34.

368 25 5
                                    

Victoria zapomniała o konieczności oddychania. Dopiero, gdy zaczęło robić jej się słabo zdała sobie sprawę, że cały czas wstrzymywała powietrze.

Connor zbliżył się do chłopców, a ci niepewni mu się przyglądali. Położył dłoń na ramieniu Hal'a, a ten zaskoczony gwałtownie się cofnął.

- Nick, co z tobą? Nie pamiętasz starucha?

Nie odpowiedział. Krążył wzrokiem od obcego do Victorii, a potem patrzył na pozostałych.

- Kim do cholery jest Nick?

- Moim bratem. - Dziewczyna stanęła za plecami Connora. Odwrócił się, gdy poczuł jej dłoń na swoim ramieniu. - To on? To Nicholas?

- Tak, nie pamiętasz? - Zaśmiał się nerwowo. Gdy jednak zobaczył łzy w jej oczach, natychmiast zrobił się poważny. - Nigdy bym was nie pomylił. Kochałem was jak własne dzieci. Dlaczego tego nie pamiętacie? Dlaczego nie pamiętacie siebie? - Taksował ich wzrokiem, na zmianę chłopaka i dziewczynę. - Co te gnojki wam zrobiły?

- Chwila. - Hal był tak zagubiony, że wciąż nie mógł przetrawić żadnej informacji. - Chcesz mi powiedzieć, że Vivi to moja siostra? A moje imię jest nieprawdziwe? Kim ty w ogóle jesteś? Moim ojcem, wujkiem, szwagrem mojego teścia? - Przytknął dłoń do czoła i pokręcił głową. - Vi, wierzysz mu?

Podniosła na niego swoje oczy. Przyjrzała się młodej, zmęczonej twarzy, skropionej piegami w kilku miejscach, wyraźnej linii szczęki, potarmoszonym włosom, ale przede wszystkim jego intensywnie zielonym oczom. Niczym nie różniły się od jej oczu, tak jak niczym nie różniły się od oczu jej matki. Co jak co, ale je pamiętała doskonale.

- Tak - wykrztusiła łamiącym głosem. - Pamiętam Connora, przez pewien czas zastępował mi ojca. A ty... - Z jej nosa wypłynęła maleńka strużka krwi. Skrzywiła się na ból, który objął jej czaszkę. Wytarła ciecz palcami. - ...masz na imię Nicholas. I jesteś moim bratem.

Świat naprawdę stanął na głowie. Nie wierzył w to, co mówił obcy, ale wiedział, że Victoria nigdy by go nie okłamała. Nie w takiej sprawie. Od samego początku kochał ją jak siostrę i tak też ją traktował.

Podszedł do niej i przytulił do siebie. Objęła go tak mocno, jakby się bała, że to wszystko nieprawda, że jest nieprawdziwy i zniknie, jak tylko poluzuje uścisk. Nie rozumiał, skąd wzięły się w jego oczach łzy, czuł jedynie wzruszenie, którego się nie spodziewał.

- Moja rodzina jednak żyje. Nie jestem sam - wyszeptał. Rozpłakała się przez to na dobre, ale i uświadomiła sobie coś.

- A Jannet? - Odsunęła swojego brata na odległość łokcia. - Connor, gdzie jest Jannet?

Choć do tej pory mężczyzna nie mógł powstrzymać uśmiechu, radość zniknęła jak za dotknięciem magicznej różdżki. Jego twarz wykrzywiła się w bólu.

- Porwali ją. - Spuścił głowę ze wstydem. - Dreszcz ją ma.

°°°

Connor i Jorge zabrali Streferów w głąb fabryki, gdzie czekali na nich inni. Wszędzie wokół wisiały hamaki, rozstawione były prycze. Po ziemi walało się mnóstwo różnych szmat, gdzieniegdzie śmieci znalazły swój dom, a brudne ubrania służyły im za łóżka.
Kiedy przechodzili, mieszkańcy patrzyli na nich podejrzliwie uważnie obserwując każdy najmniejszy ruch. Victoria, mimo, że u jednego boku miała brata i przyjaciół, a u drugiego Connora, czuła się zagrożona, a już zdecydowanie bardzo nieproszona, toteż przyspieszyła kroku.

|THE UNSTOPPABLE| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz