Rozdział 4

1.1K 118 88
                                    

DONOVAN

Sedząc przy stole ze swoimi dobrymi przyjaciółmi, w zasadzie patrzyłem tylko w jedną stronę. W stronę księżniczki Adaliach, która samotnie siedziała przy stole i z delikatnym uśmiechem na twarzy obserwowała całą zabawę z boku. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, jednak nie potrafiłem nawet wytłumaczyć dlaczego. Przecież do tej pory gardziłem elfami i ciężko było mi uwierzyć, że te chodziły po tej samej wyspie co my, czarodzieje.

Dalej nimi gardziłem. To nie zmieniłoby się tak nagle.

Po długim wyczekiwaniu w końcu dojrzałem szansę na rozmowę, a przy tym zapoznanie jej ze sobą, kiedy elfka wyszła na ogromny, odkryty taras, aby odetchnąć i złapać trochę świeżego powietrza. Przeprosiłem swoich towarzyszy i podążyłem za Adaliah. Słyszałem, jak chichocząc, czarodzieje skomentowali między sobą moje odejście od stołu w dosyć nieprzyjemny, dla nich pewnie żartobliwy sposób, jednak zignorowałem to i nawet nie spojrzałem na nich przez ramię. Niezbyt interesowało mnie, co sobie pomyśleli.

Zastałem Adaliah, kiedy stała z uniesioną głową i z rozmarzeniem patrzyła w księżyc, popijając przy tym wino ze swojego kieliszka. Blade światło podkreślało rysy jej twarzy, blady odcień skóry i sprawiało, że jej oczy lśniły jakiegoś rodzaju wolnością.

Byłem podpity i nie kojarzyłem zbyt wielu faktów, ale mimo to podszedłem do elfki, nie zastanawiając się nawet, czy sobie tego życzyła. Przerwałem jej marzenie, naruszyłem jej przestrzeń, obejmując ją ramieniem, na co ta spojrzała na mnie z niesmakiem. Szybko zrzuciła z siebie moją rękę i odsunęła się o krok, aby zachować między nami należny dystans.

— Adaliah, tak? — wybełkotałem. Język plątał mi się przy każdym słowie, co nie stawiało mnie w zbyt dobrym świetle, jednak w tamtym momencie nie zwracałem na to większej uwagi. Zresztą i tak zaniżyłem swoją reputację w momencie, kiedy zignorowałem obiad i zapoznanie się z naszymi gośćmi.

— Zgadza się — mruknęła elfka. — A ty to kto?

— Och, jestem Donovan. Powinnaś to wiedzieć, stojąc przede mną. W końcu jestem księciem tej krainy i czarodziei, nieprawdaż? — Z dumą oraz uśmiechem na twarzy wskazałem palcem na ozdobę, którą miałem na głowie.

— Tak, gdybyś przyszedł na obiad i zajął swoje miejsce przy stole obok nas, z pewnością poznalibyśmy się wcześniej. A teraz wybacz mi, wracam do środka.

Adaliah odwróciła się, jednak nie zdążyła zrobić nawet kilku kroków. Chwyciłem ją za rękę i jednym, sprawnym ruchem przyciągnąłem ją do siebie. Chyba użyłem trochę więcej siły, niż zamierzałem, ponieważ elfka dosłownie odbiła się ode mnie. Moje dłonie powędrowały na jej talię, co nie bardzo jej się spodobało. Cóż, gdybym miał jakąkolwiek świadomość swoich czynów, zapewne podszedłbym do tego trochę inaczej, ale niestety byłem obrzydliwie pijany, przez co wino i silniejsze substancje odebrały mi rozum.

Ale Adaliah była wtedy taka... intrygująca, a może nawet piękna. A może to ja byłem piękny, ale mój umysł zmienił fakty? Te myśli mieszały mi w głowie, a mimo to, nie skupiałem się na nich, tylko przepuszczałem je dalej. Dlaczego miałbym zastanawiać się nad swoimi ruchami? Byłem księciem i byłem w swoim zamku. Mogłem robić to, na co miałem ochotę, a inni powinni być mi posłuszni.

Szkoda tylko, że Adaliah również nosiła tytuł królewski, o czym zapomniałem, a jakby tego było mało, naprawdę szanowała swoją przestrzeń osobistą, o czym przekonałem się szybciej, niż myślałem.

Grunt to dobrze rozpocząć wiążącą relację z drugą osobą, czyż nie?

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz