Rozdział 2

2K 169 104
                                    

ADALIAH

To był pierwszy raz, kiedy ja i Ernesh mogliśmy zobaczyć piękno Carminy, o której do tej pory słyszeliśmy jedynie z opowieści. Powoli jadąc przez miasto na koniach, z podziwem rozglądaliśmy się wokół, podziwiając uroki jakże odmiennego od Elsolis królestwa.

Miasto czarodziei znacznie różniło się od miasta elfów, co było widoczne już na pierwszy rzut oka. W naszym królestwie domy były małe, piękne i wyjątkowe. Miały w sobie coś subtelnego, zawsze były otoczone naturą i blaskiem białego słońca, czy księżyca. Zazwyczaj były budowane z białego marmuru i drewna, z czarnymi akcentami, a ściany pokrywały gęste bluszcze i kolorowe kwiaty, które intensywnie pachniały.

Miasto w Carminie było inne. Domy były wysokie, wokół nie było zbyt wiele roślinności. Wyglądało na to, że czarodzieje stawiali raczej na nowoczesność i wygodę, niż na naturę i ogólne piękno. Również słońce tam było inne. W Elsolis świeciło białym światłem, natomiast tutaj żółtym, a przecież nad naszą wyspą świeciła tylko jedna ognista gwiazda.

Nasze królestwa dzielił jedynie Las Cieni, a mimo to wszystko było inne, dzięki czemu też wyjątkowe.

Mój zachwycony i coraz bardziej zaciekawiony wzrok spoczął na majestatycznym zamku zbudowanym z czarnego, matowego kamienia, który rozpostarł się przed nami. Podobnie jak ja, Ernesh wstrzymał oddech, nie potrafiąc inaczej wyrazić swojego podziwu. Potężna forteca była po prostu piękna. Robiła o wiele lepsze wrażenie niż całe miasto razem.

Gdy dotarliśmy pod bramy zamku, te otworzyły się powoli. Pierwsi przekroczyli ją dwaj strażnicy, którzy nam towarzyszyli, następnie król i królowa, a na końcu ja i Ernesh.

— Królu Ethanie, niezmiernie miło nam tutaj gościć ciebie oraz twoją rodzinę — oznajmił dowódca straży czarodziejskiej, który czekał na nas, aby nas przywitać.

Pokłonił się nisko, aby okazać nam szacunek. Był wysoki, jednak nie wyższy od nas. Jego ciemna, bujna czupryna była chaotyczna i nieułożona, szata, którą nosił, brudna, a zarost nieprzystrzyżony i mało zadbany, jednak wynikało to z jego zmęczenia czy arogancji, a nie niechlujstwa. Domyśliłam się tego po zobaczeniu krwi na jego butach i spodniach. Być może niedawno wrócił z polowania.

— Zapraszamy do środka.

I weszliśmy.

Zamek w środku okazał się być jeszcze piękniejszy niż z zewnątrz. Długie, czerwone dywany, ceglane filary, obrazy przedstawiające cały ród królewski... To wszystko było niczym w porównaniu ze zdobyczami wojennymi, które król Ezykiel trzymał w zamku pod chronionymi zaklęciami gablotami na całej długości korytarzy. Było ich tam całe mnóstwo. Począwszy od małego, lśniącego sztyleciku, wykładanego różnymi kamieniami, aż po czaszkę najpotężniejszego wroga; króla olbrzymów.

— Podoba mi się tu — skomentował Ernesh.

— Och, mi również — Uśmiechnęłam się do brata szelmowsko. — Jeśli kiedyś wdamy się w konflikt z czarodziejami, możemy powalczyć o tę kolekcję.

— Dzieci! — zawołała nasza matka. Piękna elfka o długich, lisich włosach i przejrzystych oczach w kolorze wiosennych liści. — Ja i wasz ojciec udamy się teraz do króla, aby z nim pomówić. Wy zostaniecie zaprowadzeni do Sali Biesiadnej, gdzie lada chwila rozpocznie się uroczystość. Proszę, zachowujcie się jak należy i godnie reprezentujcie ród elfów.

— Nie mieliśmy poznać króla? — zapytałam.

— Oczywiście, skarbie, najpierw jednak odbędzie się uroczysty obiad. Nie martwcie się. Poznacie króla.

To drobne zapewnienie wystarczyło, abyśmy jej zaufali, dlatego posłusznie podążyliśmy za strażnikiem, który zaprowadził nas do Sali Biesiadnej, gdzie byli zebrani wszyscy zaproszeni czarodzieje i czarodziejki. Nie spodziewałam się tylu osób.

— Mieszkańcy Carminy! — przemówił strażnik, kiedy wszedł do ogromnego pomieszczenia. Ustawiliśmy się po jego obu stronach, patrząc na wszystkich z powagą i wyniosłością tak, jak uczył nas nasz ojciec. — Pragnę przedstawić wam syna i córkę króla Ethana! Oto książę Ernesh i księżniczka Adaliah! Wstańcie i pokłońcie się.

Czarodzieje bez żadnych sprzeciwów wstali ze swoich miejsc i posłusznie pokłonili się nam, witając nas z szacunkiem. To było miłe. Po tym, co opowiadali nam ludzie z naszego królestwa, nie spodziewaliśmy się takich akcentów i gestów. Cóż, to mogło oznaczać, że jeszcze wiele rzeczy będzie w stanie nas zaskoczyć, skoro to był dopiero początek.

Ja i Ernesh przeszliśmy przez całą salę, nie patrząc na nikogo. Nigdy nie pozwólcie, aby ludzie poczuli się ważniejsi od was, powtarzał nam nasz ojciec odkąd pamiętałam. To mogłoby was zgubić szybciej, niż sądzicie. Chodźcie wyprostowani, z dumnie uniesionymi głowami. Patrzcie na innych z wyższością. Nigdy nie powiedział, dlaczego musimy tak sumiennie przestrzegać całej listy zasad, którą dla nas wymyślił, jednak kiedy złamaliśmy choć jedną z nich, za każdym razem spotykaliśmy się z surową karą. Podobno tak było lepiej i było to dla „naszego dobra".

Zajęliśmy zarezerwowane dla nas miejsca przy ogromnym, długim stole królewskim i siedząc prosto, zaczęliśmy dyskretnie rozglądać się po mieszkańcach Carminy, aby im się przyjrzeć. Czarodzieje i czarodziejki byli ubrani w wyjściowe, długie szaty, które były w najróżniejszych kolorach. Większość mężczyzn nosiła gęste, długie brody oraz długie włosy, natomiast kobiety miały na głowach rozmaite fryzury, które podkreślały ich rysy. Na ich twarzach widniały szerokie uśmiechy i wszyscy aż tryskali pokładami pozytywnej energii, co akurat było dosyć pozytywnym aspektem.

Minęło zaledwie kilka minut, a już nikt nie zwracał na nas uwagi, dzięki czemu mogliśmy zobaczyć czarodziei w ich naturalnym, codziennym trybie funkcjonowania, co w tamtym momencie bardzo mnie interesowało. Byłam zbyt ciekawa świata, aby nie zebrać takich informacji jak sam byt innego gatunku. Traktowałam to trochę jak lekcje życia, która mogła przydać mi się w przyszłości.

Wszyscy śmieli się głośno, kpili z siebie wzajemnie, przeklinali, rozlewali wino naokoło... Zmarszczyłam brwi, kierując wzrok na Ernesha, który również miał nietęgą minę. Spodziewaliśmy się odmiennej kultury niż w naszej krainie, racja, jednak nie spodziewaliśmy się, że ta odmienność będzie aż tak wyrazista. Odrobinę mnie to zniechęciło, ale przecież to byli zwykli mieszkańcy. Rodzina królewska na pewno miała inne standardy.

— Ciekawe, czy czarodziejski książę będzie równie wulgarny jak oni — skomentował Ernesh, zerkając na mnie. Doskonale załam to jego zrezygnowane spojrzenie, mówiące „Wolałbym być teraz gdzie indziej".

— Tak właściwie to gdzie on jest? — zapytałam, patrząc na puste krzesło obok siebie, które miał zająć książę Donovan.

— Może uznał, że nie jesteśmy godni, aby siedzieć z nim przy jednym stole. Nie zdziwiłoby mnie to. Słyszałaś, co o nim mówią. Nie powinnaś oczekiwać zbyt wiele.

— Tak... Jeśli się nie pojawi, a to, co o nim mówią, to prawda, to przynajmniej cała noc obędzie się bez niepotrzebnych, kontrowersyjnych dyskusji.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz