18

320 21 1
                                    

Ich relacja była dziwna. Od pewnego czasu zaczęli jeść razem śniadania, jednak podczas nich atmosfera była dosyć gęsta, a oni nie rozmawiali za wiele. Zwykle Harry próbował nawiązać rozmowę, ale Louis odpowiadał mu czasami tak, że Styles naprawdę wolał rozmawiać w myślach sam ze sobą.

Mijał już niemal trzeci miesiąc ich małżeństwa. W tym czasie wciąż odwiedzał ich Malik, Niall nadal dziwnie się na nich patrzył, a pani Mary dziwiła się, że ich dwójka śpi osobno. Josh wciąż był Joshem, który był gdzieś w tle, ale Harry bardzo doceniał jego pomoc.

Raz wyszli nawet wspólnie. Zayn zaprosił ich dwójkę na kolację, więc po tym wieczorze w Internecie krążyły zdjęcia z małego wypadu, ale Harry zaczynał rozumieć, że lepiej, kiedy będzie to wszystko ignorował.

Tego dnia zszedł na śniadanie. Harry zaczynał jakoś organizować sobie dni. Teraz jednak wszystkie jego plany miały wziąć w szlag. Wciąż był w swoim szlafroku i piżamie. Czuł się lekko chory i uznał, że nie będzie się specjalnie przebierał, skoro zaraz po posiłku miał w planach wrócić do łóżka i przeleżeć dzień pod kołdrą. Odwołał już spotkanie ze swoją mamą, która sama kazała mu odpocząć i napić się ciepłej herbaty.

— Taki strój do śniadania? — zapytał Louis bez żadnego przywitania. Pił swoją kawę i nawet lekko go zdziwiło, że Harry pojawił się w piżamie.

— Chcę zjeść i wrócić do... do... — Brunet kichnął dwa razy, po czym zaraz zaczął się dusić. — Przepraszam.

— Wróć na górę, Harry — powiedział Louis, przewracając stronę w gazecie.

— Jak już zszedłem, to zjem chociaż coś małego. Może jakieś płatki? Strasznie boli mnie gardło.

— Idź do siebie. Nie mam w planach zarazić się od ciebie jakimś gównem!

Jedną z ciekawych rzeczy w Stylesie było to, że podczas choroby łatwo było go zdenerwować i nie trzymał swoich emocji na wodzy tak dobrze jak zwykle. Trzasnął w stol i wstał, a pies, który już nie był taki malutki, skulił się przy nogach szatyna.

— Jaki ty masz ze mną problem, Louis, co?

— Nie krzycz przy śniadaniu, tylko siadaj.

— Będę krzyczał, skoro to też jest mój dom! — zaczął Harry, wpatrując się z gniewem.

— Chciałbym zauważyć, że to mój dom. Ty tu tylko mieszkasz.

Brunet sapnął w gniewie. Nie spodziewał się takiego chamstwa po Louisie.

— Nie wiem, o co ci chodzi i dlaczego musisz mieszać mnie z błotem. Przypominam ci jedynie, że jesteśmy cholernym małżeństwem i też mam prawo być traktowany z szacunkiem.

Po tym Harry na nowo zaczął się dusić. Może i wychodził za lekko ubrany, a pogoda ostatnio nie dopisywała i niemal cały czas padało. Szczególnie, że Clifford miał dużo energii i Styles chętnie wychodził z nim na spacerki.

— Co? O co my znów się kłócimy? Powiedziałem, żebyś poszedł na górę. Nie chcę być chory.

Głos Louisa był już dużo spokojniejszy. Musiał pohamować swoją złość, chociaż już teraz stąpał po cienkiej granicy.

— O to, że zawsze, niemal zawsze, zachowujesz się tak, jakbym był jakimś śmieciem albo wybił ci rodzinę! O to mi chodzi, Louis!

Tomlinson wstał z impetem od stołu aż zastawa na nim się zatrząsała. Harry nie wiedział, co właśnie się działo, ale Clifford zaraz poleciał za szatynem.

I tuż po tym rozległ się trzask drzwi frontowych.

— Cholera — przeklął Harry, zaraz zginając się, kiedy znów zaatakował go kaszel.

———

— Tomlinson.

— Payne.

— Czego ode mnie chcesz? — zapytał mężczyzna, siadając na fotelu w gabinecie dyrektora.

— Mam dla ciebie pewną ofertę. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że ofertę, która nie jest do odrzucenia

Przed Louisem leżał jakiś dokument. Uśmiechał się szelmowsko, czując się jak kot, który spija ze spodeczka ulubioną śmietankę.

— Doskonale wiesz, że ci nie ufam, Tomlinson. Daruj sobie tą twoją udawaną litościwość.

— Ja i udawanie? Za kogo ty mnie masz? — zaśmiał się bezczelnie Louis, obracając w palach długopisem. Siedział rozwalony na fotelu z nogą założoną na nogę.

— Za jebanego dupka.

— Payne, Payne, Payne — zacmokał Tomlinson, wpatrując się lodowatym wzrokiem w mężczyznę. — Coś ci powiem. Na twoim miejscu nie używałbym słów jebany dupek, kiedy wiesz, co mogę ci dać.

— A co ty niby masz, czego ja pragnę?

— Mam pieniądze, Payne.

— Zaczynam odrywać się od dna. Nie kupisz mnie.

— Jedno moje słowo, a te twoje odrywanie się od dna dokona odwiertu. Ale jeśli pójdziesz na mógł układ, kto wie, może odzyskasz część tego, co utraciłeś.

Liam wyglądał, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał. Wiedział, że propozycja Tomlinsona zawsze niosła za sobą jakąś cenę. Był jak diabeł, który czekał tylko na podpisanie cyrografu.

— Czego chcesz w zamian? Odebrałeś mi wszystko, co miałem.

— Nie spotkasz się więcej z Zaynem. Nawet o nim nie pomyślisz. To jest moja cena.

— Rozstaliśmy się — zauważył Payne. — Myślisz, że będziemy mieli ze sobą coś wspólnego.

— Ja nie myślę, Payne. Ja to wiem. Dlatego próbuję podjąć próbę, aby zapobiec temu, co może zaprzepaścić Zayn. Jestem świadomy, że... Twój mały towarzysz opuścił wasze gniazdo. Nawet się nie dziwię, tak szczerze mówiąc.

— Chcesz czegoś jeszcze. Znam cię.

— Ja? — zapytał niemal słodko Tomlinson, kładąc długopis na biurku i palcem przesuwając go w stronę drugiego mężczyzny. — Payne, jedyne czego aktualnie chcę, to przestać patrzeć na ciebie. Idziesz na ugodę czy mogę wrzucić ten słodki papier do niszczarki?

———

Wrócił do domu w dużo lepszym nastroju. Wszystko układało się tak, jak sobie to zaplanował. Wiedział, jak zapobiec temu, co mogło przynieść negatywne skutki.

Przywitał się z Cliffordem. Była dwudziesta trzecia, a on zasiedział się w biurze. Nie było to dla niego niczym dziwnym. Czasami spędzał więcej czasu w firmie, aby zająć się do końca pewnymi sprawami.

Wszedł na górę i zauważył, że lampka w sypialni Harry'ego nadal się paliła. Zapukał delikatnie w lekko uchylone drzwi, nie chcąc powtarzać wydarzenia sprzed jakiegoś czasu. Nie dostał jednak odpowiedzi. Dlatego uchylił lekko drzwi.

Zobaczył śpiącego bruneta. W jednej dłoni wciąż trzymał książkę. Louis westchnął i postanowił naruszyć lekko jego przestrzeń osobistą i wszedł do środka. Zabrał niewielki tomik i odłożył go na szafkę nocną, po czym zgasił światło, a w sypialni zapanowała kompletna ciemność.

— Nie rozumiem tego, Harry. Nie rozumiem tych wszystkich uczuć — powiedział szeptem Louis, kiedy stał tak nad śpiącym brunetem. — Gdybyś tylko wiedział... Gdybyś tylko znał prawdę.

Odwrócił się i miał już wychodzić, kiedy Styles złapał go za rękę.

— Jaką prawdę powinienem znać?


Contracted Love + Maybe Our Love Was Not EnoughOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz