- Chcesz mi go opowiedzieć?
Wytarła resztkę krwi spod nosa i podniosła oczy na Newta. Poprawiła kołnierz kurtki, choć tego nie wymagał. Uśmiechnęła się smutno.
- Znowu Janson. Tym razem potraktował mnie prądem. - Przełknęła ciężko ślinę. Poczuła nieprzyjemne mrowienie w palcach, więc jest rozprostowała.
Newt przeczesał dłońmi włosy. Westchnął z bólem.
- Za co?
- Za ugryzienie pielęgniarki. - Na jego zdziwiony wzrok szybko dodała. - Wstrzykiwała mi coś, co niemiłosiernie piekło. Zawsze skręcałam się z bólu, więc kiedy przyszła, chciałam ją powstrzymać.
Pokiwał głową.
- To wspomnienie? Nie sen? - Upewnił się.
- Wspomnienie. - Wyjęła jedną rękę z rękawa kurtki. Podwinęła sweter do samego ramienia. Nachylił się nad nią. Na zgięciu łokcia miała bliznę. - Wcześniej myślałam, że to znamię. Już teraz wiem, że powstała, kiedy Janson źle zapiął pasek i nagrzana sprzączka przylgnęła do mojej skóry.
Syknął. Victoria na powrót opatuliła się ciepłym ubraniem. Odwróciła się, by rzucić okiem na śpiących chłopców, a potem znowu spojrzała na Newta. Wydawał się głęboko poruszony, zmartwiony.
- Potem widziałam mojego brata. - Uśmiechnęła się a on automatycznie zrobił to samo. - Przypomniało mi się, jak obronił mnie przed dręczycielem.
- Miałaś dręczycieli? - Newt wybałuszyl oczy. - Jeszcze nie wiedziałaś, że można nosić noże w śniadaniówce?
Zaśmiała się, uderzając go otwartą dłonią w ramię. Przyjął uderzenie ze śmiechem.
- Kiedyś naprawdę byłam dzieckiem, wiesz? - Pokręciła głową z rozbawieniem. - Do tego małym, kruchym i z niezwykłym talentem do zdobywania nowych przezwisk.
Wyjaśniła mu sytuację z żabą na lekcji i choć starał się zachować kamienną twarz to widziała, jak w środku pęka ze śmiechu. Z trudem usiłował okazać jej wsparcie.
- Ten gnojek cię popchnął?
- Tak, a potem sklumpał się w galoty przed moim bratem. - Prychnęła. - Nicholas często wyciągał mnie z takich opresji. Nauczył nie dawać się i rozrabiać, kiedy rodzice nie patrzą.
Przyciągnęła kolana pod samą brodę i oparła ją na nich. Zagapiła się w dal i zamilkła na moment. Zdawała się gdzieś odpłynąć. Newt kątem oka jej się przyglądał. Tak bardzo mu ulżyło, że znów rozmawiają, że nie krzyczą na siebie, że wciąż potrafią siedzieć ramię w ramię, w zupełnej ciszy, która nie jest dręcząca, niewygodna, pełna poczucia winy.
Victoria jeszcze bardziej schudła. Miała bladą twarz, w niektórych miejscach kości zaznaczały się bardziej niż powinny. Przekrwione, załzawione oczy i resztki krwi pod nosem - jego przyjaciółka wyglądała zupełnie inaczej niż pierwszego dnia w Strefie.
Wyglądała na chorą.
Skulona postać leżała w rogu betonowego tworu. Nie miał pojęcia, gdzie są, nic nie trzymało się kupy, ale nie głowił się nad tym długo. Jego uszy wypełnił szloch, chrapliwy i przerywany łapczywymi wdechami. Szedł w stronę tego czegoś, czymkolwiek było. Zdawało mu się, że odległość jest mała, a jednak stawiał kroki i wcale nie przybliżał się do celu.
- Victoria. - Wyrwało mu się z gardła, choć nie wiedział kiedy i dlaczego. Usłyszał swój głos tak, jakby stał obok.
To coś, to, co nazwał imieniem przyjaciółki, jak na rozkaz przestało płakać. Światło z nikąd padło na postać i wtedy dostrzegł rysy ludzkiego ciała. Było ono jednak wychudzone, brudne, w poszarpanych ubraniach i ze śladami krwi. Jasne włosy rozsypały się po całej głowie, były skołtunione i przysłaniały twarz. Dziewczyna dźwignęła się na ramionach i z trudem usiadła, wciąż tyłem do niego.
CZYTASZ
|THE UNSTOPPABLE|
FanfictionŚwiat okazał się inny. Był trudny, zmieniony i przerażający. Nie tego się spodziewali. Demony wcale nie zniknęły. Wciąż ich prześladują, są za nimi, zaledwie kilka kroków dalej. Nie odpuszczą. Pożoga, susza i żar lejący się z nieba próbują odebrać...