4.

940 52 6
                                    

Tym razem stołówka była pusta. Nie tętniła życiem, tak jak poprzednio, przez co wydawała im się jeszcze większa.

- Pozostałe grupy miały posiłek wcześniej - Greg pospieszył z wyjaśnieniami. - Przetrzymaliśmy was, wybaczcie, ale badania były konieczne. Chcemy byście czuli się jak najlepiej. A teraz siadajcie, kucharze będą tak uprzejmi, że wszystko wam podadzą.

Zostawił ich i odmaszerował w tylko sobie znanym kierunku. Rzeczywiście, tuż po zajęciu przez nich miejsc, kilka kobiet wyszło przez drzwi kuchni, niosąc w ich stronę parujące talerze pełne aromatycznej jajecznicy. Gdy stawiały je przed nimi, życząc smacznego, w każdym żołądku zagrał głośny marsz.

Chłopcy znów zagłębili się w rozmowę o niczym. Narzekali na lekarzy, którzy się nimi zajmowali, chwalili ciepły posiłek i naśmiewali się z Gregory'ego, co swoją drogą było całkiem zrozumiałe. Czasem zdawał się być zbyt mocno oderwany od rzeczywistości.

Victoria, jak zwykle, nie odzywała się. Widząc jej zrezygnowanie, Streferzy nawet nie zadawali jej pytań. Pozwolili jej błądzić w swojej głowie, co z chęcią robiła. Spoglądając na swój talerz przypomniała jej się jajecznica, którą zrobił dla niej Patelniak pierwszego dnia. W uszach rozbrzmiał jej jego śmiech, identyczny jak ten, który teraz słyszała.

- Kurcze, Patelniak, nie żebym cię nie doceniał, ale ta jajecznica jest lepsza od twojej - rzucił Minho, który zbierał widelcem ostatki potrawy ze swojego talerza.

- Nie ma co zaprzeczać, też wolę tą - zaśmiał się.

- Wszystko lepsze niż cholerna Strefa - burknął Newt, a reszta jednogłośnie się z nim zgodziła.

- Mamy wygodniejsze łóżka - zauważył Winston.

- Z prysznica leci ciepła i czysta woda - dodał rozmarzony Clint. - O nic nie trzeba się martwić, mamy wszystko czego trzeba.

- I jesteśmy bezpieczni, a to najważniejsze - mruknął Newt.

- Alby zawsze tego dla nas chciał. Byłby tu szczęśliwy - dopiero po chwili Hal zrozumiał, co powiedział. Kłapnął ustami, gdy z przerażeniem je zamknął. Wszystkie oczy spoczęły na Victorii, która natychmiast przestała przeżuwać.

Odłożyła widelec na talerz. Zebrało jej się na płacz, więc nie podnosiła wzroku. Jej przyjaciel starał się jakoś wybrnąć i załagodzić sytuację, nie pomyślał, że to co powiedział zabrzmi tak źle.

- Macie rację - przełknęła ślinę, podniosła głowę. - To mu się marzyło. Namiastka domu. - Jeśli to było możliwe, jej wątła postać jeszcze mocnej przygasła. - Byłby bardzo szczęśliwy.

Nie mieli odwagi się odezwać. Wciąż na nią patrzyli, chyba czekali na jakąś reakcję, w końcu znali Victorię. Ta jednak wpatrzona w stół nawet nie mrugała.

- Wybaczcie - powoli wstała, siląc się na spokój, przeszła przez ławeczkę i ruszyła w stronę windy.

- Vi, poczekaj, nie chciałem. Nie miałem tego na myśli - Hal wychylił się przez stół, złapał ją za nadgarstek nim zdążyła daleko odejść.

- Wiem, w porządku - wyrwała rękę z uścisku i mimo próśb oraz nawoływań, pobiegła przed siebie, wcisnęła odpowiedni guzik a wraz z zamykaniem się drzwi windy, głosy reszty ucichły.


°°°

- Co żeście jej zrobili? - Greg pojawił się znikąd, dosłownie wyskoczył niczym pajac z pudełka. Miał zdolność do węszenia kłopotów z daleka.

Kiedy stanął nad nimi, górując swoim nieprzeciętnym wzrostem i przyglądał się natarczywie z gniewem w oczach, poczuli się nieswojo. Nie musiał krzyczeć ani rzucać inwektywami, by wzbudzić respekt i wprowadzić w dziwny stan. Taką roztaczał aurę, raz dobrego wujka, raz surowego oficera.

|THE UNSTOPPABLE| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz