Rozdział 48

189 29 60
                                    

ADALIAH

Tu i teraz? Miałam walczyć z Haloną tu i teraz, bo jej się tak podobało? Świetnie. Po prostu cudownie! Nie marzyłam o niczym innym w tamtym momencie.

Oczywiście nie mogłam się wycofać, nawet jeśli nie byłam gotowa na tego typu walkę. Jako królowa elfów musiałam stawić czoła każdemu przeciwnikowi niezależnie od tego, w jakiej sytuacji się znajdowałam. Przysięgłam to rok wcześniej, zanim Owen włożył koronę na moją głowę. Taki był mój obowiązek.

Musiałam walczyć. Musiałam udowodnić, że korona, którą miałam na swoich skroniach, nie była przypadkiem. Takie były święte zasady, których NIE MOGŁAM złamać aż do śmierci.

Ale gdzie w ogóle był Ernesh? Kiedy ostatni raz go widziałam, mówił, że uda się do Deny. Nawet nie czułam, aby był gdzieś blisko. Chwilowo musiałam liczyć jedynie na siebie i Donovana, który stał obok mnie.

Halona zaczęła iść w moją stronę pewnym krokiem. W jej dłoni znikąd pojawił się długi, biały miecz, którym walczyła w przeszłości, jeszcze zanim trafiła do lochów. Był wyjątkowo ostry, co pamiętałam z treningów, które odbywały się w dzieciństwie. Nasz ojciec wręczył jej go osobiście. Zawsze ją nagradzał...

Doskonale pamiętałam, jak Owen niejednokrotnie ostrzegał i uczył nas, jak uniknąć zranienia w walce z Haloną, jednak ona zawsze cięła mocno i szybko. Ernesh aż do śmierci miał bliznę na klatce piersiowej tuż nad sercem. Mogłam nienawidzić swojej młodszej siostry, ale musiałam przyznać, że była godną przeciwniczką.

Na drodze Halony stanął Donovan, uniemożliwiając jej dojście do mnie. Teraz, kiedy w końcu odzyskał pełną świadomość, nie zamierzał pozwolić nam walczyć. Miał wiele obaw związanych z tą sytuacją i nawet nie starał się tego ukryć. Po prostu się bał tego, co mogło się stać.

— Halono, musisz natychmiast przestać — odparł król stanowczym tonem głosu. — Odpuść, zanim będzie za późno.

— Nie mam zupełnie nic do stracenia — wycedziła moja siostra. Była wściekła. Naprawdę wściekła... Przyszła po zemstę i po władzę i nie zamierzała spocząć, póki korona nie znalazłaby się na jej głowie. — Lepiej zejdź mi z drogi, inaczej ucierpisz tak samo jak ona.

— Nie. Nie pozwolę ci jej skrzywdzić.

Halona gwałtownie przycisnęła rękę do głowy Donovana i mruknęła pod nosem jakieś zaklęcie, przez które czarodziej bezsilnie przyklęknął na kolanie. Myślałam, że elfka zadała mu ból, ale on zaczął się śmiać i wcale nie był to smutny, bolesny śmiech, jaki nie raz u niego słyszałam. Był szczęśliwy, aż zbyt szczęśliwy.

Zmierzyłam młodszą siostrę wściekłym wzrokiem, nie ukrywając swojej irytacji. Wiedziałam, że czarodziej znalazł się w silnym transie i będzie potrzebował dobrej chwili, aby udało mu się z niego wydostać. Dobrze było przypomnieć sobie, że Halona dysponowała nadludzką szybkością. Jeszcze większą, niż pozostałe elfy.

Elfka dobrze znała się na magii, tak samo jak my. Najróżniejsze zaklęcia nie były jej obce, a dodatkowo będąc w lochach musiała się nauczyć o wiele więcej, niż umiała kiedyś. Może nawet znalazła mentora, który spiskował za moimi plecami. Mogła sprawić, aby ktoś zaczął odczuwać szczęście, jednak oprócz tego, w jakimś niedużym stopniu potrafiła wejść do umysłu innych tak jak Ernesh.

Trzymałam już jeden sztylet, jednak dobyłam również drugiego. Zasięg Halony był znacznie większy, zważając na to, że miała miecz, dlatego musiałam uważać, jeżeli nie chciałam, aby zbliżył się on do mnie na zbyt bliską odległość.

Halona nie miała prawa atakować Donovana. Nie miała prawa ubiegać się o koronę Elsolis. Nie miała prawa atakować mnie, czy kogokolwiek innego. Powinna siedzieć w lochach, ale teraz zaczynałam rozumieć, że jej jedyne miejsce powinno być w Mortum.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz