Rozdział 12

596 67 77
                                    

DONOVAN

Byłem zagubiony bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, mimo że nie potrafiłem powiedzieć dlaczego. Z jednej strony chciałem udowodnić swojemu ojcu, że byłem dobrym kandydatem na króla, że byłem gody. Chciałem walczyć o swoją piękną ojczyznę, jednak to wiązałoby się z morderstwem Adaliah, którą mimo wszystko w jakiś sposób polubiłem. Fakt, że czuła i przeżywała ze swoim ojcem to samo co ja ze swoim, jakoś nas łączył. Dzieliliśmy wspólny sekret.

Ojciec chciał, abym ją zabił i mówił, że to jedyne wyjście. Była zagrożeniem i tu miał rację. Jeśli ona i Ernesh faktycznie posiadali umiejętności, które w żadnym stopniu nie mogły równać się z umiejętnościami innych elfów, mogli być kluczem do zagłady Carminy, dlatego nie mogłem pozwolić im działać i rosnąć w siłę, Musiało być jakieś wyjście, które zatrzymałoby ich, ale czyste morderstwo chciałem wykluczyć.

Przynajmniej na razie.

Co powinienem był zrobić w takim wypadku? Czy była możliwość, że Adaliah wykorzystywała mnie tak samo, jak ja wykorzystałem ją? Przez miniony miesiąc graliśmy w kotka i myszkę, badając siebie nawzajem i czułem, że było w tym też trochę szczerych intencji, jednak elfy były podstępne.

Adaliah była podstępna.

Odłożyłem krucze pióro na stół obok i spojrzałem na list z krótką, konkretną wiadomością, którą starannie napisałem na pergaminie.

Przyjdź do mnie do zamku dzisiaj w nocy. Proszę.

Zwinąłem wiadomość w rulonik i podałem ją dużemu krukowi, który siedział na parapecie i patrzył na mnie z zaciekawieniem.

— Dopilnuj, aby ta wiadomość jak najszybciej trafiła prosto w ręce księżniczki Adaliah i nie pozwól, aby ktoś ją przechwycił — rozkazałem. — Nie zawiedź mnie.

Kruk odleciał, pozostawiając mnie samego sobie. Wystarczyło zaczekać do zbliżającej się nocy, a wtedy, jeśli Adaliah pojawiłaby się, miałbym idealną okazję, aby ją wyeliminować. Na moim terenie, w mojej komnacie, gdzie żaden z elfich strażników by jej nie szukał. Później wykorzystałbym żałobę tych pięknych istot i zabiłbym Ernesha. To był idealny plan.

Gdyby mi się udało, ojciec w końcu byłby ze mnie dumny. Nie widziałby we mnie jedynie syna, który marnował cały swój potencjał i stanowił przykład okropnego, nieodpowiedzialnego księcia czarodziei.

. . .

Godziny mijały wyjątkowo mozolnie, jednak gdy w końcu księżyc wzniósł się ponad horyzont, odetchnąłem z ulgą. Byłem zniecierpliwiony. Miałem nadzieję, że Adaliah się pojawi, ponieważ chciałem mieć to już za sobą, a im dłużej z tym zwlekałem, tym trudniej byłoby mi ją zabić i byłem tego świadomy.

Okno w mojej komnacie otworzyło się w momencie, kiedy zmieniałem swoją szatę. Spojrzałem na Adaliah, która niespodziewanie wślizgnęła się do środka.

Zrzuciła z głowy głęboki kaptur i wbiła we mnie nieodgadniony wzrok, a ja patrzyłem na nią z niemałym oszołomieniem. Nie dlatego, że zawstydziło mnie, że byłem całkiem nagi od pasa w górę, ale dlatego że elfka zobaczyła to, czego do tej pory nie widział nikt, ponieważ skutecznie to zakrywałem.

Blizny.

— Donovanie... — zaczęła księżniczka, jednak urwała, nie wiedząc, co właściwie powinna powiedzieć.

Spuściłem głowę, chcąc uniknąć jej przenikliwego, tajemniczego spojrzenia. Dlaczego znowu poczułem się słaby i bezradny? Miało być inaczej. Powinienem był rzucić śmiertelne zaklęcie lub sięgnąć po miecz, a zamiast tego pozwoliłem, aby elfka do mnie podeszła. Byłem naiwny i głupi.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz