Rozdział 50

191 27 29
                                    

ADALIAH

Z coraz większym strachem bezradnie patrzyłam, jak z Donovana ulatywało życie. Moje zaklęcia niewiele już pomagały. Wciąż się wykrwawiał i co prawda mogłam zabierać jego ból, ale nie potrafiłam go uleczyć. Czułam się bezradna, co doprowadzało mnie do frustracji.

Wypowiedziałam pod nosem te same zaklęcia, co chwilę wcześniej, nie wiedząc, co mogłabym więcej zrobić. Donovan wziął głęboki, drżący wdech przez usta, próbując wyrównać swój urywany oddech, jednak przychodziło mu to z trudem. Okropnie cierpiał.

Oczy piekły mnie od łez, które zbierały się pod moimi powiekami, a król czarodziei patrzył na mnie ze spokojem, jakby mając nadzieję, że ujrzy coś, co było niemożliwe do ujrzenia. Nigdy wcześniej nie wpatrywał się we mnie tak intensywnie jak w tamtym momencie. Nawet na chwilę nie oderwał ode mnie wzroku.

Gdybym od razu powiedziała Donovanowi o swojej wizji, którą miałam zanim przybył do Elsolis pierwszy raz od roku, gdybym spróbowała powstrzymać Halonę w chwili, kiedy miałam taką okazję, być może nie doszłoby do tego wszystkiego. Moja siostra i inni mieli rację. Wszystko, co się stało, było z mojej winy.

Musiałam je naprawić. Już niedługo...

Tylko aby do tego doszło, Donovan musiał żyć.

— Adaliah, tracisz energię, używając tyle magii. Proszę, przestań — wydusił Donovan.

— To bez znaczenia — odpowiedziałam bez wahania.

Kątem oka zauważyłam, że z zamku wybiegł Owen. Wreszcie, pomyślałam z ulgą, widząc, że biegł w naszą stronę. Tuż obok mnie pojawił się Ernesh. Elf wbił we mnie zakłopotany wzrok, nie wiedząc nawet, co mógłby powiedzieć, dlatego po prostu chwyciłam jego dłoń, wykazując tym swoją wdzięczność. Był niezawodny.

Owen podbiegł do nas, z niezadowoleniem mrucząc coś pod nosem. Przyklęknął przy Donovanie i wyciągnął rękę w stronę czarodzieja, jednak wstrzymał się, zanim choćby go dotknął. Nie wyglądał, jakby był przekonany co do tego, czy powinien był mu pomóc. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, szukając jakiś odpowiedzi na dręczące go pytania. Nie rozumiał, dlaczego zależało mi na uratowaniu kogoś, z kim walczyłam od tak długiego czasu.

— Jesteś pewna, że powinniśmy mu pomagać?

— Uratował mi życie — powiedziałam.

I ten jeden argument wystarczył.

Stary elf zarzucił jedną rękę Donovana na swoje barki i ostrożnie podniósł się z ziemi, pomagając czarodziejowi stanąć na nogi. Ten jęknął z bólu, jego twarz zbladła jeszcze bardziej, ale nie zamierzał się z nami spierać. Nie miał siły się sprzeczać, więc oddał swoje gasnące życie w nasze ręce.

Również wróciłam się na nogi, jednak zachwiałam się, czując silne zawroty głowy przez zużycie sporej ilości energii w tak krótkim czasie. Wbre pozorom używanie magii było naprawdę męczące. Ernesh w jednej chwili chwycił mnie delikatnie za ramiona, pomagając mi utrzymać równowagę. Odgarnął mi kosmyki mokrych włosów z twarzy, patrząc mi w oczy z troską.

— Co się dzieje? — zapytał.

— Zdrajcy! Rodzeństwo pomaga czarodziejowi! To zdrada! Zdrada i hańba dla Elsolis! Dla nas wszystkich!

Oboje spojrzeliśmy w stronę mieszkańców, którzy zaczęli zbierać się wokół dziedzińca, uważnie nas obserwując. Czy nie widzieli tego, co działo się chwilę wcześniej? Nie widzieli Halony, kiedy nas zaatakowała? Do tej pory nie było widać ani jednego mieszkańca... Jakim udem wszyscy wyszli z domów dopiero teraz?

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz