Człowiek przeżyje bez wody trzy, cztery, maks sześć dni, a to i tak w wysoce korzystnych warunkach. Pustynia, szalone słońce i suchota do takowych nie należały, toteż Streferzy po drodze modlili się, żeby w tych odległych zabudowaniach znaleźć choć odrobinę wody.
Byli głodni. Batony, które wcześniej zjedli tak bardzo wzmożyły ich pragnienie, że woleli jednak słuchać burczenia żołądków niż duszkiem wypić i tak ubogie zapasy.
Piasek był tak suchy, że zapadali się w nim przy każdym kroku. Mieli nadzieję, że klimat jeszcze nie oszalał tak bardzo i w końcu spadnie na nich błogosławiony deszcz. Do tego czasu musieli mozolnie poruszać się w ciszy, bo każde niepotrzebne słowo wysuszało ich gardła.
Wiele przeszkód opóźniało ich wędrówkę. W pewnym momencie zerwał się taki wiatr, że ciskany na nich piasek całkiem uniemożliwił poruszanie się. Skryli się za jedną z licznych, pojedynczych ścian, które pozostały po jakichś zabudowaniach. Zatykali nosy, oczy i usta chustami, by jak najmniej rozpędzonych drobin piasku do nich dotarło, a mimo to Victoria czuła, jakby połknęła już ich jeden kilogram, drugi zaś zalegał jej w płucach. Usiłowała sobie przypomnieć, czy kiedy była jeszcze z rodzicami świat był już w tak złym stanie, ale pamiętała tylko gorąc i to jak dobrze było jej w objęciach matki i ojca, pod troskliwym okiem starszego brata. Jak wiele radości przynosiła jej opieka nad Jannet, jak bardzo bezpieczna się czuła.Teraz się bała. Bała się Poparzeńców, bała się, że umrą z pragnienia, głodu, że jeśli nie skona w męczarniach, będzie patrzeć na śmierć przyjaciół. O nich martwiła się najbardziej. To był jej pomysł, by wyrwać się z ośrodka i mimo, że zyskali wolność, to musieli stawić czoła przeciwnościom o jakim im się nie śniło i których świadomi wciąż nie byli. Winston o mało nie zginął a od ich wyjścia minęła niecała doba. Łatwo się nie zapowiadało.
Z resztą, czy mieli pewność, że Prawe Ramię naprawdę istnieje i rzeczywiście pomaga takim jak oni? Paige nawet własnych współpracowników uważała za wrogów, więc może rebelianci to zwykła banda bandziorów, którzy napadają na oddziały Dreszczu z nudów i złośliwości.
Nie, nie mogli tak myśleć. Musieli wierzyć, że znajdą popleczników w walce z okropną kanclerz i jej podszczurami. Kogoś, kto się nimi zaopiekuje, kogoś kogo będą obchodzić oni sami, a nie ich mózgi albo krew. Kto nauczy ich żyć w tym nowym świecie. Dziwnym świecie.
Winston najszybciej z nich wszystkich tracił siły. To głównie dla niego robili częste postoje, wyglądał naprawdę źle i wiedzieli, że musiał cierpieć. Clint i Victoria bardzo chcieli mu ulżyć, szukali wszelkich możliwych sposobów, by pomóc, ale na próżno. Leki działały tylko na chwilę, do tego usypiały i im więcej ich brał tym gorzej się czuł. Modlili się, żeby w ruinach znaleźć nie tylko wodę i jedzenie, ale i kogoś, kto byłby w stanie jakoś im pomóc, a przy okazji nie próbował ich rozszarpać. Ostatecznie byli jeszcze dziećmi, z trudem odnajdywali się w nowej sytuacji nawet pomimo wiedzy, jaką dało im życie w labiryncie.
Słońce zdążyło oparzyć jej wszystkie odsłonięte kawałki ciała. Mimo pieczenia, bólu w nogach i klatce piersiowej, Victoria nieustannie patrzyła na chłopców, w szczególności na rannego. Choć wolała odwrócić wzrok to nie potrafiła. Bała się o niego. Cały drżał, pocił się jeszcze bardziej niż byłoby to normalne w tej temperaturze. Ciągle pytała go, czy nie chce odrobiny wody albo chwili odpoczynku. Winston próbował być dzielny, na tyle na ile pozwalała mu jego raptem dziewiętnastoletnia duma. Nie chciał ich opóźniać, nie chciał być ciężarem.
Ale był zmęczony. Wycieńczony jak nigdy i wciąż gorączkował toteż, gdy zdołali wczołgać się na wysoką wydmę, padł na twarz, tracąc przytomność.
Stoczył się po piasku jak bezwładna kukła. Patelniak i Thomas natychmiast rzucili mu się na pomoc, w ich ślady poszła reszta. Podnieśli go i posadzili. Próbowali ocucić, ale chłopak wciąż nie otwierał oczu i to ich przeraziło. Victoria klepała go po policzku, raz uderzyła go nawet zbyt mocno, ale nic to nie dało.
CZYTASZ
|THE UNSTOPPABLE|
FanfictionŚwiat okazał się inny. Był trudny, zmieniony i przerażający. Nie tego się spodziewali. Demony wcale nie zniknęły. Wciąż ich prześladują, są za nimi, zaledwie kilka kroków dalej. Nie odpuszczą. Pożoga, susza i żar lejący się z nieba próbują odebrać...