Rozdział 39

234 34 72
                                    

ADALIAH

Przez całą noc nie byłam w stanie zmrużyć oczu na dłużej niż kilka minut. Nie miałam pojęcia, czym było to spowodowane, jednak zmarli nawiedzali mnie o wiele częściej, niż zwykle. Może po prostu próbowali wykorzystać sytuację, która była dla mnie okrutnie chaotyczna, aby namówić mnie do zrobienia czegoś, czego mogłabym później żałować? Nie miałam nawet siły nad tym myśleć. Wolałam skupić się na innych rzeczach, związanych z moją ogólną sytuacją.

Znajdowałam się w okropniej sytuacji politycznej i to było niepodważalne. Nakazałam, aby zwiadowcy Elsolis nieustannie obserwowali część Lasu Cieni bliżej Carminy, aby mieć na oku czarodziei. Wiedziałam, że moja siostra coś planowała, dlatego wolałam zachować ostrożność. Nie mogłam ryzykować, że ludzie Donovana zaatakowaliby nas, kiedy my nie spodziewalibyśmy się tego.

Zaczęłam zastanawiać się nad moją relacją z Erlondem, bo przecież tego też nie mogłam cały czas unikać. Może faktycznie powinnam była po prostu skorzystać z całej tej sytuacji i zapewnić sobie dobre małżeństwo oraz sojusz z elfami mieszkającymi po drugiej stronie oceanu? Rudowłosy elf był dobrą i uczciwą osobą. Lubiłam go i mogłam być pewna, że nie skrzywdziłby mnie, ale... No właśnie. Cały czas było w tym ogromne „ale".

Spojrzałam na Ernesha, który od dłuższego czasu siedział po drugiej stronie komnaty i uważnie mnie obserwował, milcząc. Wyglądał na bardzo zmartwionego, jednak nic nie mówił, nie chcąc mnie niepotrzebnie denerwować. Nie potrzebowałam, aby inni użalali się nade mną. Nie znosiłam tego ze względu na to, że wtedy czułam się słaba, a nie mogłam się tak czuć...

— Dobrze, powiedz to w końcu — powiedziałam, przerywając panującą ciszę.

Powinnaś powiedzieć komuś, że tracisz kontrolę nad swoimi mocami. Nasilają się, przez co cierpisz — zauważył Ernesh. Elf skrzyżował ręce na piersi, przechylając lekko głowę na bok. — Narażasz się na ogromne niebezpieczeństwo i oboje dobrze o tym wiemy. Może Owen umiałby ci pomóc.

— W porządku, to był błąd. Jednak zamilcz, błagam.

— Adaliah...

— Przestań, proszę — przerwałam bratu.

— Nie mogę.

— Kto miałby mi pomóc? Owen? Ale jak, skoro już nie raz próbował? Erlond? A może Donovan?

Zaśmiałam się ironicznie, kręcąc głową. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że po drugiej stronie Lasu Cieni, w pięknym zamku, w Carminie, Donovan i Halona prawdopodobnie spędzili ze sobą namiętną noc jako świeże małżeństwo. Przez sto pięćdziesiąt lat swojego życia nie widziałam na oczy większego absurdu, niż ten.

Donovan i Halona. Razem. W chłodnej komnacie, na łożu, na którym wcześniej leżał ze mną... Patrząc sobie głęboko w oczy. Dotykając się. Całując.

Czy Donovan patrzył na Halonę tak jak na mnie?

Ernesh westchnął ciężko, uświadamiając sobie, że nie byłby w stanie nic wskórać. Nie miałam zamiaru prosić nikogo o pomoc, ponieważ wiedziałam, że nie było nikogo, kto byłby w stanie pomóc mi w sprawie ze zmarłymi. Dręczyła mnie tylko jedna rzecz.

Podeszłam bliżej Ernesha, chcąc spojrzeć mu w oczy. Nie było w nich żadnego blasku życia, jednak wciąż dostrzegałam w nich swojego brata. Może i jego postać była trochę inna, ale byłam w stanie rozpoznać ten jasny, perłowy kolor jego tęczówek.

— Skoro dusze zmarłych tak chętnie opuszczają Mortum, coś się tam dzieje — zauważyłam. Mogłam wmawiać sobie, że tak nie było, jednak kogo właściwie chciałam oszukiwać? Wszystko wymykało mi się spod kontroli. — Byłbyś w stanie się trochę rozejrzeć i poinformować mnie o tym, co się tam teraz dzieje?

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz