Rozdział 44

194 30 79
                                    

DONOVAN

— Wciąż jesteś rozdarty, Donovanie — Halona usiadła mi na kolanach, obejmując mnie rękoma. Nie spojrzałem na nią. Wciąż patrzyłem prosto przed siebie, stukając nerwowo palcami w podłokietnik tronu, na którym siedziałem o kilku godzin. — Musisz pozbyć się niepewności. Musisz wiedzieć, czego chcesz.

— Chciałbym chociaż przez chwilę pobyć sam, aby móc pomyśleć — mruknąłem.

— A ja uważam, że nie powinieneś być sam.

— Halono...

— Zamilcz — Elfka uśmiechnęła się słodko.

Jej oczy błysnęły niebezpiecznie. Nagle moje gardło zacisnęło się i faktycznie zamilkłem, jednak nie z własnej woli. Tylko że tym razem byłem w pełni świadomy tego, że Halona rzuciła na mnie urok. Może i w dość prosty sposób udało jej się zmusić mnie do milczenia, jednak nie odebrała mi zdolności myślenia i ruchu.

Zepchnąłem ją z siebie i sam również się podniosłem. Elfka spojrzała na mnie ze sporym zdziwieniem, nie spodziewając się, że jej się postawię. Uśmiech zszedł z jej twarzy, ustępując poddenerwowaniu. To właśnie była jej prawdziwa twarz. Prawdziwa księżniczka Elsolis.

— Chcę być sam — wycedziłem, zaciskając pięści.

— Co jeśli nie wyjdę? Zaatakujesz własną żonę?

Spojrzałem na boki, gdzie pod ścianami stali strażnicy. Nie patrzyli na nas z szacunku, jednak słyszeli każde nasze słowo i na pewno byli ciekawi, co się wydarzy. Szczerze mówiąc, nie interesowało mnie, co o mnie myśleli, więc mógłbym zaatakować elfkę, ale co by mi to dało? Rzucając mi tego typu wyzwanie, uświadamiała mi, że była gotowa na mój atak. Może nawet taki był plan, może czekała na mój większy błąd. Musiałem być ostrożny.

— Chcę tylko chwili samotności — powiedziałem już spokojnym głosem. — Czy proszę o tak wiele?

— Uroczy jesteś, kiedy się denerwujesz. Niech będzie.

Halona musnęła ustami mój policzek, po czym odwróciła się i lekkim krokiem skierowała się w stronę drzwi. Jej piękna, błękitna suknia ciągnęła się za nią po błyszczącej podłodze, nadając jej królewskiego wyglądu. Miała na głowie złotą tiarę, którą dostała po naszym wymuszonym ślubie, ale nie była królową. Nie na długo...

Patrzyłem, jak dwaj strażnicy stojący przy drzwiach, otworzyli je przed Haloną, kłaniając jej się nisko. Co za absurdalny widok... MOI ludzie kłaniali się przed elfką. Szanowali ją, uważali ją za swoją panią. Miałem świadomość, że każdy ze strażników mógł być pod wpływem uroku, ale nie znałem zaklęć, które uwolniłyby ich umysły od wpływów najmłodszej córki Ethana. Mogłem być jednym z potężniejszych czarodziei, mogłem posługiwać się mroczną magią, jednak magia elfów była dla mnie czymś nowym.

Spojrzałem na każdego strażnika po kolei, kiedy Halona opuściła Salę Tronową. Dwóch stało przy drzwiach i po czterech z dwóch stron pomieszczenia, pomiędzy wysokimi filarami. Każdy z nich dzierżył włócznię, w pochwie przy pasie mieli miecze. Nie mieli na sobie ciężkich zbroi, tylko czarne szaty wojowników, które sięgały im do łydek, a pod nimi nosili czarne bryczesy. Prezentowali się godnie tak, jak powinni się prezentować.

— Ty — Wskazałem palcem na strażnika, który stał najbliżej tronu po mojej prawej stronie. Czarodziej spojrzał na mnie, stając na baczność. — Byłeś tu, kiedy dzisiejszego ranka Halona rozmawiała z Nezadem. Byli tu sami i długo rozmawiali. O czym mówili?

— Królowa zabroniła o tym mówić — powiedział.

— Królowa... Chyba zapomniałeś, mój drogi, kto jest twoim prawdziwym panem. Zadałem ci jasne pytanie. Lepiej odpowiedz.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz