- Dlaczego nie wolno nam wychodzić?
Cara rzuciła na nią okiem, a potem znowu przeniosła wzrok na sałatkę ziemniaczaną.
- Podobno tak jest bezpieczniej. W razie ewakuacji nikt nie zaginie. W chaosie nietrudno zapomnieć o jednym człowieku - odpowiedziała.
Victoria zagryzła wargę.
- Czy nie czujesz się tu jak w labiryncie?
Dziewczyna gwałtownie podniosła głowę. Wypuściła sztućce z rąk, aż zadzwoniły na talerzu. Wiele twarzy odwróciło się w jej kierunku, na co odpowiedziała tylko nieśmiałym uśmiechem.
- Jak możesz to porównywać? Labirynt był jednym wielkim grobowcem, każdy dzień walką o przetrwanie. Czasami nie mieliśmy co jeść, zimno przenikało kości i nie było...
-...ucieczki? - dokończyła. - Stąd też nie uciekniesz. Kraty w oknach, na każdym rogu stoi strażnik a wokół budynku szwadrony i kamery. Nie brzmi znajomo?
- Dlaczego mielibyśmy opuścić to miejsce, skoro jesteśmy bezpieczni? - westchnęła. Kątem oka spojrzała na Juniper rozmawiającą z Clintem. - Długo nie miałam niczego, dopóki nie pojawiła się June. Zaopiekowałam się nią, miałam cel w życiu: nie dopuścić by stała jej się krzywda. Nie obchodzi mnie, że jestem zamknięta, skoro nic jej nie grozi. Nie mogę zapomnieć jak ciężko było w labiryncie, muszę o tym pamiętać, ale teraz te mury, strażnicy i kraty chronią nas. Nasze bezpieczeństwo to jedyne co jest teraz ważne.
Odwróciła głowę. Jej przyjaciele byli bardzo szczęśliwi, nigdy ich takich nie widziała. Śmiali się, żartowali i dokuczali sobie. Nie było w nich grama strachu, wyglądali na wypoczętych.
- Masz rację - odezwała się, nie odrywając wzroku od chłopców. - Niektóre rzeczy warto poświęcić.
- Ale się za wami stęskniłem! - Greg jak zwykle wparował do stołówki i swoją osobą wypełnił całe pomieszczenie. Był tylko jeden, a zdawało się jakby co najmniej dwunastu. - Dzień dobry wszystkim, niosę same dobre wieści!
- Ostatnio nie był zbyt entuzjazstyczny - prychnęła pod nosem, ale zamilkła pod karcącym wzrokiem Cary.
- Oczywiście nie ma tęczy bez deszczu, więc może zacznę od mniej przyjemnych wiadomości - odchrząknął. - Dostaliśmy informację, że Dreszcz podniósł się już po porażce i próbuje was namierzyć. Jesteśmy przed tym zabezpieczeni, ale wiadomo, nic nie trwa wiecznie. Wszczynamy więc powoli plan waszego przeniesienia.
Zatrzymał się na chwilę i sprawdził co na to jego widownia. Tak jak się spodziewał. Zobaczył ogromną dezorientację i strach.
- I tu zaczynają się już lepsze wiadomości. Byliśmy przygotowani na taką ewentualność, nowy schron jest już w pełni gotowy, by móc was do niego przetransportować. Zaręczam, że jest równie, może nawet bardziej, bezpieczny niż ten - uśmiechnął się uspokajająco. Białe zęby błysnęły w świetle, a dziewczęta przy stoliku najbliżej ściany zrobiły się czerwone. - Zaczniemy powoli, będziemy przenosić po kilka osób, żeby nie zostać wykrytym. Codziennie na kolacji będę zjawiać się z listą. Wyczytani będą podchodzić, damy wam czas na spakowanie się i ruszymy w drogę.
- Czy Dreszcz już wie gdzie jesteśmy? - wyrwał się jakiś odważniejszy chłopaczek.
- Tak jak mówiłem, wciąż jesteście bezpieczni, ale lepiej dmuchać na zimne - uniósł wyżej brodę. Jego ton nieco oziębł. - Wiemy co dla was najlepsze i zapewnimy wam to, nie martwcie się. Mamy na celu wasze dobro, inaczej nie bylibyście tu. No, a teraz wracajcie do posiłków, kucharze jak zawsze bardzo się nad nimi napracowali. Życzę dobrej i spokojnej nocy! - wrócił dobry wujek Greg.
CZYTASZ
|THE UNSTOPPABLE|
FanfictionŚwiat okazał się inny. Był trudny, zmieniony i przerażający. Nie tego się spodziewali. Demony wcale nie zniknęły. Wciąż ich prześladują, są za nimi, zaledwie kilka kroków dalej. Nie odpuszczą. Pożoga, susza i żar lejący się z nieba próbują odebrać...