Rozdział 57

191 30 45
                                    

ERNESH

Ogromny ból, jaki odczuwałem był nieznośny, ale kiedy w końcu ustał, niepewnie otworzyłem oczy. Wziąłem łapczywy głęboki dech, który wydawał się być ukojeniem, a zarazem przyniósł mi sporo kolejnego bólu, którego nie spodziewałem się poczuć.

Zapomniałem jakie to uczucie. Oddychać.

Klęcząc przy Adaliah, patrząc na nią i czując jej chłodny dotyk, zacząłem uświadamiać sobie, że udało jej się. Naprawdę jej się udało.

Przywróciła mnie do życia.

Nie miałem pojęcia, jak to uczyniła, jednak czy było to ważne? Przytuliła mnie, a wtedy poczułem jej dotyk, jej zapach... Przeczesałem palcami jej długie włosy, mocno objąłem ją ramionami, schowałem twarz w jej ramieniu i pozwoliłem sobie na łzy, które okropnie piekły, ale poczułem jakąś ulgę, kiedy spłynęły po moich policzkach.

— Udało ci się — wyszeptałem. — Już wszystko jest dobrze. Jestem tutaj z tobą, tak?

— Tak bardzo za tobą tęskniłam.

— Ja za tobą też, siostrzyczko. Ja za tobą też...

Zapomniałem, jakie to cudowne uczucie móc przytulić do siebie tak bliską osobę. Drobna rzecz, a dała mi tyle radości, że zapomniałem o Halonie, Donovanie i całym zagrożeniu, jakie wisiało nad Elsolis. W tamtym momencie liczyło się tylko to, że odzyskałem wszystko, co było dla mnie ważne i cenne.

Nie wiem, ile tak siedzieliśmy, przytulając się, ale z całą pewnością minęło sporo czasu. Tyle, aby Adaliah odzyskała siły.

— Musimy wrócić do Owena — powiedziała, kiedy stanęła na nogi. Pomogła mi się podnieść i mimo że zachwiałem się, szybko odzyskałem równowagę. Musiałem na nowo przywyknąć do wszystkich uczuć, jakie mną targały. — Na pewno na nas czeka.

— Masz rację.

— Tylko jak się stąd wydostaniemy?

— Proponuję wyjść przez drzwi — Wskazałem na wyjście z grobowca i uśmiechnąłem się.

Adaliah zaśmiała się, uświadamiając sobie, że odpowiedź na jej pytanie była dosyć oczywista. Och, jak dobrze było zobaczyć ją szczęśliwą. Nie pamiętałem, kiedy szczerze się śmiała, czy uśmiechała. Nie miała zbyt wielu powodów do szczęścia, zwłaszcza w ostatnich latach, kiedy wszystko się sypało i na każdym kroku czyhały niebezpieczeństwa, jednak teraz była szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa.

Chwyciłem ją za rękę i skierowałem się w stronę drzwi, przez które dostaliśmy się do Tombu. Nie mieliśmy nawet chwili do stracenia. Musieliśmy wrócić do Owena i pomyśleć nad tym, co dalej. Chociaż ja wiedziałem, co chciałem zrobić. Odpocząć i przypomnieć sobie, jak wszystko funkcjonuje. Halona mogła zaczekać, skoro tak świetnie bawiła się w naszej Sali Tronowej.

Kiedy wyszliśmy z grobowca i z powrotem znaleźliśmy się w zamku w Elsolis, Owen, który chodził niespokojnie z miejsca na miejsce, odwrócił się gwałtownie w naszą stronę. Ale nie był sam. Razem z nim była nasza matka i Herkurn. Co dowódca straży robił w krainie Elfów, kiedy miał być z Deną, nie miałem pojęcia, ale ucieszyłem się, kiedy zobaczyłem ich wszystkich.

Szok wymalowany na jego twarzy, łzy w oczach naszej matki i wzruszenie Owena sprawiły, że zalała mnie fala ciepła.

— Wróciliśmy — odezwałem się, nie wiedząc, co innego mógłbym powiedzieć.

— Tak... Widzimy — Herkurn ukłonił się nisko, patrząc na nas z zadowoleniem. — Wasze wysokości, miło znowu widzieć nas razem.

Objąłem Adaliah ramieniem i złożyłem pocałunek na jej skroni, a ona posłała mi piękny, szczery uśmiech. Caroline jako pierwsza podeszła do nas, odzyskując przytomność umysłu. Bez wahania przytuliła nas, pozwalając sobie na urojenie łez, a my objęliśmy ją ramionami. Później Owen i Herkurn dołączyli się do tego uścisku. Cała trójka śmiała się i patrzyła na nas ze łzami w oczach, co poruszyło nas do tego stopnia, że sami też mieliśmy zaszklone oczy.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz