Rozdział 41

232 33 70
                                    

DONOVAN

Cały dzień minął mi dosyć mozolnie. Czas dłużył się niemiłosiernie, jednak Halona starała się zadbać o to, abym miał jakieś zajęcie. Naprawdę się starała i chyba w jakiś sposób to doceniałem to, a mój umysł nie był już tak otępiały, więc miałem też coraz większą świadomość tego, co się działo. Zupełnie jakbym wybudził się ze snu lub stał się jego realną częścią.

Być może zaklęcia elfki z czasem przestawały działać? A może mój umysł przywykł do nich do tego stopnia, że nie wyczuwał ich wpływów?

Nie myślałem o Adaliah. Halona nie musiała rzucać na mnie uroku. Po prostu czułem, że przynajmniej po części miała rację, mówiąc, że królowa elfów po śmierci Ernesha zmieniła się i nie była już tą samą osobą, co kiedyś, przed wybuchem wojny. Zaatakowała mnie, kiedy próbowałem z nią porozmawiać, żywiła do mnie czystą nienawiść, nie ufała mi i na pewno w jakimś stopniu obwiniała mnie za śmierć swojego brata. Jakby tego było mało, chciała posiąść więcej władzy tak samo jak ja, co było kolejną rzeczą, która nas dzieliła.

Byliśmy wrogami, a nie kochankami. Prawda...?

To, co chciałem rok wcześniej, aby było między nami, nie miało prawa istnieć. To po prostu nie mogło się udać. Byłem naiwny myśląc, że to było coś więcej niż nienawiść, że było to coś czułego i delikatnego.

A może i było?

Nawet jeśli tak, musiałem o tym zapomnieć. Nie mogłem pozwolić, aby emocje przejmowały nade mną kontrolę, bo sprawiało, że czułem się bezbronny. I przede wszystkim nie chciałem znów poczuć odrzucenia i samotności, co obniżało poczucie mojej własnej wartości.

Chciałem jedynie być panem całego Ismore, a potem całego świata. Nie tylko panem czarodziei. Wtedy i tylko wtedy mógłbym udowodnić wszystkim, że to, co mówił mój ojciec na mój temat, było nieprawdą. W końcu mógłbym udowodnić, że byłem kimś wartościowym, że byłem coś wart... Może w końcu sam bym w to uwierzył.

Gdy nastał wieczór, Halona zostawiła mnie w jadalni, kiedy jeszcze kończyłem swoją kolację. Poprzedniej nocy wspomniała, że będzie musiała załatwić coś w Lesie Cieni i miałem pewne przeczucia co do tego. Obiecałem jej, że nie pójdę za nią, jednak nie często mówiłem prawdę. Oczywistym było, że za nią pójdę. Miałbym zostać w zamku i zastanawiać się, gdzie udała się tajemnicza elfka, która z łatwością zmusiła mnie do małżeństwa za pomocą magii?

Zanim jednak opuściłem jadalnię, zatrzymała mnie moja matka. Weszła do pomieszczenia zaraz po tym, jak Halona wyszła. Byłem prawie pewny, że tylko czekała na moment, abym był sam.

— Możemy porozmawiać? — zapytała, na co przewróciłem oczami, jednak machnięciem ręki dałem jej znak, aby mówiła. — Naprawdę kochasz Halonę?

— Nie powinno cię to interesować — Uśmiechnąłem się w najbardziej złośliwy sposób, jaki potrafiłem.

— Ona cię wykorzystuje, synu.

Tak samo jak ty to robiłaś, pomyślałem.

— Dlaczego tak uważasz?

— Ta elfka cię nie kocha. Pragnie władzy i niczego więcej. Kiedy przejmiecie władzę w Elsolis, wbije ci nóż w plecy.

— Chyba że to ja będę pierwszy — wyszeptałem.

Liria załamała ręce w bezradności. Dla mnie rozmowa była skończona, dlatego wstałem od stołu, minąłem ją i opuściłem pomieszczenie, a później szybko wymknąłem się z zamku, unikając straży, aby przypadkiem nikt nie poszedł za mną. Nie potrzebowałem nikogo na ogonie.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz