Rozdział 19

501 54 65
                                    

ADALIAH

Moja rozmowa z Donovanem dała mi wiele do myślenia. Jego szczere wyznania zaskoczyły mnie, czego nie mogłam się wyprzeć. Nie spodziewałam się, że książę, który pokazywał się wszystkim od swojej aroganckiej, nonszalanckiej strony, mógł skrywać taki ból i urazę.

Czy faktycznie go lubiłam? To było dla mnie naprawdę trudne. Nawet jeśli tak, w czym by mi to pomogło? Obawiałam się, że to by tylko wszystko skomplikowało, skoro samo myślenie o tym dekoncentrowało mnie. Musiałam skupić się na tym, że Ernesh nie wrócił jeszcze z Elsolis. Nie było go już około godziny, a to dość dużo czasu. Zaczynałam się niepokoić.

Nagle usłyszałam huk dochodzący od strony Pola Złotych Traw. Donovan, który dalej siedział pod drzewem, podniósł się z ziemi i podszedł do mnie. Wysoko nad drzewami zaczęły unosić się czarne obłoki dymu. Chyba oboje wyczuliśmy też eksplozje magii.

— Zaczęło się — powiedziałam.

— A więc co? — Czarodziej westchnął ciężko, zerkając na mnie pustym wzrokiem. — Teraz powinniśmy zacząć ze sobą walczyć? Jako przyszły król i przyszła królowa?

— Jedna chimera powiedziała mi, że do wojny włączą się olbrzymy. Jeśli to prawda, przynajmniej na jakiś czas powinniśmy połączyć siły. Inaczej wszyscy zginiemy.

— W takim razie chodźmy.

. . .

Pola Złotych Traw stały się zwykłym polem bitwy i przyszłym cmentarzyskiem wielu istot. Czarodzieje i elfy walczyli ze sobą na śmierć i życie, wszędzie była krew, martwe ciała, ogień i istny chaos. Ten widok wzbudził we mnie poczucie adrenaliny, która zaczęła buzować w moich żyłach. Byłam gotowa walczyć. Chciałam tego.

Dostrzegłam elfiego strażnika, który miał na plecach przewieszony piękny, zdobiony łuk. Chwyciłam go za ramię, zwracając na siebie jego uwagę. Mężczyzna spojrzał na mnie, chcąc mnie zaatakować, jednak kiedy zorientował się, że to tylko ja, otworzył szeroko oczy w zdziwieniu. Aż zabrakło mu słów.

Opuścił miecz i rozejrzał się wokół z zakłopotaniem. Prawdopodobnie szukał wzrokiem Ernesha albo Ethana.

— Księżniczko, nie powinno cię tu teraz być — odparł.

— Daj mi swój łuk — rozkazałam.

— Ale król powiedział...

— Daj mi go!

Strażnik posłusznie dał mi swój łuk i gotowe do użycia strzały, które przewiesiłam na plecach. Ukłonił się szybko, a potem odszedł, chcąc wrócić do walki. Wiedział, że sobie poradzę, dlatego nie zamierzał stać nade mną i mnie chronić.

Donovan, który cały czas stał obok mnie, zamiast wtopić się w tłum, dobył miecza.

— Nie wiedziałem, że potrafisz strzelać z łuku, księżniczko — skomentował z zaciekawieniem.

Naciągnęłam strzałę na łuk i patrząc Donovanowi w oczy, wycelowałam w czarodzieja, który szybko zmierzał w naszą stronę. Puściłam cięciwę bez chwili zawahania.

Wystrzelona strzała utkwiła głęboko w piersi mojego przeciwnika. Prosto w serce. Uśmiechnęłam się zadziornie, kiedy zobaczyłam podziw w oczach księcia czarodziei. Nawet nie przejął się faktem, że zabiłam jego człowieka. Lubiłam mu imponować.

Weszliśmy w sam środek całej tej jatki. Cały czas szukałam wzrokiem Ernesha, pozbawiając życia każdego czarodzieja, który się do mnie zbliżył, natomiast Donovan szedł obok mnie, kolejno eliminując elfy. Było to dosyć paradoksalne i może nawet śmieszne, jednak właśnie w ten niecodzienny sposób walczyliśmy.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz