_01

304 18 0
                                    

I tak minął im ich drugi ślub. Oczywiście Horan jednak wypił nieco za dużo, ale jego paplanina i tańce, skutecznie rozproszyły gości na tyle, że kiedy Harry z Louisem wrócili na dół, nikt nie podział nawet słowa na temat ich zniknięcia. Niall zgarnął ich wtedy na środek parkietu i zaczął opowiadać, że to on i tylko on był czynnikiem, dzięki któremu się poznali i pokochali. Małżeństwo spojrzało na siebie nerwowo i szybko usunęli Horana z sali, który wcale nie chciał wyjść, ale zgodził się, kiedy obiecali mu, że w pokoju będzie dużo słodkich wypieków.

A później wrócili do normalnego, nieco szarego życia, które na co dzień prowadzili. Louis wciąż terroryzował pracowników, a Harry starał się go powstrzymywać, nie wiadomo czy dla zdrowia psychicznego tychże zatrudnionych firmie, czy swojego własnego. To wszystko zaś działo się ku uciesze Nialla. Ten trzeci od pewnego czasu chodził zamyślony, jakby znów coś kombinował, ale małżeństwo wiedziało, że lepiej nie pytać się o nic Horana, bo inaczej zostanie się uwikłanym w jego dziwaczne plany i intrygi, których nie powstydziłaby się najgorsza opera mydlana.

Co prawda musieli mu jednak podziękować, że faktycznie jakoś pchnął ich w swoją stronę. No i za Clifforda, który był ich małym — no teraz to już może niekoniecznie takim małym — szczęściem. Nie ukrywali, że żyło im się razem dobrze.

Harry musiał mimo wszystko przyznać, że choć uwielbiał swojego psa, to nie lubił momentów, w których po długiej nocy musiał iść do łazienki, ale leżała na nim wcale nie taka lekka przeszkoda. Starał się zawsze jakkolwiek przenieść Clifforda, aby ten się nie obudził, ale zwykle kończyło się na tym, że Harry pędził do łazienki jak szalony, zanim tylko pies otworzył na dobre oczy.

Dzisiaj jednak obudził się bez swojego futrzanego ciężaru na sobie. Za to pobudka, kiedy nadal czuł ramiona Louisa wokół siebie była całkiem miłą odmianą. Niestety Tomlinson nadal wstawał wcześniej od niego i takie poranki były dla bruneta rzadkością.

— Harry, twoje włosy wchodzą mi do nosa — mruknął niezadowolony mężczyzna, próbując ręką na oślep pozbyć się irytujących kosmyków ze swojej twarzy.

Styles nie miał jednak zamiaru pozwolić Louisowi na kolejne minuty snu. Najpierw jednak obrócił się i sięgnął po małą butelkę z sokiem, którą zostawił, kiedy wieczorem czytał w sypialni. Dlatego szybko napił się łyka czy dwóch, aby wrócić swoją uwagę do Tomlinsona. Doskonale wiedział, że mężczyzna tylko udawał, że nadal spał.

Dlatego postanowił połączyć ich usta. I choć na początku to były tylko delikatne muśnięcia, to szybko przerodziły się w coś bardziej gwałtownego. A jeszcze mniej czasu zajęło Louisowi dobranie się do szyi męża, która i tak po ich wcześniejszej mocy była według niego i tak niewystarczająco zmaltretowana.

— Louis, jest za ciepło, żebym miał nosić apaszki przez co najmniej tydzień.

— Wcale nie będzie mi przeszkadzać, jak popracujesz tydzień z domu, kochanie.

— Jesteś takim zazdrośnikiem.

— Oj, zamknij się już — mruknął Louis, znów wracając do ust młodszego. Cieszył się, że była niedziela i choć kiedyś chodził do pracy w takie dni, to Harry szybko przekonał go, że czas spędzony z nim w domu mogą być również ciekawe.

Czuł dłonie Louisa, które krążyły gdzieś na wysokości dolnych części jego pleców.

— Ale pan jest niecierpliwy, panie Tomlinson — jęknął Harry, ale na jego twarzy świecił wesoły uśmiech. Doskonale czuł na swoim udzie, że Louis był już podniecony.

— Odezwał się — burknął w odpowiedzi szatyn.

Ledwo pomyślał, co jeszcze tylko lekko złośliwego mógłby powiedzieć, ale Styles był zdecydowanie szybszy i chętnie zanurkował pod kołdrę. Louis na chwile wstrzymał oddech. Miał kilka ulubionych widoków w swoim życiu, a taki Harry zdecydowanie plasował się wysoko w jego rankingu.

Niemal tracił zmysły, kiedy czuł te miękkie, ciepłe usta wokół swojego penisa. Zdarzało się, że Styles budził go już w taki sposób. Ale za każdym razem podobało mu się to tak samo mocno, o ile nawet nie bardziej.

— Hazz — mruknął Louis, wplątując place w roztrzepane włosy męża.

Styles był jednak zbyt zajęty, aby odpowiedzieć. Szatyn miał za to idealny moment, aby sięgnąć gdzieś za poduszki, a po kilku sekundach w jego dłoni znalazło się mała tubka z nawilżaczem.

I chociaż zdecydowanie chciał skończyć w tych słodkich ustach, to miał dla nich inne plany na ten miły poranek. Podciągnął lekko Stylesa i zaraz ten niemal siedział na jego biodrach.

— I każesz mi się zamknąć, jak mówię, że jesteś niecierpliwy — zaśmiał się brunet, pochylając się lekko i pocierając o brzuchy ich obu.

— Też jesteś małym niecierpliwcem.

— Ale ja się do tego przyznaję, kochanie — odpowiedział Harry, nachylając się jeszcze bardziej, aby samemu wycisnąć malinkę na obojczyku starszego.

— Zrobiłeś się złośliwy, słodki.

— To wszystko zasługa mojego kochanego męża — powiedział Harry, zaraz jednak lekko sycząc, kiedy poczuł w sobie chłodne palce. — Mogłeś mi coś powiedzieć.

W odpowiedzi Tomlinson uszczypnął go w pośladek. Uważał, że wcale nie miał takiego złego wpływu na męża. Prędzej zwaliłby winę na wiecznie unoszącego swój nochal Zayna. Ale na siebie? Nigdy w życiu. Louis wiedział, że był przecież ucieleśnieniem uprzejmości i przyjaźni.

Szybko jednak odrzucił od siebie te głupoty, kiedy miał przed sobą zdecydowanie potrzebującego bruneta. Miał w swoim życiu sprawy ważne i ważniejsze, a ta teraz była jak najbardziej uznana za priorytetową.

Dlatego skupił się na przyjemności, którą mógł dać Harry'emu.

W końcu na ten moment nie było nic ważniejszego niż ich dwójka.

———

Ich leniwy i jakże dotykalski poranek przeciągnął się aż do południa. Wcześniej musieli chwilę odpocząć i ogarnąć nieporządek wokół swojego łóżka. Później musieli zrobić to samo ze sobą, a to, że pod prysznicem znów zaczęli się do siebie dobierać niespecjalnie ich dziwiło.

Kiedy zrobili tylko krok w kuchni, znikąd pojawił się Clifford, które pewnie znowu kopał coś pod jakimś krzakiem w ogrodzie, bo Harry tylko westchnął widząc, ile pies znów naniósł im ziemi do domu. Louis siedział na blacie, przeglądając wiadomości na tablecie i pijąc poranną kawę. W tle leciała kiczowata muzyka, którą zawsze puszczał Harry i choć na początku szatyn niemal zasłaniał uszy, tak teraz się do tego przyzwyczaił.

— Na co masz ochotę?

— Co zrobisz — odpowiedział Louis. Nadal był cholerną, wybredną małpą, ale zwykle zjadał wszystko, no prawie wszystko, co przygotował Harry.

Brunet podszedł do starszego i jakoś udało mu się wcisnął tuż obok, układając głowę na jego ramieniu.

— Co czytasz? — zapytał Harry, składając drobne pocałunki na ramieniu Louisa, które tym razem już było okryte czarnym materiałem koszulki.

— Wiadomości — mruknął ten, składając delikatny pocałunek na jeszcze lekko wilgotnych włosach Harry'ego.

Louis nie był zdziwiony jak przylepny był młodszy. Często stawał się taki, po ich dosyć upojnych momentach, ale naprawdę to lubił. Czuć, że są ze sobą blisko niezależnie od wszystkiego.

Obaj kompletnie zmienili się przez drugiego, ale nie wydawało się im to przeszkadzać.


Contracted Love + Maybe Our Love Was Not EnoughOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz