42.

308 28 2
                                    

Kiedy się obudził, z ulgą stwierdził, że nie czuje bólu. Najpierw pomyślał, że nie żyje. Że Vince ostatecznie pociągnął za spust i uwolnił go od przerażającego losu.
Niewiele pamiętał. Wszystko wracało do niego powoli. Upadł na ziemię. Brenda podniosła mu głowę. A potem...

- Jak się czujesz?

Otworzył szerzej przymknięte oczy i odwrócił głowę w prawo. Przy pryczy, na której leżał siedziała Victoria.
Już pamiętał.

Rzuciła się, by go zasłonić. Celowała w mężczyznę oferującego im schronienie, by powstrzymać go przed oddaniem strzału.

- Zawołam Brendę - oznajmiła, gdy jedynym co otrzymała w odpowiedzi była cisza. Jednak gdy chciała się podnieść, Magnus złapał ją za rękę.

- Mieliśmy umowę - wychrypiał. Głos miał słaby po długim wydzieraniu się z bólu. - Dlaczego nie pozwoliłaś mu mnie zastrzelić?

Nie puścił jej ręki, ona też nie zamierzała się wyrywać. Badającym spojrzeniem przyglądała się jego twarzy a on nie pozostawał jej dłużny.

- Zmieniłam zdanie. Zrywam ją. Nie oczekuj ode mnie, że cię zabiję, bo nigdy tego nie zrobię. - Głos miała stanowczy, bez krzty zawahania. - Nie po tym wszystkim.

Pokiwał głową. Nie wiedział czemu nie zaczął na nią krzyczeć, wyzywać, wypominać, że przecież coś mu obiecała. Nie zachowywał się jak zwykle, jak dupek. Nie potrafił.

- Jakim cudem wciąż żyję i mam się tak wyśmienicie?

- Dzięki mojej krwi. - Tak zdziwionego wyrazu twarzy jeszcze u niego nie widziała. - Jestem odporna, a Mary twierdzi, że ma ona w sobie coś silnego, co blokuje rozwój choroby na jakiś czas.

- Serum - przerwał jej. - Krew odpornych jest wykorzystywana do tworzenia Serum. - Widział, że nie rozumie o co mu chodzi, więc wyjaśnił. - To taka droga i lepsza wersja Nirvany. Tylko naukowcy w Dreszczu wiedzą jak je zrobić, więc jak...

- Mary jest z Dreszczu. Pracowała z nimi a potem uciekła.

Chwilę milczeli. Magnus zapatrzył się w górę.

- Rio. - Nie oderwał wzroku od sufitu, aż w końcu znalazł w sobie siłę, by spojrzeć jej w oczy. Zielone, intensywne oczy, które patrzyły na niego inaczej niż na początku. Już bez kpiny, dozy nienawiści, wściekłości. - Dziękuję. Nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć, w końcu znowu uratowałaś mi to kurewskie życie na tym łez padole.

Zaśmiała się.

- A ja wiem. Po prostu spróbuj żyć, najdłużej jak się da. Chyba zaczynam cię lubić, a nienawidzę tracić przyjaciół. Dasz radę?

- No nie wiem. Kopnięcie w kalendarz wydaje się trochę bardziej ekscytujące niż bycie kumplem dziewczyny z nożami. - Wyszczerzył zęby. Podniósł prawą ręką, zaciskając ją w pięść, wystawiając wyłącznie mały palec. - Obiecuję, że dam z siebie wszystko.

Złączyła z nim swój mały palec i pokiwała głową z aprobatą.

°°°

Kiedy wyszła z namiotu, Brenda już tam stała. Zarzuciła jej ręce na szyję przyciągając do siebie. Victoria, choć zdziwiona, odwzajemniła uścisk.

- Obudził się? - wyszeptała.

W odpowiedzi pokiwała głową, co brunetka wyczuła. Gdy Victoria podniosła głowę, zobaczyła za nimi Connora.

- Powinniście do niego iść. Pomęczcie go trochę.

Odsunęła ją na odległość ramienia, dłonie wciąż trzymając na jej barkach. Dziewczyna pokiwała głową, mając w oczach łzy, ale na ustach uśmiech. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo tej dwójce zależy na sobie nawzajem, dopóki nie zobaczyła tej troski na własne oczy. Dokładnie taką troską ona obdarowywała chłopców, a oni ją. Na samą myśl stanięcia z nimi twarzą w twarz wiedząc, jak głupio postąpiła nic im nie mówiąc, czuła smutek. Wciąż nie mogła wyplenić z głowy ich min, ich łez.

|THE UNSTOPPABLE| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz