Rozdział 32

269 35 215
                                    

DONOVAN

Wróciłem do Carminy z okropnym samopoczuciem. Byłem naiwny, myśląc, że Adaliah przyjmie mnie w swoim zamku z otwartymi ramionami. Naprawdę naiwny...

Powinienem był spodziewać się, że elfka nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Zbyła mnie, jednak fakt, że nie widziałem w jej oczach nienawiści do mnie, a ból, nie dawał mi spokoju. Coś ukrywała i nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Tylko co?

Nie rozmawiając z nikim, udałem się prosto do Sali Tronowej, gdzie nie było nikogo poza strażnikami, którzy nie odzywali się ani słowem. Równie dobrze mogło ich tam nie być. Miałem nadzieję, że zyskam chwilę ciszy, aby odpocząć i przemyśleć kilka istotnych spraw. Potrzebowałem tego, aby zebrać myśli w jedną spójną całość i rozważyć, co dalej.

Czułem, że powinienem był coś zrobić.

Ciężko opadłem na swój tron i zamknąłem oczy, jednak od razu otworzyłem je, kiedy moje myśli powędrowały ku królowej elfów. Gdy tylko moje powieki opadały, widziałem ją, a to doprowadzało mnie do szaleństwa. Och, dlaczego nie mogłem o niej po prostu zapomnieć? Powinna być nikim w moim życiu, a jednak była kimś. Szkoda, że nie potrafiłem określić kim.

Wrogiem? Przyjaciółką? Byłą kochanką, czy przedmiotem ucieczki od rzeczywistości?

— Mój panie!

Do sali wpadł Nezad. I tyle było z chwili ciszy, na którą tak liczyłem. Ależ się nią nacieszyłem! Tuż za dowódcą straży szybkim krokiem szła zaniepokojona Hope. Po przejęciu władzy uczyniłem ją swoją prawą ręką, jednak nie zmieniało to faktu, że nawet jeśli coś się stało, chciałem spokoju.

Spojrzałem na tę dwójkę przymrużonymi oczami, jednak ostatecznie postanowiłem ich zignorować, dlatego nim zdążyli powiedzieć coś więcej, z powrotem zamknąłem oczy i wygodniej usadowiłem się na swoim tronie. Nawet byłem w stanie znieść fakt, że moje myśli od razu powędrowały ku elfce.

— Panie, przyszła tutaj kobieta — poinformował Nezad, nie przejmując się faktem, że nie miałem ochoty go słuchać.

— To niech sobie pójdzie — Machnąłem ręką.

— Mówi, że musi się z tobą zobaczyć. Podobno to sprawa życia i śmierci.

— Czyjego życia i czyjej śmierci?

— To ma związek z Adaliah — wtrąciła się Hope.

Czuły punkt.

Otworzyłem oczy i spojrzałem na dowódcę straży, dając znak, aby jednak powiedział coś więcej. Nie miałem pojęcia, kto mógł czuć taką nagłą potrzebę zobaczenia się ze mną i porozmawiania o Adaliah. Może elfka wysłała do mnie posłańca, aby przekazał mi jakąś wiadomość?

Ciężko było ukryć, że w głębi serca zacząłem obawiać się tego, co Nezad miał do powiedzenia. Wiedziałem, że coś było nie tak. Czułem to, a wyraz twarzy Hope utwierdzał mnie w tym niepokojącym fakcie, ponieważ ona nigdy nie martwiła się bez większych powodów. Zazwyczaj zachowywała nienaganny spokój, nawet kiedy wszyscy inni zaczynali tracić zmysły. W takiej sytuacji mogłem spodziewać się naprawdę wszystkiego.

— Przez ostatni rok chyba dobrze się bawiłeś na swoim tronie, czyż nie? — zapytał Nezad. To pytanie trochę zbiło mnie z tropu. Zmarszczyłem brwi.

— Zależy co przez to rozumiesz — mruknąłem.

— To teraz nie istotne. Kobieta, która przyszła... Czuję, że zapewni ci jeszcze więcej rozrywki.

— Słucham?

Czarodziej zaśmiał się w dziwny, wręcz szyderczy sposób, a zaniepokojenie z jego oczu zniknęło. Patrzyłem na niego z niemałym zdziwieniem, próbując zrozumieć jego niecodzienne zachowanie. Nigdy się nie śmiał. Zawsze był poważny i nie pozwalał sobie na żarty, aby jako dowódca straży królewskiej dawać przykład innym.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz