Rozdział 11

601 65 93
                                    

ERNESH

Strażnicy otworzyli drzwi do Sali Tronowej, w której przebywałem razem z ojcem, i kłaniając się z szacunkiem, wpuścili do środka Adaliah. Westchnąłem, czując, jak wszystkie mięśnie w moim ciele spięły się. Ethan szybko dowiedział się o bezowocnej rozmowie mojej siostry z Donovanem i od razu wezwał ją do siebie, chcąc z nią porozmawiać na ten temat. Chciał również, abym był przy tej rozmowie obecny. To nie zwiastowało nic dobrego.

Adaliah zatrzymała się dwa metry od tronu, wiedząc, że nie powinna była podchodzić bliżej. Spojrzała na mnie przelotnie, jednak potem odważnie wbiła wzrok prosto w Ethana, co było dość ryzykowne. W jej dwukolorowych tęczówkach nie było nic poza złością, co trochę mnie zdziwiło. Spodziewałem się zobaczyć strach, jednak wyglądało na to, że niepotrzebnie zwątpiłem.

Tylko czy gniew był w tamtym momencie słuszny?

Elfka wzięła głęboki wdech nosem, aby zachować spokój, co przychodziło jej z trudem, więc jej spojrzenie mogło być jedynie grą lub reakcją nerwową. Pozwoliłem sobie sięgnąć do brzegów jej umysłu, aby dowiedzieć się tylko, co czuła.

Złość i rezygnacja. I strach...

A więc jednak.

Ciemne, krucze oczy króla sprawiały, że całe ciało tego, na kogo akurat patrzył, mógł ogarnąć okropny, przejmujący chłód, co zresztą oboje odczuwaliśmy.

— Ojcze, mogę wszystko wyjaśnić — Głos Adaliah przerwał okropną ciszę.

— Co drugi dzień wymykasz się z Elsolis, aby spotkać się z tym krnąbrnym czarodziejem... Chciałem wierzyć, że robisz to dla dobra królestwa i swojej rodziny, jednak doszły mnie słuchy, że zamiast rozmawiać z nim o Carminie i Ezykielu, zwierzyłaś mu się niczym zranione szczenię — Ethan parsknął z pogardą. — Powiedziałaś, jak okropnie jesteście traktowani ty i twój brat?

— To nie tak, jak myślisz...

— Och, ja wiem, że jest dokładnie tak, jak myślę.

Księżniczka spuściła głowę, starając się ukryć, że cała pewność siebie uleciała z niej, ustępując jedynie strachu. Mogła próbować postawić na swoim i skłamać, jednak nasz ojciec z całą pewnością wyczułby każde, nawet najmniejsze kłamstewko.

Wyczułby, że jej serce zaczęło bić szybciej. Działał jak drapieżne zwierzę, które wypatrywało każdego słabego punktu swojej ofiary. W tym wypadku to właśnie on był naszym słabym punktem i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Chłód panujący w pomieszczeniu zwiększył się. Napięcie rosło. Adaliah z powrotem uniosła głowę, w dalszym ciągu starając się zachować spokój, jednak wychodziło jej to coraz gorzej. Nasz ojciec powoli podniósł się ze swojego tronu i podszedł do niej. Jego kroki odbijały się echem od ścian.

Zatrzymał się tuż przed księżniczką i nim ta zdążyła cokolwiek powiedzieć, aby się wytłumaczyć, wszelkie światło w Sali Tronowej zgasło. Ogarnął nas półmrok, powietrze stało się cięższe, a ja i moja siostra poczuliśmy się mali i bezbronni. Zupełnie jak w dzieciństwie.

— Syn króla Ezykiela, naszego wroga, nie jest najlepszych wyborem na kochanka — ostrzegł Ethan. W jego ręku pojawiło się piękne berło wykonane z czarnego, zaczarowanego drewna. Służyło do wzmacniania mocy elfa. O nie, tylko nie to... — Spotykając się z wrogiem, sama również stajesz się wrogiem.

— Ojcze, zapewniam cię, że Donovan nie jest moim kochankiem — zapewniła Adaliah, jednak jej głos zadrżał.

Król zamachnął się i uderzył ją końcówką berła prosto w głowę, w skutek czego ta opadła na ziemię. Zacisnąłem mocno pięści, ledwo powstrzymując się od tego, aby nie zareagować. Ból, który poczuła moja siostra, poczułem też ja, jednak nie w takim nasileniu. Przetarłem miejsce w okolicy prawej skroni, patrząc na Ethana z nienawiścią.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz