48.

252 19 1
                                    

Szczerze nienawidziła tego dźwięku.

Nie mogła się skupić, choć jej umysł działał na zwiększonych obrotach. Łoskot wypełniał jej uszy i jedyne o czym mogła myśleć to, by biec. Nie zatrzymywać się.

Mijała kolejne osoby. Niektóre z nich już zdołała skojarzyć, były nawet takie, których znała imiona. Parła przed siebie przeklinając Vince'a. Gdzie on do cholery jest?

Górolot był bardzo blisko. Nie była to głośna maszyna, ale gdy leciała, siłę jej silnika można było poczuć w klatce piersiowej - obezwładniające, duszące dudnienie. Obejrzała się przez ramię a widok ludzi w gotowości dał jej złudną nadzieję, że ta walka może zostać przez nich wygrana.
O tym jak się myliła, dowiedziała się już w następnej minucie.
Na ich głowy zaczęły spadać pociski wybuchowe. Pierwszy uderzył w ziemię daleko za jej plecami. Huk i wrzask ludzi spowodowały, że natychmiast się zatrzymała. Ogień trawiący namioty odbijał się w jej oczach. Wiedziała, że gdzieś tam na dole zostali chłopcy. Zwróciła się w ową stronę, gotowa biec do nich, ale zatrzymał ją dźwięk własnego imienia.

Mary biegła w jej stronę. W obu rękach ściskała karabiny.

- Gdzie jest Vince?!

Kolejne i kolejne bomby spadały na nich z nieba. Nie minęła chwila, gdy dołączyły do nich strzały. Victoria ośmieliła się spojrzeć w górę, czego, na widok zjeżdżających po linach żołnierzy, natychmiast pożałowała. Mary sprowadziła jej przerażony umysł na ziemię, wciskając w dłonie broń.

- Załadowuje maszynowy! Strzelaj do wszystkich z Dreszczu, nie ma wyjątków! - Kobieta próbowała przekrzyczeć się przez chaos. - Nie oddamy im was, na pewno nie po dobroci!

Pokiwała głową. Za jej plecami już rozlegały się krzyki żołnierzy i strzały. Biegła za Mary, ale wkrótce zgubiła ją we wrzawie, między ścianami ognia, unikając kul.

Ich nieznaczna przewaga liczebna szybko dała znać o swojej bezużyteczności. Dreszcz nie tylko posiadał w szeregach lepiej doświadczonych żołnierzy, ale dysponował również znacznie bardziej zaawansowaną bronią. Victoria miała trudności z przezwyciężeniem odzieży ochronnej żołnierzy, kiepsko trafiała w całej tej chmurze pyłu, a krzyki bólu, których nie była nawet w stanie rozpoznać tylko utrudniały jej skupienie. Biegała po obozowisku to unikając kul, to znowu szukając chłopców. Wiele się nauczyli od Prawego Ramienia, ale wiedziała, że to był zbyt duży test ich umiejętności.
Przez nieuwagę wpadła na żołnierza. Był pozbawiony broni, ale znajdowali się zbyt blisko siebie, by mogła strzelić do niego z karabinu. Mężczyzna nie zamierzał pozwolić jej zwiększyć dzielącej odległości. Uderzył ją w szczękę, przez co upadła na ziemię. Ciemne plamy zatańczyły jej przed oczami, a pisk wypełnił uszy. Szybko jednak odrzuciła ciążącą broń i zerwała się na równe nogi, nim jej przeciwnik przypuścił kolejny atak. Był od niej silniejszy, ale powolny, toteż każde jego następne zamachnięcie kończyło się bezsensownym uderzaniem powietrza. W dłoniach Victorii w końcu błysnęły noże, którymi zraniła obie nogi mężczyzny, najmniej chronione przez pancerną odzież. Upadł z łoskotem, krzycząc z bólu. Nie zamierzała go dobijać, doskonale wiedziała, że był niezdolny do walki. Zostawiła go, chwyciła za karabin i kontynuowała bieg przez chaos. Twarz wciąż mrowiła ją po uderzeniu, ale zawroty głowy całkowicie ustały, co pozwoliło jej się lepiej skupić.

W końcu w oddali zdołała dostrzec Newta i Minho, którzy pod kuratelą Vince'a oddawali kolejne strzały w stronę wroga, otaczając rzeczonego mężczyznę obsługującego najprawdziwszy karabin maszynowy. Głupotą było jej chwilowe zatrzymanie w miejscu, o czym boleśnie uświadomiła ją kula, która drasnęła ją w łydkę. Kolejna już nieuwaga skończyłaby się drastyczniej gdyby nie Magnus i jego szybka reakcja. Pociągnął ją mocno za ramię, a potem, mimo jej wykrzywionej bólem twarzy, zaciągnął za sobą. Razem ukryli się za głazem, gdzie czekali Jorge i Brenda, oboje gotowi i uzbrojeni po zęby.

|THE UNSTOPPABLE| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz