40.

325 26 0
                                    

Prawie stęsknili się za słońcem. Mroźna noc dała im w kość, ale teraz, jadąc samochodem, przeklinali promienie, które spadały im na głowy.

- Hej Vi, możesz mi pomóc?

Podniosła głowę na dźwięk swojego imienia z ust Arisa. Schowała nóż, który ostrzyła o kamień, do pochwy i szybko się podniosła. Reszta przygotowywała Berthę do dalszej jazdy, Connor i Jorge przeglądali mapy. Hal przyłączył się do nich. Uśmiechnęła się do siebie na widok tego, jak jej brat chętnie uczył się i słuchał tego, co mówi Connor.

- Pewnie, co jest grane?

- Bardzo piecze mnie rana na ręce. Chyba coś z niej wycieka. - Zmarszczyła brwi, zmartwiona. Wyciągnęła obie dłonie, by złapać w nie jego. - O, zaczekaj, masz coś na brodzie.

Wyciągnął rękę i zbliżył palce do jej szyi. Wtedy, niespodziewanie, szarpnął za kołnierz jej kurtki, zsuwając ubranie z jednego ramienia i ukazując ranę po ugryzieniu. Zastygła w bezruchu, przerażona.

- Nie wierzyłem, ale teraz widzę to na własne oczy - westchnął.

- Proszę, błagam, nie mów im. Nie mów mojemu bratu - wydukała.

- Vi, dlaczego to ukrywasz? Musimy ci pomóc, przede wszystkim opatrzyć ranę. Paprze się i przywiera do skóry kurtki! - Ściszył głos do szeptu, ale nie powstrzymało go to przed stanowczym wyrażeniem swojego zdania.

- Nie mogę im powiedzieć. Skąd ty w ogóle o tym wiesz?! - Wyrzuciła ręce w górę. Obejrzała się przez ramię, by sprawdzić, czy inni patrzą na nich, ale na szczęście byli zbyt zajęci sobą nawzajem i wielkimi mapami, które rozłożyli.

- Zachowywałaś się dziwnie, więc podsłuchałem twoją rozmowę z Magnusem. Wiesz, że jestem najlepszym szczurem. - Skrzyżował ręce na piersi. Obserwował, jak Victoria nerwowo przestępuje z nogi na nogę.

- Więc wiesz, dlaczego im nie mówimy. Przeze mnie mogą porzucić poszukiwania Prawego Ramienia a na to nie pozwolę. Muszą być bezpieczni. - Przerwała. Chwila ciszy zaległa między nimi. - Nie wiem, czy jestem odporna, nie wiem czy Magnus jest. Ale wiem, że oni są dla mnie najważniejsi i jeśli masz dla mnie choć odrobinę litości, nic im nie powiesz.

- Victoria, to nie jest dobry...

- Proszę. - W jej oczach pojawiły się łzy. Ten widok złapał go za serce i otrzeźwił umysł. W tym wszystkim zapomniał, co ona czuje. Co dzieje się w jej głowie, gdy wie, że może nie być odporna, że może zachorować i umrzeć następnego dnia. A jednak bardziej troszczyła się o chłopaków niż o samą siebie. Nie mógłby odmówić tym oczom absolutnie niczego.

- Nic im nie powiem. Obiecuję.

Złapała jego dłoń i mocno ścisnęła. Uśmiech wpłynął na jej usta. Był to uśmiech wdzięczności, ale przepełniony takim bólem, że jemu samemu zachciało się płakać. Oby okazało się, że Pożoga jej nie dopadnie. Nie wiedział, jak zniósłby jej brak.

- Zbieramy się. Wszyscy na pokład!

°°°

Góry budziły w niej poczucie bezpieczeństwa.

Nie wiedziała, skąd jej się to wzięło. Sam widok skalistych szczytów i stromych zboczy napełniał jej serce ulgą. Może po prostu wierząc, że tam znajdą schronienie, natychmiast obdarzyła je sympatią. Bo niczego tak nie pragnęła, jak odrobiny spokoju, pewności czegokolwiek w jej dość krótkim życiu, kogoś, kto zaopiekuje się nimi tak dobrze, że nie będzie musiała więcej się bać. Że dotrzyma obietnicy danej Alby'emu i odpowiednio zatroszczy się o resztę.

|THE UNSTOPPABLE| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz