Prawe Ramię zrzeszało dobrych ludzi. Gotowych do poświęceń, do pomocy, do walki. Każdy coś stracił - niezależnie czy było to poprzednie życie, rodzina albo przyjaciele. Ci ludzie znali gorzki smak straty i może to przygrywało im sercom do dalszej wędrówki. Do wygrywania z niesprawiedliwością. Do ratowania niewinnych.
Inspirowali ją. Victoria poczuła, że chce należeć do tej wspólnoty. Chce działać na jej korzyść, uczyć się od reszty, walczyć i niszczyć Dreszcz jak tylko się da. Ludzie chętnie ją przyjęli, chętnie przyjęli ich wszystkich. Pokazywali wiele rzeczy, douczali tego, czego nie pamiętali bądź absolutnie nie umieli. Chłopcy doszkalali się w obsłudze broni. Tym razem ich nauczycielami zostało więcej doświadczonych osób.
Ci, których Prawe zdążyło wyrwać już ze szponów organizacji z wyraźną chęcią zawiązywali z nimi relacje. Victoria pierwszy raz po tak krótkim czasie znajomości czuła, że może im wszystkim ufać. Pokładała ogromne nadzieje w Vince'ie, widziała jego koncepcję stworzenia wolnej wspólnoty. Miał w oczach wielką determinację, sama odnajdywała w nim wiarę oraz spokój.Vince także dostrzegł w niej potencjał. Od początku zaimponowała mu faktem, że poprowadziła grupkę dzieciaków przez labirynt, a następnie przez Pogorzelisko, sama wciąż będąc dzieckiem. Był pewien, że miała coś w sobie - inaczej żaden z tych chłopaków nie poszedłby za nią. Ale to, jak stanęła w obronie jednego ze swoich, gotowa poświęcić życie, sprawiło, że całkiem podbiła jego serce. Wtedy zrozumiał, że te zielone oczy widziały wiele, przeżyły jeszcze więcej, ale nigdy, przenigdy nie zatraciły człowieczeństwa. Była dobra z natury, takich ludzi potrzebował. Silnych, owszem. Ale przede wszystkim troskliwych i o wielkim sercu. Na takim fundamencie pragnął budować swoją wymarzoną przystań. Z takimi kobietami i mężczyznami ze spokojem mógł dzielić się dowodzeniem, ich rad potrzebował, za nich chciał walczyć.
Nikogo więc nie zdziwiło, że poza Jorge i Connorem, również Victoria, Hal, Minho, Thomas i Newt stawili się na zebraniu Prawego Ramienia. Vince był właśnie w trakcie rozkładania mapy, gdy piątka przyjaciół weszła do namiotu.
- Dobrze was widzieć. - Mężczyzna uśmiechnął się i kiwnął im głową.
- Gdzie jest Mary? - Obcy kobiecy głos wyrwał ich z letargu. Natychmiast przenieśli oczy na nieznajomą.
Wysoka, umięśniona czarnoskóra kobieta weszła do namiotu od strony przeciwnej do tej, którą oni wybrali. Gęste, kręcone włosy splotła w ciasne warkocze. Mimo widocznego opanowania, wydawała się przyjaźnie nastawiona. Nawet uśmiechnęła się lekko w ich stronę.
- Ciebie też miło widzieć, Asha. - Vince pokręcił głową z rozbawieniem. - Mary jest w lecznicy, bada chłopaka.
Skinęła głową. Usiadła na drewnianym stołku w oczekiwaniu.
- Skoro mowa o chłopaku, co zamierzamy z nim zrobić? - Przysadzisty mężczyzna zabrał głos. - Dzieciaki już trochę tu są, a my dalej nie zdecydowaliśmy o jego losie.
Victoria patrzyła tylko na Vince'a, nie odrywała od niego oczu, toteż gdy ten usłyszał pytanie i odruchowo spojrzał na nią, spotkali się wzrokiem. Niewiele mógł powiedzieć o tej dziewczynie poza tym, co opowiadała mu Mary i co już zdążył zobaczyć na własne oczy. Jednym jednak, co mógł jej przyznać bez zawahania była przeogromna odwaga. Mógłby przysiąc, że patrzyła wtedy na niego wyzywająco, jakby gotowa rzucić się na niego, jeśli odpowiedź jej się nie spodoba. Wiedział jednak, że nie zrobiłaby tego, bo poza chojractwem, była naprawdę mądra i rozsądna. Sama tego nie przyznała, może nawet o tym nie wiedziała, ale to ona dowodziła grupą. To na niej lądował wzrok reszty, gdy przychodziło podjąć decyzję, mimo, że nie zawsze to ona ją podejmowała. I właściwie, nie mógł się temu dziwić – dałaby się zabić za jednego, zwykłego i do tego nieodpornego chłopaka. Nie wątpił, że wcześniej wielokrotnie stawała między przyjaciółmi, a zagrożeniem, z dumnie wypiętą piersią i niebezpiecznym błyskiem w oku.
Vince nie bał się silnych ludzi. Wręcz przeciwnie – takich właśnie mu było trzeba. Już w tamtym momencie był przekonany, że swoje działania będzie opierał także na zdaniu Victorii i jej przyjaciół. Gusto nazwał ich dzieciakami, ale Vince mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że dziećmi nie byli już od bardzo długiego czasu.
CZYTASZ
|THE UNSTOPPABLE|
FanfictionŚwiat okazał się inny. Był trudny, zmieniony i przerażający. Nie tego się spodziewali. Demony wcale nie zniknęły. Wciąż ich prześladują, są za nimi, zaledwie kilka kroków dalej. Nie odpuszczą. Pożoga, susza i żar lejący się z nieba próbują odebrać...