Rozdział 48 - Sypiące się domino

288 21 54
                                    


Sasuke

Po zajęciach czekałem przed szkołą na ławce. Pogoda jakby na złość psuła się. Od zachodu szły ciemne chmury, oznaczające burze. Jednocześnie wiatr wiał prosto w moją twarz, przez co uszy zaczęły mnie piec. Z moich włosów zrobił się jeden, wielki harmider. Czekała mnie rozmowa, którą w dziecinny sposób próbowałem uniknąć.  Miałem przez to wyrzuty sumienia, że dziś olewałem Uzumakiego. Z jednej strony chcę znać prawdę, ale z drugiej nie mam pojęcia, czy ona mnie nie dotknie za bardzo. Martwiłem się.

Siedziałem na ławce, podpierając łokciami o kolana. Było zimno, nie powiem. Głowę miałem przechyloną w dół, aby wiatr nie leciał bezpośrednio na moją twarz. Uczniowie nawzajem mijali się, wracając do swoich domów, ponownie jak nauczyciele. Nie liczni tylko wracali na zajęcia dodatkowe.

W pewnej chwili zawibrował mi telefon. Sięgnąłem po niego do kurtki i wyjąłem z kieszeni. Włączyłem go i spojrzałem na wiadomość, która było od Uzumakiego.

Naruto: Nie czekaj na mnie. Muszę zostać na wyrównawczych z biologii, bo dziś prawie Orochimaru łeb mi urwał. Przepraszam, że niepotrzebnie marzłeś na dworze.

Wyłączyłem z powrotem komórkę i schowałem do kieszeni.

– No to nieźle. – burknąłem po chwili i wstałem z ławki.

Z jednej strony cieszyłem się, chociaż nie powinienem. Nie chcę zbytnio o tym rozmawiać. Nawet niewiem, po co wspominałem o tym dziś na stołówce. Jednak reakcja Naruto na to dała mi znak, że jednak coś jest na rzeczy.

***

Wróciwszy do domu, zastałem Itachiego oraz Shisuiego, których było słuchać aż przy wejściu. Byłem pewny, że robili coś w kuchni. Najpewniej gotowali, bo co innego by mogli robić w tym pomieszczeniu. Kurtkę powiesiłem na wieszak, plecak zostawiłem w przed pokoju i wszedłem do kuchni.  Zastałem bardzo nietypowo sytuację. Trochę, bardzo.

– Urwę ci te kudły zaraz!

– Spróbuj szczęścia!

– Sądzisz, że nie dam rady?!

– Dotknij je, a obiecuję ci, że obudzisz się z łysiną na głowie!

– Tak, tak. Jesteś bardzo przekonujący...

– Ekhem! – ochrząknąłem i w tym samym czasie cała ich uwaga, skierowała się w moją stronę.

W kuchni panował totalny bałagan. Kawałki sałaty leżały na podłodze, tak samo jak rozsypana mąka na stole i na dłoniach chłopaków. Produkty na blacie walały się wszędzie, woda była rozlana i śmierdziało spalenizną. Byłem nieco zaskoczony tym, że Itachi do takiego stanu doprowadził naszą kuchnię. Zazwyczaj panował tu istny porządek i harmonia. Natomiast oni... Byli w nietypowej pozycji, jednak wolałem już tego nie komentować.  Shisui leżał na brudnej podłodze, cały upaprany mąką, a Uchiha siedział na jego biodrach z paczką proszku do pieczenia nad jego głową.

– Czy możecie mi wytłumaczyć, co wy odpieprzacie?

– Twój brat...

– Zamknij się! – uciszył go, Itachi. – Spokojnie, Sasuke. Nic się nie dzieje.

– No... Właśnie widać. – mówiąc to, nawiązałem do aktualnego stanu kuchni. – Na starcie mówię ci, że nie pomogę ci tego posprzątać.

– I dobrze. – poparł mnie Shisui.

– Oj, przymknij się! – zajęczał Itachi, wysypując na niego proszek do pieczenia. Shisui zaczął kaszleć, ponieważ produkt wleciał mu do buzi i nosa. Po chwili jednak odebrał od Itachiego proszek i zaczął w niego sypać produktem. To wszystko doprowadziło do wojny kuchennej, na co nie miałem ochoty patrzeć.

To Zbyt Skomplikowane - NaruSasu ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz