Rozdział 1

3.8K 233 237
                                    

DONOVAN

Rodzina królewska elfów została przywitana w Carminie w sposób godny, co nie podobało mi się zbytnio. Huczna biesiada, którą zorganizował mój ojciec, król czarodziei, moim skromnym, książęcym zdaniem była zbędna, jednak według innych trzeba było utrzymać dobre stosunki między naszymi krainami. Poza tym kto by słuchał młodego księcia?

Nie miałem zamiaru pojawić się na obiedzie od razu. Miałem lepsze zajęcie, między innymi gorąca, upajająca kąpiel, którą na mój rozkaz przygotowała dla mnie służba. To definitywnie było o wiele bardziej kuszące niż zabawa z pijanymi, tańczącymi czarodziejami, słuchanie przemów mojego ojca, czy, co najgorsze, przebywanie z istotami, które uważały się za równe nam.

Miałem zamiar pojawić się w Sali Biesiadnej na tańce, owszem, jednak na pewno nie wcześniej. Poznanie rodziny królewskiej elfów nie interesowało mnie w tak dużym stopniu, aby zasiąść z nimi do stołu i wdać się z nimi w rozmowę. Byłem wręcz zniesmaczony faktem, że ten gatunek został wpuszczony do naszego zamku, a co było jeszcze gorsze, został dopuszczony przed oblicze mojego naiwnego ojca, który myślał, że tym wydarzeniem nagle ociepli swój kamienny, lodowaty wizerunek, jaki budował przez tyle długich, krwawych lat. To było absurdalne.

Po długiej kąpieli służba wyszykowała mnie, abym prezentował się godnie przed poddanymi. Ubrano mnie w czarną szatę wyjściową z granatowymi akcentami, uczesano, założono złotą biżuterię, wsunięto wysokie buty na nogi i dopiero wtedy pozwolono mi przejść do Sali Biesiadnej, gdzie zabawa trwała już w najlepsze od co najmniej trzech godzin. Czy było mi głupio z tego powodu? Raczej mogłem uznać to za łaskę, ponieważ równie dobrze, mogłem w ogóle nie przychodzić.

Całe szczęście, nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi, kiedy przekroczyłem próg. Wszyscy byli zbyt zajęci tańcami i śpiewami, dlatego mogłem bez problemu wślizgnąć się do zabawy i nikt nie zorientował się nawet, że pojawiłem się tam zaledwie chwilę wcześniej.

Byłem księciem, to prawda, ale... Cóż, czarodzieje nie patrzyli na mnie z szacunkiem i miłością do władcy. O nie... Oni patrzyli na mnie ze... Zresztą nie ważne.

Skierowałem się w stronę tronu, chcąc powiadomić ojca o swojej obecności. Nie spiesząc się, wymyślałem w głowie jakieś sensowne wymówki, jednak wiedziałem, że nie będą mi one potrzebne. Po prostu robiłem to z przyzwyczajenia. Ojciec, który w niewielu rzeczach dostrzegał coś dobrego, i tak powiedziałby, co o mnie myśli, nie szczędząc się w swoich królewskich słowach, bo przecież na pewno znalazły coś, co by mu się we mnie nie podobało. Tak jak za każdym razem.

Po drodze zgrabnie zgarnąłem z zastawionego stołu czyjś kieliszek z winem i jednym haustem wypiłem całą jego zawartość, po czym odstawiłem go z powrotem na tacę, którą niósł mężczyzna ze służby. Uśmiechnąłem się szeroko, nie zatrzymując się nawet na chwilę.

— Dzięki, Benny! — rzuciłem tylko przez ramię.

Zwolniłem kroku, a w końcu zatrzymałem się, kiedy dostrzegłem, że tuż przed tronem mojego ojca stały dwie młode osoby, których nie widziałem nigdy wcześniej. Były do siebie bardzo podobne, a wręcz identyczne. Wysokie, piękne, dostojne... Nie wiedziałem, kim byli, jednak zaintrygowali mnie, dlatego podszedłem trochę bliżej, aby móc im się przyjrzeć. Uświadomiłem sobie, na kogo patrzyłem, dopiero wtedy, gdy dostrzegłem królewskie ozdoby na ich głowach.

Elfy.

Nie podszedłem do nich, aby się przywitać, tak jak należało. Zamiast tego dyskretnie przeszedłem na bok, aby móc spojrzeć na twarze młodych książąt tak, abym oni nie widzieli mnie. Byli tak zajęci rozmową z królem, że bezkarnie im się przyjrzałem, próbując na podstawie ich wyglądu dowiedzieć się o nich czegoś więcej.

Najpierw mój wzrok powędrował na młodą elfkę, która akurat tłumaczyła królowi Ezykielowi, na czym polegały jej zdolności magiczne. Cóż, widać było, że kłamała jak z nut, jednak mój ojciec chyba tego nie dostrzegał. Nie ważne, nie była to moja sprawa. Niech wierzył w co chciał.

Księżniczka Elsolis stała dumnie wyprostowana, miała na sobie długą, czarną suknię z dekoltem w kształcie litery V, a na jej czole świeciła piękna, srebrna ozdoba przypinająca liście i kwiaty. Jej długie, czarne włosy, które miały w sobie wiele białych pasm, swobodnie opadały na jej plecy. Blada, delikatna cera, wąska talia, ostro zakończone, wydłużone uszy, długie smukłe palce, na których widniały srebrne pierścienie... To wszystko robiło wrażenie, jednak czymś, co najbardziej przykuło moją uwagę, były oczy elfki.

Lśniące, dwukolorowe tęczówki patrzyły na króla czarodziei z szacunkiem i elegancją. Jedno oko koloru mleka, natomiast drugie koloru węgla. Nie było to coś często spotykanego i może właśnie przez to wydawało mi się to takie niezwykłe.

— No proszę, proszę — skomentowałem pod nosem.

Mówiłem sam do siebie, jednak musiałem powiedzieć to na głos. Rozejrzałem się wokół, aby upewnić się, że nikt mnie nie słyszał, po czym ponownie wbiłem wzrok w elfkę. Czułem się, jakbym był nią zahipnotyzowany i nawet nie potrafiłbym powiedzieć czym.

Otrząsnąłem się dopiero wtedy, gdy uświadomiłem sobie, że brat księżniczki elfów, który stał tuż obok niej, wpatrywał się we mnie przymrużonymi oczami. Nie było to zbyt przyjazne spojrzenie, wręcz przeciwnie. Jego tęczówki nie były dla mnie tak zjawiskowe, jednak trzeba było przyznać, że również robiły spore wrażenie. Lśniły podobnym blaskiem i energią, co oczy jego siostry, jednak tęczówki miały odcień zimnej wody oceanu, który pod światłem przybierał odcień bieli. Jego spojrzenie zamiast hipnotyzować, mroziło mnie i przeszywało na wylot.

Postanowiłem dyskretnie wycofać się w głąb sali, aby dłużej nie zwracać na siebie jego uwagi. Nie musiałem przecież rozmawiać ze swoim ojcem, skoro był tak zajęty poznawaniem elfów. Zamiast tego wolałem się napić.


Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz