54.

533 46 41
                                    

Uniosłam powieki i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Uśmiechnęłam się widząc, że jestem u Camili w pokoju, a wczorajszy dzień nie był tylko wytworem mojej wyobraźni. Podniosłam się do siadu czując, że z moją głową już lepiej. Chwyciłam szklankę wody, którą przyniosła mi nad ranem brunetka upijając kilka łyków.

-Tym razem mi się udało-uśmiechnęła się Camila wchodząc do pokoju, a w rękach trzymając tacę-Jak się spało?

Nawet gdybym jednak obudziła się wcześniej niż ona, to chyba wolałabym nie ryzykować i grzecznie leżała. Skoro dla niej nie mogłam praktycznie nigdzie sama chodzić, a gdy usłyszała, że przy schylaniu zawroty się nasilają, przez co nawet buty mi zawiązywała, to naprawdę powinnam się dwa razy porządnie zastanowić zanim bym wstała i zrobiła nam śniadanie.

-Tysiąc razy lepiej niż w szpitalu-odwzajemniłam uśmiech i odebrałam od niej tacę-Naprawdę dziękuję Camila, chyba bym tam samemu zwariowała. Jesteś pewna, że muszę wracać?

-Tutaj nawet mina zbitego szczeniaczka nie pomoże-zaśmiała się pstrykając mnie w nos-Musisz wrócić, bo musimy mieć pewność, że już wszystko dobrze i ściągnąć szwy.

A co dalej? To było jedno z trudniejszych pytań. Nie chciałam wracać do domu. Tam tym bardziej nikt nie pomoże mi zrozumieć co czuję i co z tym zrobić. Ale poza tym, nie wiedziałam jak się uporać ogólnie z tą sytuacją. Nikt przecież nie wiedział jak to się stało, a ja nie chciałam mówić. To było zbędne. Musiałam sobie poradzić.

Przeniosłam swój wzrok na dziewczynę obok mnie. Ona by mi pomogła. Stanęłaby na głowie, żebym więcej nie musiała tam wracać. Ale tak nie mogłam. Właśnie o to chodziło. Może i się bałam, może i czułam złość oraz wstręt do swojej rodzicielki, ale próbowałam ją zrozumieć. Może to jest właśnie mój błąd. Ona widzi problem we mnie i w Camili, a ja patrzę tak jak ona. Z tym, że ja nie mam nic za złe brunetce. Kłopot w tym, że przez to długo nie chciałam wpuścić jej do swojego życia. I stąd te wątpliwości. Boję się, że nasza relacja znowu zepsuje któreś z nas życie.

Przesiadłam się na łóżko już po badaniach. Camila miała przyjechać wieczorem i dowieźć mi rzeczy niezbędne na dzień następny. Znając ją pewnie zostanie do jutra i ogarnie wypis, jeśli wszystko będzie w porządku. Przez znajomości Hernandez z lekarzem, nie potrzebowałam obecności opiekuna prawnego. Wszystko załatwiały same, a nawet o to nie prosiłam. Choć doceniałam.

Wyjęłam telefon zauważając 5 nieodebranych połączeń i 2 sms'y od Ally.

O wilku mowa.

Allysus: Musimy pogadać.

Allysus: Teraz.

Automatycznie się zestresowałam. Chyba każdy doskonale wie, jak tego typu wiadomości działają na człowieka. Nie umiałam nawet sobie uzmysłowić o co może jej chodzić. Próbując się uspokoić, odpisałam jej pytaniem.

Jergi: Coś się stało?

Wpatrywałam się w ekran jak zahipnotyzowana przez kolejne kilka minut. Zero odpowiedzi.

Dlaczego ona musi mnie trzymać w takiej niepewności!?

Najpierw rozległo się pukanie, które od razu zwróciło moją uwagę. Później drzwi otworzyły się, a mi automatycznie zrobiło się duszno.

Zeskanowałam ją od góry do dołu czując dziwny uścisk w klatce piersiowej. Od razu poczułam gulę w gardle. Nie umiałam nawet w głowie ułożyć logicznego zdania. Złapałyśmy kontakt wzrokowy, który natychmiast zerwałam. Miała łzy w oczach.

-Co ty tu robisz?-spytałam po chwili lekko drżącym głosem nie rozumiejąc jej intencji.

Bojąc się jej intencji.

Where are you? | CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz