41.

324 32 1
                                    

- Jak udało ci się uciec?

Brunetka pokręciła głową z rozbawieniem.

- Nie jestem tobą, Victoria. Nie miałam tyle odwagi. Po waszej ucieczce, Dreszcz zapakował część z nas w Górolot i część w busy. Myśleli, że zdołają obejść się bez kolejnych strat. - Prychnęła. - Ale byli obserwowani. I gdy wozy ruszyły spod bazy, śledzący ruszyli za nimi. Szybki napad spowodował, że straty, których tak się bali, urzeczywistniły się, a my zyskaliśmy wolność.

- A Juniper? - wykrztusiła, po chwili namysłu. Na szczęście, brunetka szeroko się uśmiechnęła. - Jest cała?

- Sama zobacz.

Ktoś przed nimi zakręcił młynek uniesioną dłonią. Skalne przejście, na pierwszy rzut oka zablokowane i nie do przebicia, nagle odsłoniło to, co kryło. Ogromna, umalowana ciężarówka odjechała i przed ich oczami zamigotała szalona, ruda czupryna. Nim Victoria zdołała zarejestrować, jak radośnie macha, kruche ciało uderzyło o jej klatkę piersiową, zamykając ją w uścisku.

- Vi! Własnym oczom nie wierzę! - Ruda wykrzyczała jej do ucha. Zaśmiała się tylko, otaczając dziewczynę ramionami. Natychmiast przypomniała sobie o Winstonie. Byłby taki szczęśliwy, gdyby mógł znów ją zobaczyć. Wyszczerzyć się jak głupi, zaczerwienić, przyglądać się jej, gdy nikt nie patrzy. - Nic wam nie jest! Co jak co, ale jesteście absolutnie niezniszczalni! - Oddaliła ją na odległość ramienia. - A ty naprawdę niepowstrzymana.

Widok radosnej twarzy uśmierzył ból ostatnich tygodni. Juniper, choć miała tyle lat co ona, wydawała się Victorii za młoda na ten świat. Za dobra, zbyt beztroska, zbyt optymistyczna. Ale może tego było im trzeba. Kogoś, kto był "zbyt", lecz w przeciwną stronę. Nie zbyt ostrożny, zbyt zimny, zbyt przerażony.

- Chodźcie, musicie poznać Vince'a. On tu rządzi. - Cara poklepała Victorię po plecach. Dotrzymywali im kroku, a kiedy ciężarówka za ich plecami wróciła na swoje miejsce, wszyscy odczuli nieuzasadnioną ulgę.

°°°

Górski obóz. Ludzie wciąż zabiegani, wykonujący swoje zadania, napędzali machinę, która, w przeciwieństwie do tej Dreszczu, działała bez strat. Kamienne ściany służyły za mur, który choć z wyglądu przypominał mur Strefy, służył czemu innemu. Ten mur chronił, nie więził. Dawał poczucie bezpieczeństwa, nie trwożył. Sprawiał, że pierwszy raz od dłuższego czasu nabrali pełne płuca powietrza. Nie musieli już uciekać. Nie musieli się narażać, chować głów w piasek.

Na spotkanie z nimi zmierzał rosły mężczyzna. Victoria, znów wystawiona przed szereg, poczuła kamień w żołądku. Co, jeśli Vince odmówi im pomocy? Co wtedy poczną? Dalej będą uciekać, aż w końcu zabraknie im sił i zginą w objęciach pustyni?

Hal musiał wyczuć jej niepokój, bo stanął z nią ramię w ramię. Złapał ją za dłoń, ścisnął szybko i puścił, w ten sposób zapewniając, że wszystko będzie dobrze.

- Wy musicie być tymi nieustraszonymi buntownikami! Miło poznać walecznych ludzi. - Podszedł bliżej. Ktoś z ekipy Cary musiał go o nich uprzedzić. Wyciągnął dłoń w stronę blondynki. Chwyciła ją pewnie. - Jestem Vince.

- Victoria, a to moi przyjaciele. - Przedstawiła wszystkich, po kolei, nie pomijając nawet Teresy, co zdziwiło wspomnianą dziewczynę. - I mój starszy brat, Hal.

Dziwnym uczuciem było nazywać brata Hal'em, gdy całe dzieciństwo krzyczało się do niego Nick. Jeszcze o tym nie rozmawiali, ale wiedziała, że Nicholas nawet nie pamięta, kim był, a zmiana imienia musi być dla niego równie trudna. W końcu od początku myślał, że jest Hal'em.

|THE UNSTOPPABLE| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz