestety musiałam puścić jej rękę. Odwiesiłam kurtkę i wyjęłam podręcznik od matmy, który tam zostawiłam. Wrzuciłam go do plecaka i zarzucając torbę na ramię, czekałam na Cabello. Rozejrzałam się dookoła. Zawsze jest tu dużo ludzi, ale dzisiaj to chyba ze trzy razy więcej. Niezłe widowisko zrobiłyśmy, a jak widać wieści w naszej szkole roznoszą się z prędkością światła. Jestem pewna, że już ze trzy czwarte szkoły wie, że Camila wróciła i to w dodatku ze mną, śmiejąc się i idąc za rękę. Oh, już widzę te plotki.
Brunetka jednak zdawała się niczym nie przejmować i uśmiechając się do mnie oznajmiła, że możemy już iść do klasy. Jeśli serio denerwował ją powrót i nie powiedziała tak tylko po to, abym nie czuła się w tym sama, to świetnie to ukrywała.
Ruszyłyśmy przed siebie i z niezadowoleniem stwierdziłam, że brunetka wyjęła telefon, i oburącz coś w nim sprawdzała. Postanowiłam, że również zobaczę czy ktoś do mnie nie napisał.
[ProboszczAllysus]: Lauren ja naprawdę żartowałam, że masz iść pieszo.
[ProboszczAllysus]: Gdzie jesteś?