W głowie szumiało, nogi mi się plątały, ale uśmiech nie schodził z twarzy. Dalej szłam przed siebie w jednej ręce dzierżąc butelkę alkoholu, a w drugiej jointa. Czułam się wolna jak nigdy dotąd i pragnęłam by było tak już zawsze. Nie chciałam trzeźwieć, nie chciałam na nowo czuć tego bólu. Nic dobrego na mnie nie czekało, wszystko po kolei się waliło, a w takim stanie po prostu mnie to bawiło.
-Allyson!-zawołałam, gdy stanęłam przed jej domem. W mojej głowie zrodził się pomysł pójścia do dziewczyny, co od razu wykonałam-Ally popatrz! To dla ciebie znaczy rodzina!? Tak się zachowuje przyjaciel do kurwy nędzy!?-trzasnęłam w drzwi, wiedząc, że jest w środku. Zauważyłam ją przez szybę, ale odpowiadała mi cisza. To jeszcze bardziej mnie zdenerwowało-Nie bądź tchórzem i wyjdź do mnie! Umiałaś tak długo patrzeć mi w oczy i słowem się nie zająknąć to teraz staw temu, do cholery, czoła! Spójrz, co zrobiłaś! Po wszystkich bym się tego spodziewała, ale nie, kurwa, po tobie! Żałuję, że cię poznałam! Słyszysz!?
-Lauren! Wystarczy-Normani dobiegła do mnie, a od razu za nią Dinah. Zaśmiałam im się w twarz, gdy próbowały mnie uspokoić.
-Zostawcie mnie-wyrywałam się, gdy chciały zaprowadzić mnie do samochodu-Jeszcze bronić jej będziecie? Może też o wszystkim wiedziałyście?
-Lauren, kurwa, na litość boską!-Dinah się zdenerwowała i widziałam, że już walczyła ze sobą aby nie użyć wobec mnie siły-Wsiadaj do auta, pogadamy jak wytrzeźwiejesz.
-Prędzej sobie coś zrobię niż będę trzeźwa-odparłam, patrząc jej prosto w oczy. Od razu złagodniała i posmutniała, ale pierwszy raz mnie to nie obchodziło-Nie patrz tak na mnie, taka prawda. To za bardzo boli, a ja nie mam na to siły-dodałam, kiedy Dinah westchnęła przerywając nasz kontakt wzrokowy. Starsza wzięła mnie pod rękę i zaczęła prowadzić do auta. Przestałam się stawiać, przestałam widzieć w tym sens. Grzecznie oparłam się o pojazd i czekałam, patrząc jak Normani wraca po Dinah, która dalej stała pod drzwiami patrząc w jeden punkt.
-Gdybym o wszystkim wiedziała, dawno pozbawiłabym tego chuja głowy, wiesz o tym-powiedziała z żalem blondynka otwierając drzwi.
-Zawsze wam pomogę, bo jesteśmy rodziną-rzuciłam słowami do niedawna naszej przyjaciółki-Zawsze możecie na mnie liczyć, kocham was...
-Starczy!-warknęła, aby mi przerwać-Mnie też to boli, okej? Myślisz, że czemu od razu za tobą nikt nie wybiegł? Bo mamy cię gdzieś? Nie, tylko dawno roztrzaskałabym jej głowę o podłogę. Nie bronię jej, bo na to nie zasługuje. Jestem po twojej stronie czy mi w to wierzysz, czy nie-powiedziała wsiadając do środka. Też miałam, ale z domu nagle wyszedł powód tego całego zamieszania. Blondynka patrzyła na nas ze strachem, trzymając lód przy twarzy. Dinah od razu próbowała wyjść z auta, ale Normani równie szybko jej to uniemożliwiła i przytrzymała drzwi.
-Ally, kurwa, jak ci życie miłe to spierdalaj-zwróciła się do niej czarnoskóra, patrząc przy okazji czy ja również nie mam ochoty rzucić się na blondynkę. Miałam, ale wiedziałam, że jeśli zrobię chociaż jeden samodzielny krok to prędzej się wywrócę.
-Dziękuję, że przyjechałyście-odpowiedziała jej, uśmiechając się lekko i wzięła wdech chcąc kontynuować.
-Nie przyjechałam tu dla ciebie, nie wiem co ty sobie myślisz-wtrąciła brunetka-A to, że ściągnęłam z ciebie Dinah w szkole to tylko dlatego, żeby nie miała problemów. Z ogromną chęcią sama bym ci poprawiła, więc naprawdę idź stąd.
-Lauren, ale to nie byłam ja-oznajmiła, ale nie miałam zamiaru wierzyć w żadne jej słowo-Williamowi przeszkadzało, że się wtrącam, że o wszystkim wiem. Próbował mnie przekupić, a kiedy zrozumiał, że mu nie pomogę, chciał mnie wrobić w próbę zabójstwa. Próbował mnie tym szantażować i dlatego o tym wiem. Przecież nigdy bym Ci tego nie zrobiła.
-Ale ja nie umiem ci zaufać-odparłam próbując ustać na nogach i otworzyć drzwi-I nie obchodzi mnie w czym brałaś udział, a w czym nie. To naprawdę nieistotne. Wystarczy mi, że milczałaś i patrzyłaś na to wszystko z boku jednocześnie mówiąc, że zawsze możemy na ciebie liczyć.
-Czego ty jeszcze chcesz? Miałaś tak dużo czasu i milczałaś, teraz trochę za późno-warknęła do niej Dinah, która siedziała zamknięta w aucie, więc otworzyła sobie okno-Jutro przyjadę po swoje rzeczy, więc lepiej jak cię w domu nie będzie. Nie będę mieszkać z kimś takim. Już wolę nie mieć gdzie niż z tobą, zakłamana suko.
-DJ...-zaczęła z bólem, ale ta wywróciła oczami i zamknęła okno. Normani pomogła mi wsiąść do środka i sama zasiadła za kierownicą. Moja głowa szybko zrobiła się ciężka, a ja odpłynęłam do innej, lepszej krainy.
Przebudziłam się, gdy dziewczyny wniosły mnie do pokoju Camili. Nie dość, że złą to jeszcze skacowaną mnie posadziły na łóżku. Czułam się okropnie i wreszcie fizycznie tak samo jak psychicznie. Oparłam głowę na dłoniach próbując opanować karuzelę, ale podobnie jak tej całej sytuacji, nie dało się. Zakryłam oczy rękawami bluzy, aby łzy wypływały bezpośrednio na nie. Nie chciałam też żeby ktokolwiek widział, że płaczę. Miałam dać radę, dla nich przede wszystkim. Rozkleiłam się jednak jak małe, bezbronne dziecko. Szkoda tylko, że od zawsze słyszało, że nie może płakać, że wtedy pokazuje, że da się je zranić, że nigdy nie powinno tego robić tylko wziąć się w garść, że to jak błaganie o litość.
-Kochanie-Camila usiadła obok mnie i objęła. Z jednej strony chciałam tej bliskości, a z drugiej coś mnie blokowało. Jednocześnie chciałam się w nią wtulić i ją odepchnąć. Byłam tak bardzo rozdarta, nie wiedziałam już w co i komu wierzyć.
-Zostaw mnie-poprosiłam i się odsunęłam. Usłyszałam jak dziewczyna cicho westchnęła, ale odpuściła-Chcę być sama-dodałam spokojnie, gdy unosząc głowę zauważyłam smutek w jej oczach. Nie chciałam sprawić jej przykrości, chciałam po prostu samemu spróbować ułożyć to wszystko w głowie.
Dinah złapała ze mną kontakt wzrokowy, uśmiechnęła się lekko i wzięła Camilę za rękę zabierając ją z pokoju. Opadłam wtedy bezsilnie na plecy pozwalając by łzy swobodnie spływały po mojej twarzy. Poczułam jak materac obok ugina się i zobaczyłam Normani, która położyła się obok.
-Lauren, rozumiem, że to wszystko jest dla ciebie za ciężkie-zaczęła po chwili-Ale jesteśmy tutaj dla ciebie, więc nie musisz dźwigać tego sama. Wiem, że trudno ci teraz komuś zaufać, nie dziwię się, ale nie patrz na nas jak na wrogów, chociaż spróbuj.
-Okej-odparłam, żeby wiedziała, że zrozumiałam co miała na myśli. Byłam jednak w takim stanie, że nie umiałam złożyć myśli, a co dopiero logicznego zdania. Brunetka doskonale o tym wiedziała, więc życzyła mi jeszcze tylko dobrej nocy i wyszła z pokoju, a ja dostałam swoją upragnioną samotność.
Obudziłam się z takim bólem głowy jak chyba jeszcze nigdy. Przynajmniej odzwierciedlał to, co czułam. Podniosłam się ociężale i sięgnęłam po wodę, która była uszykowana zaraz obok łóżka razem z lekami. Od razu je wzięłam i chciałam się jeszcze położyć, ale potrzeby fizjologiczne wygrały. Wstałam, załatwiając co potrzebowałam i zeszłam na dół w poszukiwaniu reszty.
-Jak się czujesz?-spytała Camila, która od razu mnie zauważyła i podeszła.
-Nie wiem-odparłam szczerze i przytuliłam się do niej. Przymknęłam oczy przyciągając ją najbliżej jak tylko mogłam. Nie wiedziałam jak się czuję. Nie wiedziałam co dalej. Nie wiedziałam nawet czy w ogóle chcę to, co dalej.
-Nie znikaj tak kochanie, proszę-objęła mnie szczelnie i ucałowała w głowę, kiedy schowałam swoją twarz w zagłębieniu jej szyi.
-Przepraszam-odpowiedziałam szczerze, wiedząc, że wyłączenie wczoraj telefonu i zniknięcie na dobrych pare godzin to był kiepski pomysł.
-Nie jestem zła, tylko po prostu się o ciebie martwię-zapewniła i po kolejnej dłuższej chwili tulenia się spytała-Lauren, dziewczyny wczoraj wpadły na pomysł, żeby wyjechać na pare dni, tylko nasza czwórka, odpoczęłybyśmy, co myślisz?
-W porządku-odparłam mało entuzjastycznie, ale naprawdę się ucieszyłam. Nawet te kilka dni dobrze nam zrobią.