Rozdział 60

192 32 22
                                    

ERNESH

W całym mieście panował ogromny chaos i ciężko mi było zapanować nad wszystkim. Całe szczęście nie byłem sam. Owen i Herkurn walczyli ze mną ramię w ramię i wspólnie walczyliśmy z trzema trollami, kiedy strażnicy pilnowali, aby żadne z poddanych nie został ranny.

Jeden troll leżał już martwy na ziemi. Owen i Herkurn skupili się na drugim, natomiast trzeci z nich przypadł mi. To była idealna okazja, abym wypróbował swój miecz i sprawdził, do czego był zdolny, kiedy miałem go w ręku.

Troll, z którym walczyłem, mierzył około pięciu metrów. Był ogromny, miał szerokie barki, nienaturalnie długie ręce, natomiast na jego skóra była pokryta pęcherzami. Trzymał maczugę, naszpikowaną kolcami, jednak nie zniechęcało mnie. Po jego stronie była siła, owszem, natomiast po mojej oczywiście spryt, szybkość, zwinność... atrakcyjność...

Widząc maczugę, która leciała w moją stronę, rzuciłem się w przód. Po przewrocie w przód, wróciłem na nogi. Znalazłem się za plecami przeciwnika, co od razu wykorzystałem. Podskoczyłem i chwyciłem się materiału, którym był niezdarnie przepasany, po czym podciągnąłem się. Wbiłem miecz głęboko w jego plecy, po czym odbijając się od pleców, zdołałem stanąć na rękojeści swojej broni. Troll szarpnął całym swoim ciałem w bok, jednak nie straciłem równowagi na tyle, aby spaść.

Odczekałem chwilę i kiedy znów odzyskałem pewność w swoich ruchach, Wyskoczyłem w górę, odbijając się od rękojeści. Zdołałem dostać się na ramię trolla, więc teraz już mogło być tylko prościej. Podbiegłem do głowy przeciwnika i chwytając się jego sporego ucha, zdołałem przeskoczyć na czubek jego głowy.

Szybko sięgnąłem po nowy miecz, który zdobyłem w Mortum. Czarne ostrze błysnęło w świetle słońca i księżyca, które świeciły nad Elsolis. Chwyciłem rękojeść w obie dłonie i bez wahania wbiłem go w głowę trolla, przebijając się przez jego czaszkę. Ofiara ryknęła z bólu, unosząc maczugę, jednak nie był w stanie nic zrobić. Zraniłem jego mózg.

Naparłem jeszcze mocniej na rękojeść, zatapiając miecz głębiej w mózgu trolla. Ten zachwiał się i po chwili runął do przodu, całkowicie tracąc świadomość. W odpowiedniej chwili zeskoczyłem na ziemię, zwinnie lądując na nogach. Owen i Herkurn, którzy chwilę wcześniej powalili swojego przeciwnika, spojrzeli na mnie z uznaniem.

— To było proste — Odetchnąłem, przeciągając się. Podszedłem do pleców trolla, w których wciąż tkwił mój miecz i wyszarpnąłem go z jego ciała.

— Naprawdę dobrze, że wróciłeś — powiedział Herkurn, posyłając mi szczery uśmiech.

Odwzajemniłem uśmiech, jednak nagle poczułem przeszywającego bólu w całym ciele, przez który aż zgiąłem się z pół. Obraz rozmazał mi się przed oczami i całkowicie odebrało mi dech. Zupełnie tak, jakby ktoś wbił mi ostrze głęboko w brzuch. Rozejrzałem się wokół, analizując sytuację.

— Ernesh — Owen, który już był obok mnie, pomógł mi się wyprostować.

— Musimy iść — wydusiłem, już idąc w stronę zamku.

— Co się dzieje? — zapytał dowódca straży, jednak zignorowaliśmy go, nie zamierzając tracić czasu na rozmowy. — Znowu nie zostanę wtajemniczony?!

Kiedy byliśmy blisko wejścia do zamku, jednak coś mnie zatrzymało.

— Ernesh!

Stanąłem w miejscu, rozpoznając ten słodki głos. Odwróciłem się i ujrzałem Denę, która stała na środku dziedzińcu, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Jej lisie uszy były podkulone, podobnie jak ogon, a oczy w kolorze jesieni były pełne łez. Nawet nie było okazji, abym z nią porozmawiał i powiedział jej, że wróciłem.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz