-Przepraszam, nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło-popatrzyłam na dwójkę ludzi, którzy wcale nie mieli mi nic za złe. Lucy delikatnie głaskała mnie po plecach i przytulała do siebie, podczas gdy Ty robił mi herbatę.
Po tym co sobie zafundowałam praktycznie popadłam w histerię chcąc znaleźć się obok Cabello i zrealizować ten głupi pomysł. Rzucałam się jak cholera, że muszę do niej biec, po czym przewróciłam się w salonie na dywanie i zaczęłam płakać. Gdy Tyrone próbował mnie uspokoić, słuchał tylko o tym, jak kurewsko się boję cokolwiek zrobić. Mój umysł pokazał mi bowiem, jak wybierając ją, znowu tracę coś ważnego. Jak nie mogę się pozbierać, jak ogromną czuję pustkę. A na końcu, że i ona mnie zostawia. Ukazał wszystko, czego się boję. Najprościej-konsekwencji.
Czarnoskóry zadzwonił do Vives, jedynej osoby, którą znał z mojego otoczenia. Brunetka przyjechała najszybciej jak się dało i od wtedy, to w jej ramionach leżałam. Uspokoiłam się i w końcu usnęłam na pare godzin.
A teraz, im mój umysł stawał się bardziej trzeźwy, tym bardziej odwodził mnie od tego pomysłu. Powinnam się cieszyć, że wylądowałam na dywanie, a Ty mnie pozbierał i nie pozwolił wyjść.
-Lepiej?-spytał podając mi herbatę. Co by o nim nie mówić, nie chciał dla nas źle. Też się martwił i gdyby był w stanie pomógłby.
-Tak, dziękuję-upiłam kilka łyków i odłożyłam kubek na stolik-Macie na dzisiaj jakieś plany?-oboje pokręcili głowami, co wywołało u mnie uśmiech. Potrzebowałam kogokolwiek, aby nie myśleć o tym wszystkim i bynajmniej nie chciałam by była to któraś z moich przyjaciółek. One z pewnością nie pozwoliłyby mi zapomnieć, co więcej pewnie szybciej niż by pomyślały, zaprosiłyby również Camilę.
Resztę dnia spędziliśmy naprawdę bardzo miło. Pierwszy raz bez jarania i trunków. Muszę przyznać, że jestem zaskoczona takim obrotem spraw.
Bliżej wieczora Ty zabrał nas na jeden z jeszcze nie rozebranych jarmarków jednego z jego kolegów. Nie przepadam za świętami, ale w dobrym towarzystwie, atmosfera była zupełnie inna. A fakt, że byliśmy sami i wszystko, ale to wszystko było tylko do naszej dyspozycji, potęgował moją radość. Poszliśmy dosłownie wszędzie, domek świętego Mikołaja, jedna karuzela, druga, diabelski młyn. Wracając zajadaliśmy się owocami w czekoladzie, cały czas śmiejąc się z Lu, która wpadła do środka jednego z ogromnych, kartonowych prezentów pod choinką, gdy chcieliśmy mieć koło niej zdjęcie.Dobijała godzina do oczekiwania na Nowy Rok, gdy zaparkowaliśmy auto pod domem Ally. Miałam jednak nadzieję, że blondynka nie będzie na mnie zła, bo nie poinformowałam jej o późniejszym powrocie. Zdążyłam ledwie rozpiąć kurtkę, a dziewczyna oparła się o futrynę i wymownie spojrzała na rękę w miejscu, w którym powinien być zegarek. Uśmiechnęłam się najbardziej niewinnie jak potrafiłam i po prostu podeszłam ją przytulić. W domu grała muzyka, z pewnością wszyscy mieli już za sobą pierwsze drinki, tańce i gry, a Ally na mnie czekała i wypatrywała.
-Zwariuję kiedyś z tobą-zaśmiała się i odwzajmniła uścisk. Nawet jeśli miała mi dać reprymendę, to wiedziałam, że już z tego pomysłu zrezygnowała.
-Jergi!-Dinah wpadła między nas i mocno mnie przytuliła. Nie widziałyśmy się kilka dni, ale najwidoczniej dla niej to było prawie jak kilka lat.
-Ile już wypiłaś?-spytałam nie czując od niej alkoholu. Uniosła mnie lekko i swobodnie okręciła wokół własnej osi, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Ona naprawdę była trzeźwa.
-Tylko trochę-przyznała i chwyciła mnie za rękę-Czekałam na ciebie, bo nikt tu się nie nadaje-cmoknęła z dezaprobatą i pociągnęła mnie do kuchni. Nalała nam po shocie, stuknęła swoim w mój kieliszek i od razu wlała zawartość do gardła. Zrobiłam to samo, ledwie zdążyłam odłożyć pusty, a już dostałam do ręki drinka.
Wcale się nie dziwię, że ciężko komukolwiek dotrzymać jej tempa.
Impreza rozkręciła się na dobre. Byliśmy już po grze w butelkę i nigdy przenigdy. Na ostatnie 10 minut wszyscy przygotowywali się, aby jak nalepiej powitać Nowy Rok. Ja jednak rozglądałam się wokół szukając tylko jednej osoby. Przed chwilą siedziałam opierając się o ramię Camili, a teraz nie mogłam jej znaleźć. Prawie tak, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Sprawdziłam nawet łazienkę i pytałam ludzi czy ją widzieli. Nikt nic.
Wzięłam głęboki wdech i przez przypadek złapałam kontakt wzrokowy z Lucy. Ta uśmiechnęła się, ruchem głowy wskazując na balkon. Zerknęłam w tamtą stronę i zobaczyłam drobną postać. Siedziała z podciągniętymi kolanami pod klatkę piersiową i z rozmarzonym wzrokiem obserwowała niebo. Uśmiechnęłam się delikatnie na ten rozczulający widok i ruszyłam w jej stronę. Wyszłam na balkon, a chłód od razu ogarnął całe moje ciało. Mimo to, usiadłam obok niej dokładnie w takiej samej pozycji. Milczała. Nie zwróciła na mnie uwagi. Spojrzałam w jej stronę, lekko się uśmiechała. Wyglądała pięknie.
-Pamiętasz nasz pierwszy i zarazem ostatni wspólny Sylwester?-spytała nagle po minucie ciszy i spojrzała mi głęboko w oczy.
-Zupełnie tak, jakby był wczoraj-zapewniłam-Siedziałyśmy na balkonie, tak jak teraz-brunetka pokiwała głową na moje słowa i wyjęła telefon.
-Były 2 minuty do północy-podświetliła ekran urządzenia i odwróciła w moją stronę-Tak jak teraz.
-Poprosiłaś mnie do tańca-kontynuowałam i ku mojemu zaskoczeniu dziewczyna wstała podając mi rękę-Tak jak teraz-dodałam śmiejąc się lekko.
-Powiedziałaś, że nie umiesz i się boisz, że cię ktoś wyśmieje-przypomniała trzymając moją rękę i pociągnęła, abym wstała. Stanęłyśmy na środku zaczynając tańczyć. Miałam ogromne déjà vu. Odniosłam wrażenie, że nawet kroki robimy takie same.
-Zapewniłaś, że mnie nauczysz i nikt już nie będzie się śmiał-powiedziałam czując jak trochę pieką mnie oczy. Wspomnienia zawsze bolały. Tym bardziej, że troszczyła się o mnie jak o nikogo innego, a ja ją przekreśliłam na tyle lat.
-I...?-dopytała ścierając moje łzy, które jednak pojedynczo wydostawały się z moich oczu. Wtedy przesunęłam ręce na jej talię i tylko delikatnie kołysałyśmy się w totalnie innym rytmie niż muzyka.
-I, że każdy kto się zaśmieje jest głupi, bo ja jestem wspaniała-dodałam i spuściłam swój wzrok. To ja byłam głupia, że ją odtrąciłam.
-Tak jak teraz-uniosła lekko moją twarz za podbródek. W tle usłyszałyśmy odliczanie do Nowego Roku-Nic się nie zmieniło, pamiętaj.
-To nie był koniec tamtego dnia...-prawie wyszeptałam czując jej oddech na swoich wargach.
-Nie był-przyznała kręcąc delikatnie głową.
-Tak jak teraz?-wyszeptałam niepewnie słysząc, że zostało 7 sekund.
-Pytasz?-uniosła brwi dalej trzymając mnie za podbródek. Lekko trąciła kciukiem moją wargę, a ja wariowałam z emocji. Było ich zdecydowanie za dużo. Myślałam, że przez nie zaraz zejdę.
-Wtedy po prostu to zrobiłaś-powiedziałam patrząc na jej usta, ale dzisiaj nie czułam się z tym źle. Wręcz przeciwnie.
-Teraz też mogę po prostu to zrobić zrobić-oznajmiła i wróciła do moich oczu-Powiedz mi tylko, że tego chcesz..
-Chcę...-wyszeptałam próbując opanować kołotające serce, multum emocji, ciepło rozchodzące się w moim podbrzuszu i ten natłok niepotrzebnych myśli. Przymknęłam oczy i słysząc głośne "trzy", posłuchałam jedynie serca, oznajmiając najpewniej jak umiałam-Cholernie tego chcę, Camz... proszę, pocałuj mnie.
-Szczęśliwego Nowego Roku, Lolo-uśmiechnęła się i równo jak usłyszałyśmy radosne krzyki innych, otwieranie szampana czy konfetti, Camila złączyła nasze usta w namiętnym i długim pocałunku.
-Szczęśliwego Nowego Roku, Camzi-odpowiedziałam łapiąc oddech i oparłam swoje czoło o jej. Dziewczyna zaśmiała wesoło, w czym jej zawtórowałam. Ponownie połączyła razem nasze wargi, a ja przyciągnęłam ją bliżej siebie. Pogłębiłam pocałunek, zatracając się w tej niesamowitej i magicznej chwili.
Zdecydowanie marzyłam i tęskniłam za tym zbyt bardzo.
----------------------------------------------------------