Rozdział 40

242 33 47
                                    

ERNESH 

W Mortum, w miejscu pobytu zmarłych, było... naprawdę przerażająco. Stojąc w tym okropnym, przejmującym mroku, czułem, jakby wszystko co dobre, opuściło mnie bezpowrotnie. To uczucie było nie do opisania. Gdyby nie świadomość tego, że Adaliah nigdy nie pozwoliłaby mi tkwić w tamtym miejscu, straciłbym chęci do istnienia.

W postaci ducha czy nie... Nie istotne. Nie zniósłbym takiego życia w nieszczęściu, mroku, strachu i samotności.

Powoli szedłem przed siebie, niepewnie rozglądając się wokół. Mijałem wielu zmarłych, jednak na żadnym z nich nie skupiałem wzroku na dłużej, niż było to konieczne. Mieli mi za złe, że ja mogłem bez żadnych konsekwencji poruszać się po świecie żywych, a oni byli zamknięci tutaj. Zazdrościli mi tego.

— No proszę, proszę, spójrzcie tylko, kto nas odwiedził, w naszym skromnym Mortum! — Głos jednego ze zmarłych przyprawił mnie o mdłości. Oczywiście, niedosłownie. Nie było to możliwe, zważając na to, że byłem martwy. Chyba... Wolałem nie sprawdzać. — Książę Ernesh we własnej osobie!

— Król — poprawiłem go.

Odwróciłem się w stronę zmarłego, który stał kilka za mną. W jego ręce widniał długi nóż. Wyglądało to tak, jakby jego broń, którą walczył za życia, również utraciła swoją materialność, więc teraz dzierżył ją i byłem pewny, że mógł nią również walczyć. Ciekaw byłem, czy umiał dobrze walczyć. Skrzyżowałem ręce na piersi. Dopadły mnie pewne obawy, jednak nie zamierzałem tego okazywać. Na mojej twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek.

— Tęskniliście? — zapytałem.

— Och, oczywiście... Cały czas o tobie myślimy!

— Czego chcesz?

— A czego mógłbym chcieć? — Zmarły zaczął iść w moją stronę. Nóż, który trzymał, uśmiechał się do mnie szyderczo ostrzem. — Ja tylko chcę, aby Adaliah dołączyła do nas wszystkich, abyście oboje byli tutaj, w Mortum, a jak na razie ona, walcząc z nami, pokazuje tylko, jak słaba jest. Całe szczęście jest tu ktoś znacznie silniejszy od niej. Ktoś godniejszy nas i naszej pomocy, ale i korony. Chyba w końcu mamy kogoś, kto zasiądzie na tronie!

— Kto to taki?

Mężczyzna uśmiechnął się, ukazując swoje pokruszone zęby. Chyba nie dbał o nie za życia. Skrzywiłem się na ten widok.

Rozluźniłem ręce, czując, że za moment będę zmuszony się bronić. Nauczyłem się jednej, bardzo ważnej rzeczy po swojej śmierci. Wciąż mogłem zostać ranny i wciąż mogłem umrzeć, tyle że tym razem, gdybym zginął, po prostu przestałbym istnieć. W takim wypadku Adaliah nie byłaby w stanie mi pomóc. Śmierć, a przynajmniej pierwsza śmierć, to nie koniec.

— Kto według was jest bardziej godny niż moja siostra, co? — ponowiłem pytanie

— Korona spada z głowy, my szybko usuwamy wszelkie dowody — Zmarły zaczął śpiewać, ignorując moje pytanie. Jego głos był zachrypnięty i przepełniony szaleństwem. — Królowa traci zmysły, a być może to tylko domysły?

— Przestań — wycedziłem.

— Tik-tak, czas ucieka, śmierć na nią czeka...

— Komu próbujecie służyć? No mów!

— Ty i Adaliah pójdziecie w zapomnienie. Och, ale obfite krwawienie!

Nie podobało mi się to wszystko. Słowa zmarłego były co najmniej niepokojące.

Nie miałem zbytnio czasu, aby się nad tym zastanowić, ponieważ mężczyzna zaczął biec w moją stronę, biorąc rozmach. Chciał zaatakować mnie swoim nożem. Uchyliłem się w bok, unikając ciosu. Nie byłem pewny, co robiłem, działałem pod impulsem. Wyobraziłem sobie, że dzierżyłem swój miecz, którym walczyłem za życia. Chciałem go pochwycić. Chciałem go użyć. Chciałem nim znowu walczyć. Wziąłem głęboki wdech.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz