Rozdział 17

431 54 21
                                    

ERNESH

Dotarcie do Elsolis zajęło mi i Denie około dwudziestu minut. Czułem, że było to stanowczo za dużo czasu, jednak nie miałem na to większego wpływu.

W mojej głowie krążyło wiele chaotycznych myśli. Zostawiłem Adaliah samą z Donovanem, mój ojciec mógł za moment opuścić Elsolis i ruszyć na wojnę, dodatkowo wszystko działo się zbyt szybko. Zero czasu na przygotowania, zero planu działania...

Jeśli Dena miała rację, olbrzymy górskie opuściły już Góry Śmierci, które zamieszkiwały od wieków, i były w drodze, aby zniszczyć wszystko, co budowaliśmy przez tyle czasu. Od dawna na to czekali. Nieuniknione było, że będziemy zmuszeni z nimi walczyć, jednak chyba nikt nie sądził, że dojdzie do tego akurat w takim momencie.

W mieście panował chaos. Elfy i elfki biegali we wszystkie strony, krzycząc do siebie nerwowo. Wiedzieli, co się zbliżało, nie byli naiwni. Nigdzie nie było straży, więc wyglądało na to, że byli sami, co dodatkowo ich stresowało. To było wręcz absurdalne, że Ethan, ich król, nie zapewnił im odpowiedniego bezpieczeństwa. Ktoś powinien tam być i ich chronić. Chociaż kilku strażników.

Wbiegłem do zamku, cały czas trzymając Denę za rękę. W jakiś sposób jej bliskość uspakajała mnie. Dlaczego? Nie miałem pojęcia, jednak to nie było zbyt istotne w tamtym momencie. Korzystałem z tego, że wcale nie chciała uciec gdzieś w głąb lasu.

Wnętrze zamku świeciło niepokojącymi pustkami. Nie było tam ani jednej żywej duszy; ani jednego strażnika, elfy ze służby również były niewidoczne. Czyżbyśmy się spóźnili?

— Gdzie są wszyscy? — zapytała Dena. Rozglądała się wokół, podziwiając wystrój zamku, jednak była równie zaniepokojona jak ja.

— Opuścili krainę jakieś pół godziny temu, może trochę mniej — Spojrzałem na Owena, który wyszedł z bocznego korytarza. Jego mina była nietęga. — Poszli na wojnę, aby walczyć u boku króla. Spóźniłeś się, chłopcze.

— Jak mój ojciec mógł postąpić tak nierozważnie i bez przygotowania pójść na wojnę? — wycedziłem, jednak nie obwiniałem o to przyjaciela. On również nie był zadowolony z obrotu wydarzeń. — I jak mogłeś mu na to pozwolić?

— Niestety nie miałem nic do powiedzenia w tej sprawie. Doskonale wiesz, że w ostatnim czasie moje słowo było nie istotne dla Ethana, dlatego kazał mi tu zostać. Woli działać na własną rękę.

— To jakiś absurd.

— Ponadto król oznajmił, że ty i Adaliah nie macie prawa pojawić się na polu bitwy. Macie tu zostać. Macie być bezpieczni. A ja mam was pilnować.

— O nie, nie ma mowy — Zaśmiałem się nerwowo, kręcąc głową. Tego już nie mogłem zaakceptować.

Owen podszedł do mnie i chwycił mnie za ramiona. Nie chciał się ze mną spierać, jednak oboje też nie zamierzaliśmy tak łatwo ustąpić. Mieliśmy odmienne zdania na temat tego wszystkiego. A raczej Ethan miał.

To on wydawał rozkazy, racja, ale dlaczego Owen miałby go słuchać, skoro w ostatnim czasie był niedoceniany i odpychany od niego? Mógł sam decydować o tym, co było słuszne i kogo chciał wspierać.

— Pójdę na tę wojnę, czy tego chcesz, czy nie, Owenie — powiedziałem stanowczym tonem głosu.

— Gdzie Adaliah?

— Z Donovanem w Lesie Cieni. Czekają na nas.

— To niedobrze — Owen pokręcił głową, patrząc mi w oczy. Był coraz bardziej zaniepokojony, ale jego stanowczość również gdzieś uleciała. Nie był już taki pewny, czy powinien mnie zatrzymywać. — Bardzo niedobrze...

— Chodź z nami — zaproponowałem. Mocniej ścisnąłem dłoń Deny, na co ona dyskretnie przejechała drugą dłonią po moich plecach, co uspokoiło mnie na tyle, abym mówił spokojnym głosem. — Chodź i walcz, Owenie. Jesteśmy wojownikami. Przecież wiem, że nie chcesz tu siedzieć i mnie pilnować. Nie jestem już dzieckiem. Adaliah też nie. Chcemy walczyć za naszą krainę do ostatniej kropli krwi, tak jak przystało na dobrych władców.

Doradca królewski puścił mnie, jednak nie odsunął się. Na jego twarz wypełzł dumny, szczery uśmiech. Zaimponowałem mu swoim nastawieniem, co pchało mnie ku temu, aby faktycznie znaleźć się na polu bitwy i walczyć. Elf był bliski tego, aby się zgodzić, dobyć broni i stanąć u mego boku na w walce.

— A kim jest ta młoda dama? — Jego wzrok powędrował na Denę. Chimera uśmiechnęła się, dumnie unosząc głowę.

— Chcę walczyć razem z wami, sir — powiedziała z pewnością siebie w głosie. Zadziwiał mnie jej spokój. Nie znała nas, a mimo to uznała, że jesteśmy lepsi od czarodziei. — O lepsze jutro i lepsze kiedyś.

— Wasze młode, waleczne serca przejdą do historii i przyćmią wyczyny takich jak ja.

— Owenie, o tobie będą pisać pieśni — oznajmiłem bez chwili wahania.

— Nie... Ja jestem jedynie starym elfem, który buntuje się przeciwko królowi dla dwójki młodych książąt. Masz swój miecz? Myślę, że możemy ruszać. Wojna nie będzie na nas długo czekać.

Miałem ochotę uściskać elfa i skakać pod sam sufit, jednak ograniczyłem się do szerokiego uśmiechu. Owen naprawdę się zgodził i chciał iść z nami. Położyłem mu rękę na ramieniu i skinąłem głową. Jego decyzja była słuszna. Już dawno powinien był postawić się mojemu ojcu i jego humorkom. Zasługiwał na coś znacznie więcej niż pilnowanie mnie i Adaliah, abyśmy nie opuszczali zamku.

Mieliśmy ruszyć w stronę wyjścia, jednak pozostawała jeszcze jedna sprawa, która nie dawała mi spokoju.

— Co z moją matką? — zapytałem.

— Caroline jest w swojej komnacie. Towarzyszy jej trzech najlepszych strażników, więc nie musisz się o nią martwić — To mnie znacznie uspokoiło. Była bezpieczna. — Zanim ruszymy, chcę abyś coś wiedział Ernesh. Twoja matka spojrzała w gwiazdy, zanim Ethan opuścił Elsolis. Zobaczyła coś. Nie jest w stanie tego zidentyfikować, ale mówi, że wydarzy się coś złego.

— Ale nie dla nas. To czarodzieje będą cierpieć, kiedy ich król padnie martwy na ziemię.

— Obyś miał rację, chłopcze. Jesteście gotowi?

— Myślę, że niektórzy urodzili się gotowi — Dena spojrzała mi głęboko w oczy z pewnym błyskiem. Właśnie ta chytrość mi się w niej podobała. byłem wręcz pewny, że nie mogła się doczekać, aż wskoczy między walczących.

— Tak — Westchnąłem z rozmarzeniem. — Chodźmy na wojnę.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz