Rozdział 22

326 49 34
                                    

ADALIAH

Zadbałam o to, aby Ernesh został godnie pochowany tak, jak na to zasłużył. Urodził się jako wojownik i zginął jako wojownik. Zawsze zasługiwał na to, co najlepsze, dlatego szybko przygotowano całą uroczystość i odpowiednio naszykowano ciało i pogrzeb odbył się już następnego rana.

Służące uczesały mnie, ubrały i pomalowały, starając się nadać mi jak najbardziej królewskiego wyglądu, jednak patrząc w lustro, czułam, jakbym patrzyła na obcą osobę.

Nie była to Adaliah, jaką wszyscy widywali na co dzień, o nie... Moje oczy były pozbawione wszelkiego blasku, na twarzy nie było żadnych kolorów, zero uśmiechu, zero blasku. Została jedynie skorupa Adaliah, która zapewniała wszystkich, że żyłam.

— Chcę zostać sama — oznajmiłam, kiedy byłam już gotowa. Miałam jeszcze chwilę do ceremonii.

— Oczywiście, Wasza Wysokość.

Służące ukłoniły się nisko i posłusznie opuściły komnatę. Stanęłam przed wysokim lustrem, aby widzieć całe swoje odbicie.

Zostałam ubrana w piękną, czarną suknię z długimi, szerokimi rękawami. Srebrne zdobienia lśniły w bladym świetle słońca, na szyi miałam zawieszony naszyjnik z półksiężycem; znak mojej rodziny.

Dzieci księżyca. Co to w ogóle oznaczało?

Miałam rozpuszczone, falowane włosy opadały na moje ramiona i plecy, a niektóre białe kosmyki służące zaplotły w cienkie, ciasne warkoczyki. Oprócz tego gdzieniegdzie wplotły srebrne nitki.

Drzwi do komnaty otworzyły się po cichu. Już miałam krzyknąć, że prosiłam o chwilę ciszy i samotności, jednak kiedy w lustrze zobaczyłam odbicie Owena, powstrzymałam się i ograniczyłam się do westchnięcia. Elf powoli podszedł do mnie, wzdychając ciężko. W rękach trzymał srebrną poduszkę a na niej koronę królewską. Spojrzałam elfowi w oczy.

— Jeszcze nie teraz — powiedziałam. — Nie jestem jeszcze królową, Owenie. Teraz chcę zająć się pochówkiem brata. To jest znacznie ważniejsze.

— W porządku, nie będę naciskał — Doradca uśmiechnął się blado i ostrożnie odłożył poduszkę z koroną na komodę.

Zamiast tego w jego rękach pojawiła się srebrna ozdoba, którą do tej pory nosiłam na przemian z podobną, złotą ozdobą. Założył mi ją na głowę i spojrzał mi w oczy w moim odbiciu współczującym wzrokiem. Cały czas patrzyłam w lustro, nie mając odwagi odwrócić się w jego stronę. Ozdoba przypominająca piękne, srebrne liście dębu, dodała mi jakiegokolwiek charakteru, jednak to wciąż nie byłam ja.

Nie było czasu na takie rozmyślania, dlatego razem z Owenem bez słowa opuściliśmy moją komnatę. Przy drzwiach czekało na nas dwóch elfich strażników. Najwyraźniej musiałam zacząć przyzwyczajać się do tego, że od tamtej pory nigdzie nie będę mogła pójść sama. W towarzystwie elfów skierowałam się w stronę wyjścia z zamku. Musieliśmy udać się nad Jezioro Bezkresu, gdzie miała odbyć się cała uroczystość. To właśnie tam chowano najlepszych elfich wojowników.

Czułam, jak żal zaciskał się wokół mojego gardła i ciążył mi na piersi. Idąc przez tłum zgromadzonych już tam poddanych, nie patrzyłam na nikogo. Spuściłam wzrok i w eskorcie przeszłam na przód.

Niektórzy wyrażali wyrazy współczucia, jednak nie słuchałam tego. Nie mogłam. To uświadamiało mi tylko, że Ernesh naprawdę nie żył, że to działo się naprawdę.

Stojąc nad pięknym jeziorem, w którym pływały tajemnicze Kryształy Życia Wiecznego, ledwo zachowywałam spokój. Owen stał tuż obok mnie, dając mi poczucie, że mimo wszystko nie byłam sama.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz