22.

478 34 19
                                    

Obudził ją dziwny skurcz w żołądku. Zaklejone oczy otworzyła niechętnie, ale przeczucie nie pozwoliłoby jej dalej spać. Palec wciąż na spuście, nawet przez sen nie traciła czujności.

Gdy tylko jej źrenice dostosowały się do światła ogniska ujrzała nachyloną nad sobą ciemną plamę. W pierwszej sekundzie aż zaparło jej dech, ale potem rozpoznała rysy twarzy.

- Winston? - odezwała się cicho. - Co się stało?

Przez moment nie uzyskała odpowiedzi i nie wiedziała dlaczego. Przeraziła się.  Wyciągnęła rękę i dotknęła jego ramienia, delikatnie go szturchnęła.

Chłopak przestał się nad nią nachylać, odsunął się, potrząsając głową.

- Matko, przepraszam Vi - wyjąkał. - Chyba lunatykowałem. - Obejrzał się wokół, jakby nie mógł uwierzyć, że jest w swoim ciele. - Przysięgam, nie pamiętam kiedy usiadłem, a tym bardziej kiedy się nad tobą nachyliłem.

Zerwała się do siadu, przyłożyła dłoń do jego czoła. Było gorące, ale miała skostniałe dłonie, więc dla pewności przyłożyła też brodę. Miała jednak rację, był rozpalony.

- Dalej gorączkujesz, na pewno dlatego nic nie pamiętasz - wyszeptała. Pokiwał głową, jak dziecko, chore dziecko, którym zajmuje się matka. Victoria przekopała swój plecak. Odnalazła jakieś tabletki, zdawało jej się, że pamiętały jeszcze czasy Strefy. Dobrze je znała i liczyła, że pomogą chłopakowi.

Posłusznie wziął je z jej dłoni, połknął i kierowany delikatnymi, ale stanowczymi dłońmi dziewczyny ułożył się na piasku i znowu natychmiast zasnął.

Niespokojne ruchy klatki piersiowej ją niepokoiły, ale nie wiedziała, jak jeszcze mu pomóc. Po prostu pozwoliła mu spać.

Aris i Clint stali na warcie. Lekko przysypiali, widziała jak jej przyjaciel ziewa i szczypie w ramię, by nie zasnąć. Powoli się podniosła, dołożyła do ognia z zadowoleniem wystawiając twarz na działanie ciepła. Podeszła do chłopców, piach skrzypił pod podeszwami butów. Clint odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął. Usiadła obok i położyła mu dłoń na ramieniu.

- Zasypiasz na siedząco. Idź się połóż. Moja kolej.

Z wdzięcznością w oczach podniósł się z piasku i ruszył do swojego zagłębienia. Bez pytań, prawie nie kontaktował, cud, że cokolwiek zrozumiał.

- Aris, ty też idź. Zaraz kogoś obudzę na twoje miejsce.

Ale Aris pokręcił głową.

- Nie, nie zostawię cię. I tak musisz podwójnie nad nimi czuwać, Winston naprawdę wygląda kiepsko. - Odwrócił się, by spojrzeć na wspomnianego chłopaka.

- A jak twoja ręka?

Wyciągnęła dłonie, więc natychmiast, jeszcze zanim odpowiedział, podał jej zranioną kończynę, zaskoczony troską.

- Boli, ale w sumie nic poza tym - wyszeptał.

Odwinęła bandaż, z dumą stwierdzając, że nawet nieźle go założyła. Rana rzeczywiście nie wyglądała najgorzej. Może też nie najpiękniej i najzdrowiej na świecie, ale była czysta, poprawnie opatrzona.

- Myślisz, że źle zrobiliśmy? - odezwał się niepewnie. - Może powinniśmy tam zostać?

Zajęta zmianą gazy i ponownym owijaniem dłoni, nie podniosła na niego oczu, ale odpowiedziała.

- Rozmawiałam już o tym z Newtem. Musieliśmy uciec, tylko tutaj mamy możliwość decydowania o sobie. Uświadomił mi, że tam nie mieliśmy żadnego wyboru i odrobiny pewności czegokolwiek. - Jej zdecydowany głos podniósł go na duchu. - Nie martw się, damy sobie radę. Nie ma takich przeszkód, których nie da się przeskoczyć.

|THE UNSTOPPABLE| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz