Rozdział 51

211 31 40
                                    

ERNESH

Po rozmowie z Adaliah, doszliśmy do wniosku, że dobrze by było, abyśmy sprawdzili, jak sprawa wyglądała w Elsolis. Minęło kilka godzin, od kiedy uciekliśmy stamtąd, co nie było zbyt długim okresem czasu, jednak Halonie mogło to wystarczyć. Ostrzeżenie zmarłego, który pojawił się w komnacie Donovana, było poważne i konkretne. Był wręcz przerażony, mówiąc o tym, co działo się w krainie elfów, zupełnie jakby przeczuwał, co lada chwila może się wydarzyć.

Miałem tą możliwość, aby szybko przenieść się do naszej krainy oraz aby nikt mnie nie zauważył, dlatego postanowiłem udać się tam sam. Adaliah nie powinna była jeszcze ryzykować, poza tym widziałem, że chciała zostać z Donovanem. Nawet jeśli nie podobało mi się, że cały czas siedziała przy nim, nie mogłem jej tego zabronić. Dobrze, że Owen z nią został...

Przeniosłem się prosto do zamku w Elsolis. Idąc przez główny korytarz, uważnie rozglądałem się wokół, zwracając uwagę na każdy szczegół, który mógłby mnie choć trochę zaniepokoić. Elfi strażnicy w równych odległościach parami maszerowali po korytarzach, stawiając rytmiczne, stanowcze kroki, dzierżąc przy sobie swoje miecze. Trzymali je w rekach, a nie w pochwach, co było niepokojące. Nigdy tak nie robili. Byli ostrożniejsi niż zwykle, jakby spodziewali się ataku.

Ich spojrzenia były zamglone, nieobecne i przyprawiały mnie o dreszcze. Podjąłem próbę wyczytania czegokolwiek z ich myśli, jednak o niczym nie myśleli. Zwykła pustka...

Kiedy doszedłem do Sali Tronowej, wszedłem do środka, nie do końca wiedząc, czego się spodziewać. Mój wzrok padł na jeden z tronów, na którym siedziała Halona. Nie mogłem w to uwierzyć. Naprawdę tak po prostu na nim siedziała, uśmiechając się do samej siebie?

Najmłodsza córka króla Ethana, zapomniana księżniczka, która na wiele długich lat została zamknięta przeze mnie i Adaliah w lochach zamkowych, ponieważ stanowiła prawdziwe zagrożenie dla Elsolis, teraz siedziała na tronie, śmiejąc się sama do siebie? To było absurdalne.

Podszedłem bliżej tronu, uważnie przyglądając się swojej młodszej siostrze. Jej długie, jasne włosy swobodnie opadały na ramiona, podarta, brudna suknia zniknęła. Teraz miała na sobie piękną, jasnoróżową suknię, zdobioną kwiatami i wieloma świecącymi cekinami. Starannie wyczyszczony miecz, który był swobodnie oparty o tron, tylko czekał, aby go chwycić i użyć do walki. Jakby tego było mało, na twarzy Halony widniał szyderczy uśmiech, a jej oczy były nasycone jadem. Strażnicy byli ustawieni po obu stronach tronu, pilnując jej jak najcenniejszego skarbu.

Czułem do niej coraz większe obrzydzenie.

Nie widziała mnie, nie zdawała sobie sprawy, że stałem zaledwie kilka metrów przed nią. Zacząłem zastanawiać się, czy jej się ujawnić, czy odpuścić. Wiedziałem, że będziemy mieli szansę, aby się zemścić i pokazać jej, gdzie było jej miejsce, ale pokusa, aby wyciągnąć miecz z pochwy i rzucić się na nią była naprawdę ogromna.

— Obiecuję ci, Halono, że zapłacisz za każdy swój ruch, jakiego się podjęłaś — wycedziłem, podchodząc bliżej tronu.

Podświadomie sięgnąłem do rękojeści miecza. Mogłem go wyciągnąć i podjąć próbę zaatakowania elfki, ale jaka była gwarancja, że mi się uda? Nie byłem tak głupi, aby uwierzyć, że to mogłoby być tak proste. Musiałem odpuścić.

Właśnie dlatego odwróciłem się i skierowałem się w stronę wyjścia, zaciskając tylko zęby ze złości. Nie spodziewałem się jednak, że stanie się coś, czego nie przewidziałem.

Nagle do Sali Tronowej wszedł Herkurn prowadzony przez dwóch innych strażników. Dowódca straży patrzył w stronę tronu z nieukrywanym gniewem, co tylko rozbawiło Halonę. Miał ręce skute kajdanami, odebrano mu broń. Musiał się postawić, kiedy zrozumiał, co się działo, tylko co on sam mógł zrobić przeciwko całemu królestwu?

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz