Całą drogę jedno ukradkiem spoglądało na drugie. Newt czasem przystawał na chwilę z zamiarem podejścia do Victorii, ale zaraz jej słowa znowu odbijały mu się w głowie. I tłumaczył sobie, że przecież nie zrobił nic złego, że to ona zaczęła, że to jej wina.
Ale nie potrafił znieść tej wojny między nimi. Tej dziwnej ciszy. Jej spojrzeń, których nie umiał odgadnąć. Serce miał tak ciężkie, jakby przez jedną noc zamieniło się w głaz. Nie miał ochoty iść, powłóczył nogami, ale nie wiedział, jak się odezwać. Duma, której nabawił się w Strefie ciągle i ciągle go powstrzymywała.Gniew powoli wyparowywał z Victorii i tym samym odkrywał w niej wstyd. Jeśli akurat nie patrzyła na przyjaciela, to wbijała wzrok w piasek by unikać kontaktu wzrokowego z innymi. Oczy co jakiś czas zachodziły jej łzami. Kiedy zapominała ich kontrolować, mocniej naciągała szal na głowę, by w jego odmętach ukryć twarz. Chustą zakrywała usta i nos, a i tak przyciągała wzrok. Teresa zrównała się z nią. Ośmieliła się patrzeć dłużej niż minutę, aż Victorii zapłonęły policzki czego tamta nie mogła widzieć.
- Co się tak gapisz? - warknęła w jej stronę i przyspieszyła kroku. Była jak chodząca, tykającą bomba. Brunetka posłała Thomasowi znaczące spojrzenie.
- Zostaw ją. - Westchnął. - Musi to rozchodzić.
- Nie zapowiada się na pojednanie. Przemyśl to, co mówiłam wczoraj. - Zatrzymała się, stanęła naprzeciwko niego. Uniosła brwi i po chwili ruszyła dalej. Chłopaka ogarnęło nieprzyjemne uczucie zwątpienia, które starał się wygnać z głowy jak najszybciej, ale przychodziło mu to z trudem. Gubił się, za bardzo mieszała mu w mózgu, a postawa jego przyjaciółki nie pomagała mu niewzruszenie stać po jej stronie.
Hal i Minho obserwowali pokłóconą dwójkę. Dawno nie widzieli Newta w tak podłym nastroju. Victoria wyglądała jakby miała się za chwilę rozpaść. Mieli dość problemów z pustynią, Poparzeńcami, Dreszczem i nową dziewczyną. Tylko sprzeczek im brakowało.
- Zachowują się jak dzieci. - Hal pokręcił głową z dezaprobatą. - Pogadam z nimi.
Minho powstrzymał kolegę nim ten wypruł do przodu.
- Nie wtrącaj się. Są głupi, ale długo tak nie wytrzymają.
- Wczoraj nieźle dali po garach. - Blondyn wydawał się nieprzekonany. - Nigdy się tak nie kłócili.
Azjata wzruszył ramionami.
- Musiał być ten pierwszy raz. - Westchnął. Zamyślił się na moment. - Przejdzie im. To cieniasy, nawet nie potrafią się na siebie gniewać.
Obaj przenieśli oczy na przyjaciół. Widzieli, jak Victoria co jakiś czas podnosi głowę i odwraca ją w lewo tylko po to, by przegapić jak chwilę temu Newt zwracał się w prawo i patrzył dokładnie na nią. Żadne jednak nie zbliżyło się do drugiego, nie odezwało się.
- Obyś miał rację, sztamaku.
°°°
- Dziwne to miasto - mruknął Patelniak rozglądając się na boki.
- Lepsze to niż tylko piach, piach i piach - skomentował Clint.
- W piachu nie było Poparzeńców - zauważył Thomas.
- Za to były skorpiony i jeden prawie dziabnął Hal'a w tyłek. - Zaśmiał się Minho. Blondyn spojrzał na niego spod byka.
- Uważaj, żeby ciebie nie dziabnął jakiś miły szaleniec bez oczu. - Wyszczerzył się, a Azjatę przeszły ciarki na wspomnienie wariatów z galerii.
Ziemia była spękana. Wyglądała jakby od lat nie doznała kropli deszczu. Jedyna roślinność, jaka zdołała się uchować to niemrawa, żółta i równie sucha co podłoże trawa. Wokół masa drobnych kamyków, gruzy budynków, śmieci, porzucone samochody. Ogromne wieżowce, które z pewnością w czasach świetności zdawały się niezachwiane, teraz opierały się jeden o drugi, były o krok od rozpadnięcia. Te, które zachowały się w pionie wyglądały upiornie. Wybite szyby, popękane ściany i zacieki w kolorach rdzy. Mogli sobie tylko wyobrazić ile chorych koczuje w nich jak karaluchy.
CZYTASZ
|THE UNSTOPPABLE|
FanfictionŚwiat okazał się inny. Był trudny, zmieniony i przerażający. Nie tego się spodziewali. Demony wcale nie zniknęły. Wciąż ich prześladują, są za nimi, zaledwie kilka kroków dalej. Nie odpuszczą. Pożoga, susza i żar lejący się z nieba próbują odebrać...