Rozdział 49

212 32 20
                                    

ERNESH

Myślałem, że spędzę spokojny dzień przy Denie, że będę mógł nacieszyć się tym, że mogła mnie zobaczyć, usłyszeć i... i dotknąć, jednak nie spodziewałem się, że wszystko zniszczą zmarli, którzy postanowili zwabić mnie w pułapkę.

— Panie! Panie, potrzebujemy pomocy!

Odwróciłem się w stronę zmarłej kobiety, która pojawiła się za moimi plecami. Ciężko dyszała i wyglądała, jakby zaraz miała upaść, co było dziwne, zważając na to, że była martwa. Podniosłem się z trawy, na której siedziałem i powoli podszedłem do niej niepewnie. Nie byłem pewny, jak powinienem był zareagować. Dlaczego kobieta, zmarła śmiertelniczka, przyszła do mnie, a nie do Adaliah, skoro nie miałem na nich żadnego wpływu?

Dena, która nie widziała jej, patrzyła na mnie ze zdziwieniem, dalej siedząc na trawie. Wyczuła, że coś było nie tak, ale nie odzywała się, czekając, aż sam coś powiem.

— Co się stało? — zapytałem ostrożnie.

— Niektórzy się buntują — Zmarła zadrżała ze strachu, co było jeszcze dziwniejsze. — Wybijają tych słabszych i odsyłają ich w nicość. Proszę, pomóż nam, Ernesh.

— Dlaczego przychodzisz do mnie, a nie do mojej siostry? Przecież...

— Ona nie może teraz znaleźć się tam na dole. To dla niej zbyt niebezpieczne. Nie wiedziałam, co robić, dlatego przyszłam do ciebie. Błagam, mój panie...

— Dobrze, już dobrze — Uniosłem ręce w uspokajającym geście. — Pójdę z tobą. Prowadź.

Kobieta wyciągnęła w moją stronę rękę. Zanim ją chwyciłem, spojrzałem jeszcze na Denę. Chimira podniosła się z trawy i wzięła głęboki wdech, przeczuwając, że musiałem ją zostawić.

— Niedługo wrócę — obiecałem. — I wtedy wszystko wyjaśnię ci do samego końca, moja piękna.

— Uważaj na siebie, proszę... — Dena podeszła do mnie i delikatnie ujęła moją dłoń. Poczułem jej ciepło, co sprawiło, że wszystko inne stało się nieważne. — Jesteś mi coś winny, więc pamiętaj, że nie możesz mnie opuścić.

— Do usług.

Ukłoniłem się, posyłając Denie szczery uśmiech, po czym wziąłem głęboki wdech i chwyciłem rękę zmarłej kobiety. Odczułem nagły, ogromny dyskomfort, jednak podróżując między Mortum a światem żywych, zdążyłem już do niego przywyknąć, dlatego czas nie dłużył się tak koszmarnie. Nim się obejrzałem, byliśmy na miejscu, co poznałem po tym, że mrok, który panował w świecie umarłych, zaciążył na mnie.

Otworzyłem oczy, jednak nim zdążyłem się choćby rozejrzeć, upadłem na ziemię. Niespodziewany cios w tył głowy zdezorientował mnie, ból rozlał się po mojej czaszce, a napastnik, który stał za mną, śmiał się głośno.

— Dobra z ciebie aktorka — Mruknąłem, powoli wstając na nogi. Odwróciłem się w stronę kobiety, która podstępem sprowadziła mnie do Mortum, ale oprócz niej, zobaczyłem kilkunastu innych zmarłych. — A to co? Przyjęcie na które zostałem zaproszony? Wspaniale!

— Wiesz, że zmarli mogą odczuwać ból? — zapytał stary krasnolud, stojący z przodu.

— Tak, zdążyłem poczuć.

Zacząłem się wycofywać, widząc, że zmarli mieli znaczną przewagę liczebną, jednak wpadłem na kogoś stojącego za mną. Odwróciłem się gwałtownie, kierując wzrok na staruszkę pozbawioną połowy czaszki. Jak poparzony z powrotem cofnąłem się i zatrzymałem się w samym środku kręgu, w jakim się znalazłem.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz